Rozdział 18.

145 6 0
                                    

   Lilianne szła przez szkolne błonia z kupionym przez nią wcześniej na Pokątnej zeszytem pod pachą. Szukała Hagrida, gajowego - tak zwani Gred i Forge powiedzieli jej kiedyś, że ten nie tylko zajmuje się lasem, ale też zwierzętami, które w nim żyją; stąd pojawił się pomysł, żeby zapytać go o zwyczaje psów. Było jej to potrzebne, bo nie wiedziała, czego ma się spodziewać po ogromnym stworzeniu naśladującym w wyglądzie mitycznego Cerbera. Miała tylko nadzieję, że równie wielki jak ten pies człowiek zdradzi przez przypadek, jak go udobruchać. I, że nie nienawidzi Ślizgonów z jakiegoś błahego powodu.

Było wcześnie, dopiero skończyła się cisza nocna, ale już z daleka widziała światło w drewnianym domku położonym tuż obok Zakazanego Lasu, nie martwiła się więc o to, że jego mieszkaniec jeszcze śpi. Wolała wyjść z Pokoju Wspólnego Ślizgonów przed całym zamieszaniem związanym z meczem. Nie podobało jej się bycie popychaną przez ludzi, którzy tak bardzo spieszyli się, by obejrzeć rozgrywkę quidditcha, że jej absolutnie nie zauważali.

Zapukała do drzwi, całkowicie nieprzygotowana na odpowiedź w postaci niskiego, głośnego szczeku. Instynktownie cofnęła się, prawie przez przypadek spadając z wąskiego schodka.

-Cicho, Kieł! Spokój! - rozległ się głos z głębi chatki, a chwilę po tym otworzyły się drzwi. - Wchodźcie, cholibka - powiedział, jakby do kogoś innego, lecz zaraz się zreflektował. - Eeee, wchodź, cholibka. Myślałem, że to Harry i jego przyjaciele.

No dobrze, prawie się zreflektował. Lilianne zmarszczyła lekko nos.

Gdziekolwiek nie pójdę, tam Potter już zdobył szacunek! - zezłościła się wewnętrznie. - Zawsze on jest pierwszy!

-Dzień dobry - postanowiła pominąć jego potknięcie tak, jakby go nigdy nie było - jestem Lilianne.

Wyciągnęła do niego rękę, a on ją energicznie ścisnął.

Krzepę to on ma - stwierdziła i skrzywiła się niewidocznie.

-Pan to Rubeus Hagrid? - upewniła się niepotrzebnie.

-Żaden pan! - żachnął się olbrzym z uśmiechem, niemal pozbawiając ją głowy. - Hagrid jestem!

-Nie lubi pan swojego imienia, Hagridzie? - zapytała, ciekawa, czy tak normalnie się przedstawiał, czy to tylko dlatego, że była ze Slytherinu (chociaż nie wyglądał na takiego, który ocenia po pryzmacie Domu).

-Siadaj - poklepał kanapę naprzeciwko jego psa, który zaczynał się już do niej łasić. - To nie tak, że go nie lubię - stwierdził, kiedy wykonała prośbę. - Żaden uczeń nigdy nie mówił do mnie po imieniu, a ja się przyzwyczaiłem, cholibka.

Lilianne przyszło do głowy zabawne skojarzenie Hagrida z Voldemortem - imię żadnego z nich nie było na porządku dziennym - ale zignorowała to i kontynuowała konwersację z lekkim uśmiechem na ustach oraz uporczywym przypomnieniem w głowie, żeby nie nazywać go „panem":

-Więc, Rubeusie - uśmiechnął się radośnie - przyjaciele polecili mi cię jako człowieka, który wie najwięcej w szkole o zwierzętach, a ja chciałabym kupić w przyszłości psa. Zastanawiałam się, czy są jakieś magiczne rasy. Twój jest zwykłym mastifem czy ma jakieś magiczne zdolności? - zapytała.

I tak, przygotowała się do tego wyciągania informacji.

-Gdzie tam! - ponownie machnął ręką wielkości pokrywy od śmietnika. - Kieł to taki tam zwykły brytan, troszkę nerwowy, ale jak się przestraszy to od razu ucieka, cholibka. Przez to nie mogę go brać do lasu, bo on to nawet, tego... pająka się boi.

Kieł jakby na zawołanie zapiszczał, patrząc na swojego pana. Prawie zachichotała - wyglądało na to, że nie można było nawet wspomnieć przy nim nazwy tego robaka, tak strachliwy był.

Zemsta po Ślizgońsku smakuje najlepiej • Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz