Rozdział 19.

148 10 0
                                    

   Wyszła z szatni Gryfonów mocno zniesmaczona zachowaniem ich kapitana; po rzuconej przez nią mimochodem uwadze dotyczącą jego cierpliwości, ten rzeczywiście przeklął ją zaklęciem galaretowatych nóg.

Szczęście, że już opanowałam finite incantantem - stwierdziła wtedy i z powodzeniem się odczarowała.

Nie musiała dodatkowo suszyć mu o to głowy, wierzyła, że bliźniacy zajmą się psikusem dla niego specjalnie z tej okazji; zamiast tego spojrzała się na niego wymownie i poszła gdzieś, skąd mogłaby na spokojnie przywołać flet Pottera bez obawy o wścibskie spojrzenia reszty uczniów.

Tym miejscem był oczywiście Pokój Życzeń. Lilianne wolała jednak nie wchodzić na siódme piętro tylko po to, żeby zaraz zejść na trzecie, więc przywołała Gburka i w bardziej ustronnym miejscu przeteleportowała się z nim na korytarz z gobelinem przedstawiającym Barnabasza Bzika i trolle.

Tym razem Pokój nie był zbyt duży; potrzebowała tylko, żeby przepuścił flet przez drzwi, ale żeby nikt inny niż ona i skrzat tego nie zauważyli.

-Accio flet Pottera! - zawołała, wykonując kolisty ruch ręką.

Kiedy przez dobrą chwilę nic się nie działo, powtórzyła zaklęcie, jednak szybko zdała sobie sprawę z tego, że tylko raz udało jej się naprawdę przywołać książkę z rogu Pokoju, a samo nauczenie się tego było wymagane dopiero na czwartym roku. Westchnęła. Wyglądało na to, że musiała pójść do jego dormitorium, a raczej wolała nie zostać przyłapana.

-Czy Gburek może już iść? - wtrącił się do jej rozmyślań skrzat.

Niemal czuła, jak obracają się trybiki w jej głowie.

-Gburku, zaczekaj - zatrzymała go. - Czy byłbyś w stanie przynieść mi flet, który jest w dormitorium chłopców z pierwszego roku z Gryffindoru?

Stworzonko nie wyglądało na przekonane.

-Gburkowi nie wolno grzebać w rzeczach czarodziei, nie wolno!

-W takim razie skąd jeszcze możesz wziąć flet? Najlepiej tak, żeby nikt się nie zorientował? - spytała ironicznie. - Przecież Potter jest teraz na meczu, nie zauważy że zniknął.

-Ale... Gburek nie może...

-Gburku - powiedziała stanowczo, tylko tak mogła przekonać upartego skrzata do pomocy. - Potrzebuję tego fletu i chcę, żebyś go dla mnie zdobył. Obiecuję, że go potem odłożę.

Spuścił głowę, ale, mamrocząc pod nosem o czarodziejach-złodziejach, pstryknął palcami, a flet pojawił się w powietrzu. Szybko chwyciła go, żeby nie rozbił się o podłogę, a ten spojrzał na nią ponownie;

-Czy Gburek może już iść, panienko?

-Jeśli przeniesiesz mnie teraz do łazienki na trzecim piętrze, to tak - uznała, że woli być na wszelki wypadek zabezpieczona przed zarzutami próbowania dostać się do zakazanego pomieszczenia.

-Ale... profesor Dumbledore mówił...

-Niestety, Gburku, Dumbledore nie przewidział tego, że jak dziewczyny chcą się załatwić, to nie zrobią tego na drugim piętrze - skrzywiła się. - Tam jest Jęcząca Marta, a schody na trzecie piętro są bliżej niż na pierwsze.

Postukała butem o podłogę na znak zniecierpliwienia. Nie chciała odstawiać tego teatrzyku przed skrzatem, który pomagał im tak wiele razy, ale gdyby tego nie robiła, miałaby mocno utrudnione zadanie. Najwyraźniej jednak zadziałał, bo zaraz stała już na zimnej posadzce łazienki trzeciego piętra.

-Dziękuję - rzuciła jeszcze do znikającego skrzata, a kiedy upewniła się, że za drzwiami na korytarz nikogo nie ma, wyszła ostrożnie z pomieszczenia.

Zemsta po Ślizgońsku smakuje najlepiej • Tom Marvolo RiddleWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu