Rozdział 50.

257 19 9
                                    

   Lilianne całkowicie olała przygotowania do Turnieju Trójmagicznego, nie przyszła nawet na powitanie uczniów innych szkół magii, Durmstrangu i Ilvermony, używając zawalenia nauką jako wymówki. Uznała, że tak czy siak ani ona, ani bliźniacy nie osiągnęli jeszcze pełnoletności, więc ich to nie powinno dotyczyć, a na ten rok wyznaczyła sobie cel zgłębiania wiedzy o tych odnogach magii, którymi była najbardziej zafascynowana; magią umysłu, którą bardzo polubiła w zeszłym roku, alchemią oraz sztuką wytwarzania różdżek. W końcu - powiedziała sobie - bliźniacy już osiągnęli wiele w kwestii tworzenia zaklęć, nie mogę być od nich gorsza.

Inaczej uważali jednak Fred i George, którzy gdy dowiedzieli się o sposobie wybierania kandydatów szkół, cały czas chodzili za nią i prosili o to, żeby uwarzyła im eliksir postarzający. Lilianne prychnęła kpiąco i otwarcie wyśmiała ich pomysł, kiedy pierwszy raz o nim usłyszała. Poddała się dopiero, kiedy nie chcieli nawet puścić jej samej do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, żeby mogła spokojnie pospać.

W dzień, w który uczniowie mogli wrzucać swoje zgłoszenia do Czary Ognia, Lilianne wręczyła Weasleyom eliksir i została w Wielkiej Sali przez niespełna minutę, by zobaczyć ich wielką porażkę. Upewniła się wcześniej, że uwarzyła miksturę wystarczająco silną, żeby po jednym łyku zestarzeli się o całe pięćdziesiąt lat, tylko po to, by zobaczyć ich z okropnie długimi brodami.

Jej przewidywania się spełniły i gdy bliźniacy zostali odrzuceni z Linii Wieku, całe pomieszczenie opanowało rozbawienie uczniów. Ona tylko uśmiechnęła się z satysfakcją i poszła w stronę Skrzydła Szpitalnego, gdzie mieli trafić.

-Jak ładnie poprosicie - powiedziała im po całym zajściu, łapiąc ich w korytarzu - to dam wam antidotum i nie będziecie musieli iść do pani Pomfrey.

-Wiedziałaś, że tak będzie?! - jęknął Fred.

-I nam nie powiedziałaś? - dodał George głosem pełnym wyrzutu.

Pokręciła głową z rozbawieniem.

-Przecież mówiłam, że jak silny nie byłby ten eliksir, raczej nie przełamie Linii Wieku Dumbledore'a. To jak, chcecie to antidotum czy nie?

Ostatecznie chłopcy poddali się i pokornie poprosili o eliksir, a Lilianne z ulgą i satysfakcją mogła stwierdzić, że w tym roku już nie uda im się narazić życia w Turnieju.

Ślizgonka nawet nie zdziwiła się zbyt mocno, gdy reprezentantem Hogwartu w Turnieju został, oprócz Cedrika Diggory'ego, jej brat. Szczerze wątpiła, żeby udało mu się to osiągnąć samemu, i raczej nie chciał nawet tego osiągnąć, ale nie zajęła się sprawą odnalezienia tego, kto go wrobił. Tak jak mówiła Lupinowi, z Harrym Potterem nic jej nie łączyło.

Właściwie do przerwy świątecznej Lilianne zajmowała się, oprócz testowania produktów bliźniaków, głównie zgłębianiem dziedzin Numerologii i Starożytnej Magii. Nie było co prawda łatwo odnaleźć w pierwszym lepszym zakątku szkolnej biblioteki książkę o tym rodzaju magii (w końcu według Brytyjskiego Ministerstwa klasyfikował się on jako odłoga czarnej magii), ale gdy w liście do Syriusza Blacka napisała, że być może właśnie użycie tej magii spowodowało uczestnictwo jego chrześniaka w Turnieju, bez wahania podesłał jej trzy opasłe księgi, które znalazł w swojej bibliotece rodowej, a które najprawdopodobniej nie były w żaden sposób przeklęte. Podobno jego rodzina stosowała dość niekonwencjonalne metody ochrony takich przedmiotów.

Podczas pierwszego zadania Turnieju Trójmagicznego Lilianne nie stawiła się nawet na trybunach. Ta rozrywka była dla niej niczym walki gladiatorów, i tylko utwierdziła się w tym przekonaniu, kiedy dowiedziała się od bliźniaków, że konkurencją było zdobycie złotego jaja spod łap smoka. Nie skomentowała nawet faktu, że Fred i George zarabiali na zakładach dotyczących tego, kto wyjdzie z zadania najbardziej poturbowany.

Zemsta po Ślizgońsku smakuje najlepiej • Tom Marvolo RiddleWo Geschichten leben. Entdecke jetzt