Rozdział 32.

121 13 0
                                    

   Lilianne jak najszybciej wróciła do własnego umysłu. To było... z lekka przerażające, musiała przyznać. Obok niej stali już bliźniacy, zdziwieni bardziej jej reakcją niż zachowaniem Pottera, wyjaśniła im więc, że weszła na chwilę w perspektywę swojego brata.

-On potrafi mówić w wężomowie.

-Tak, zauważyliśmy - stwierdził z uśmiechem Fred.

-Zazdrosna? - wtrącił się George.

Spiorunowała go wzrokiem i ogarnęła się, by nie wyglądać na aż tak zaskoczoną.

-Nie aż tak - odpowiedziała - ale to oznacza, że jesteśmy w jakimś stopniu spokrewnieni z Slytherinem. A słyszałam kiedyś, jak McGonagall mówiła, że rodzina Potterów praktycznie zawsze była w Gryffindorze, co raczej by się gryzło z charakterem Slytherina.

-Czy ja wiem...? - zastanawiał się jeden z chłopaków. - U nas też każdy był w Gryffindorze, ale jakoś nie widzę, żeby ktokolwiek był taki odważny.

Popatrzyła się na niego krytycznie. Tak, chyba żaden z bliźniaków nie brał pod uwagę siebie.

-Nieważne - potrząsnęła głową. - Nie o to mi chodzi. Gdyby potrafił mówić do węży przez krew Slytherina, bardzo prawdopodobne byłoby, żebym ja też potrafiła. Jest naprawdę mała szansa na to, żeby magiczne bliźniaki były inne pod względem dodatkowych talentów, a chyba możemy uznać wężomowę za taki.

Lilianne dowiedziała się tego w wakacje, kiedy zapytała pana Ollivandera o więzi, jakie mogą być między bliźniakami lub trojaczkami. Okazało się, że sprzedawca posiadał rozległą wiedzę nie tylko o tworzeniu różdżek, ale także na temat różnic u rdzeni magicznych czarodziejów, co przydało jej się w zrozumieniu zasady działania więzi jej i Pottera.

-Albo to jest przypadek jeden na milion, albo musiał zdobyć to w jakiś inny sposób - kontynuowała, coraz bardziej oddalając się od rzeczywistości, odpływając w krainę własnych myśli i przypuszczeń.

Muszę jeszcze to sprawdzić.

Zanim jeszcze pożegnała się z Fredem, Georgem i Luną, spojrzała się na podest. Jej brat właśnie był zaciągany przez Granger na jego krawędź i wyprowadzany z Wielkiej Sali. Nie wiedział, o co chodzi. Czyli używał tej umiejętności na tyle odruchowo, że nie odróżniał jej od zwykłej mowy.

Może jednak to jest wrodzone? - rozmyślała. - Nie, za małe szanse. Już i tak poszczęściło mu się z przeżyciem avady kedavry. Ale musi to umieć od dawna, skoro nie widzi w tym nic dziwnego.

Zatopiona w myślach, poszła do biblioteki w poszukiwaniu ksiąg z drzewami genealogicznymi, by wypożyczyć jakąś jeszcze przed nastaniem ciszy nocnej. Chciała sprawdzić, czy rzeczywiście ród Potterów spokrewniony był ze Slytherinem. Bo jeśli był, to musiałaby pogodzić się z myślą, że jej ukochany braciszek był po stokroć bardziej wyjątkowy od zwykłego czarodzieja. To uraziłoby jej dumę.

Dopiero pod biblioteką zorientowała się, że na drugim piętrze minęła poobijaną Granger, ciągnącą Weasleya i Pottera w bliżej nieokreślonym kierunku. Jedynym, co mogło tam być, była łazienka Jęczącej Marty, a żadna dziewczyna nie poszłaby tam raczej z własnej woli. Potrząsnęła głową by odgonić myśli i weszła do środka.

Pierwsze, co zrobiła, to zapytała o drzewa genealogiczne bibliotekarkę, panią Pince, bo z tego co się orientowała, można było je w ogóle dotknąć tylko za jej zgodą. Być może po to, by chronić dane. Bibliotekarka powiedziała jej, że może jej udostępnić taką księgę tylko na jeden dzień i, że będzie ona chroniona zaklęciem przeciwko kopiowaniu lub przepisywaniu ręcznie tekstu. Lilianne zgodziła się, kobieta więc zniknęła na chwilę w pomieszczeniu za ladą i wróciła z obszernym tomem opisanym jako Historia rodu Potter wraz z biografiami jego członków.

Zemsta po Ślizgońsku smakuje najlepiej • Tom Marvolo Riddleحيث تعيش القصص. اكتشف الآن