5.

592 73 104
                                    

5.

🅜🅐🅒🅚🅔🅝🅩🅘🅔 ​

Millie się myliła.

W tym roku nie czekało mnie czterdzieści godzin chemii. Miałam spędzić ich ponad siedemdziesiąt w jednej ławce z Darcym Daviesem i z upiornym wzrokiem pana Kindly.

Siedemdziesiąt dwie godziny. 

Wsunęłam do ust malinową owsiankę i skrzywiłam się.

— Daj spokój, Mackenzie, dodałam odrobinę słodzika. Nie krzyw się tak — zamarudziła mama.

Mój wzrok powędrował na twarz Matta, który śmiał się w swoją jajecznicę. Padalec zrelacjonował w weekend matce moją konfrontację z Patsy ze stołówki. Matka zamiast obdarzyć mnie współczującym spojrzeniem i zapewnić, że moja waga była idealna, zaczęła układać plan zdrowych posiłków na cały następny miesiąc.  

Plan tylko dla mnie. Matt mógł obżerać się do woli bekonem i jajkami.

— Nie dlatego się krzywię, mamo — odpowiedziałam. — Obmyślam plan ominięcia siedemdziesięciu dwóch godzin chemii w tym roku — burknęłam.

Mama odłożyła ściereczkę na kuchenny blat i podeszła do stołu. Przeczesała dłonią moje włosy i zapytała:

— Jak bardzo jest źle?

Była świadoma, że pan Kindly odreagowywał na mnie romans eks żony. Pod koniec zeszłego roku była nawet kilka razy u dyrektora, ale pan Kindly był sprytnym typem. Nie wstawiał mi przecież jedynek za uśmiech, dostawałam negatywne oceny, bo moja chemiczna wiedza najpewniej sprawiała, że biedna Maria Skłodowska Curie przewracała się w grobie. Akcja i reakcja czy jak tam mawiał Newton.

— Zdążyłam się zbłaźnić na pierwszej lekcji i dostałam za partnera chłopaka, który chyba uważa, że mam orzeszek zamiast mózgu — sarknęłam. 

— Och, Mackenzie. — Mama usiadła na wolnym krześle pomiędzy mną i Mattem i wyraźnie posmutniała. — Mam się przejść do szkoły?

Pokręciłam głową i dojadłam owsiankę, która smakowała trochę jak tektura.

— Nie. To i tak nic nie da. Przemęczę się ten rok.

Matka zacisnęła szczękę i prychnęła.

— Ten wasz cholerny ojciec. Jak zwykle inni muszą płacić za jego ekscesy.

Jej twarz poczerwieniała ze złości. Wymieniłam z bratem porozumiewawcze spojrzenie — oboje dyskretnie skinęliśmy głowami. Mama zaczynała się nakręcać i było tylko kwestią czasu, aż zacznie wyciągać wszystkie przewinienia ojca, a że lista była długa, to lepiej było się w czas ewakuować.

— Spadamy do szkoły, mamo. — Matt podniósł się z krzesła i ucałował maminy policzek.

Szybko zrobiłam to samo, złapałam za plecak i ruszyłam pospiesznie za Mattem. Wsiadłam do czerwonego camaro i otworzyłam okno. Poniedziałkowy ranek był przyjemnie rześki. 

— Powinnaś wycyganić od ojca auto, telefon i laptopa. — Matt uniósł brew i posłał mi szybkie spojrzenie znad przeciwsłonecznych okularów. — Niech zapłaci za swoje grzechy.

Wystawiłam dłoń przez okno i zaczęłam nią poruszać do jakiejś indie piosenki ze składanki Matta.

— Nie chcę jego pieniędzy bądź prezentów — mruknęłam. — On myśli, że jak coś nam kupuje, to wymazuje któreś z przykrych wspomnień i jest lepiej. Nie jest — odparłam z naciskiem.

(Nie)idealni YA| ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz