3.

723 79 110
                                    

3.

🅜🅐🅒🅚🅔🅝🅩🅘🅔

— Wiesz, może nie będzie tak źle. — Millie stała przede mną w kolejce na lunch i próbowała mnie pocieszyć.

Zaśmiałam się gorzko i dotknęłam swojej klatki tuż nad sercem, które wciąż mocno mi kołatało z nerwów.

— Mills, już gorzej być nie może. Będę w parze na chemii z Daviesem. Jak coś zawalę, a na bank coś zawalę, to najpierw zabije mnie Davies, a potem poprawi to pan Kindly.

Potarłam skroń, czując, że niedługo przywita mnie potężny ból głowy. Kolejka w szkolnej stołówce była tego dnia wyjątkowo długa, a panie bufetowe jak na złość w ogóle się nie spieszyły. Chciałam już wziąć jedzenie i usiąść przy naszym stoliku.

— Hej, Mac! Hej dziewczyny!— Sky Atkins pomachała mi przyjaźnie dłonią, a ja wymusiłam na ustach uśmiech.

Sky i ja razem męczyłyśmy się w zeszłym roku na matematyce. Obie pomstowałyśmy na algebrę i całki. 

— Hej, Sky — przywitałam się. — Jak tam egzamin z geometrii?

— Okropny! — Sky westchnęła ciężko.

— Pociesz się, że chemia też nas psychicznie wykończyła — jęknęła Alex, a ja szybko jej zawtórowałam:

— Kindly dobiera ludzi w przypadkowe pary. Ja trafiłam na Darcy'ego Daviesa.

Sky przeklęła pod nosem.

— Tak jakby przebywanie z Kindlym w jednym pomieszczeniu nie było wystarczającą karą — sarknęła. — Davies jest podobno chemicznym geniuszem, więc masz szczęście. Przy dobrych wiatrach odwali za ciebie robotę — zaśmiała się, a potem rzuciła: — Uciekam, Becky mnie woła. Na razie!

Pomachałyśmy jej, a stojąca za mną Alex mruknęła ponuro:

— Sky ma rację. Ty przynajmniej nie musisz siedzieć w pierwszej ławce. Nie dam rady patrzeć w upiorne ślepia Kindly'ego przez bitą godzinę. — Sfrustrowana potargała swoje afro. — Przekręcę się tam.

Ja, Sarah i Alex westchnęłyśmy głośno, a Millie w końcu dopchała się do przeszklonej lady.

— Ciekawe kogo ja dostanę — zamyśliła się, patrząc na metalowe pojemniki wypełnione klopsami, makaronem z serem i lasagną. — Założę się, że sparują mnie z Martie Donovan. W zeszłym roku pękł jej pryszcz na chemii i ochlapał siedzącego obok chłopaka. — Millie wzdrygnęła się. — W tym roku to będę ja — jęknęła. — Będę pokryta ropą Martie Donovan.

Wszystkie cztery skrzywiłyśmy się, a potem parsknęłyśmy śmiechem. We własnym towarzystwie te wszystkie okropne rzeczy nie były aż takie beznadziejne.

Po pięciu minutach Millie wybrała lasagnię, a ja ostrzyłam zęby na makaron z serem. Potrzebowałam teraz dużo węglowodanów i tłuszczów.

— Poproszę makaron — uśmiechnęłam się do pulchnej pani bufetowej i niecierpliwie wyciągnęłam dłoń po talerz. Już sam zapach był bardzo apetyczny.

— Czy ty oszalałaś?! — Patsy Goodman pojawiła się dosłownie znikąd i sprawiła, że ja i moje przyjaciółki podskoczyłyśmy w powietrzu. — Zero węglowodanów! — warknęła wyrywając mi talerz z dłoni. Spojrzała na jego zawartość i zwęziła oczy. — Nasycone tłuszcze? — zapytała świszcząco, a ja nagle zapragnęłam, aby chemia z panem Kindlym mnie wtedy dobiła. — Chcesz mnie wykończyć? Zniszczyć mój ostatni rok w tej szkole?

Pokręciłam głową, choć tak naprawdę nie do końca ogarniałam tok rozumowania Patsy. Jak moje teoretyczne nadprogramowe kilogramy mogły zniszczyć jej życie?

(Nie)idealni YA| ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now