Rozdział 40.

121 17 2
                                    

   Lilianne wyszła z pokoju, który prawdopodobnie miał być zajmowany do końca wakacji przez Harry'ego Pottera i zeszła po schodach w kierunku wyjścia. Przeklinała w myślach fakt, że jej sypialnia znajdowała się tuż naprzeciwko jego. Była pewna, że będzie go często spotykać i prawie pewna, że ubzdura sobie coś typu ona chce mnie zabić!, tak jak to zrobił ze Snapem na ich pierwszym roku.

Przeszła przez przejście na Pokątną i zaraz potem otworzyła drzwi sklepu.

-Dzień dobry, panie Garrick - przywitała się z westchnięciem.

-Coś się stało? - zapytał, zamykając za nią drzwi i zawieszając na nich plakietkę zamknięte.

-Potter się stał - skrzywiła się. - Przyszedł do Dziurawego Kotła z panem Ministrem, który zatrzymał mnie i poprosił, żebym się nim zaopiekowała. Cokolwiek to miało znaczyć.

Ollivander zamyślił się. Co prawda mieli już kilka rozmów o tym, jak czuje się w szkole, ale absolutnie nigdy słowem nie wspomniała o sławnym w świecie czarodziejów Harrym Potterze. Już domyślał się, dlaczego: z jakiegoś powodu, innego niż różnice Domów (Ślizgonka wiele razy powtarzała, że uprzedzenia międzydomowe wydawały się dla niej idiotyczne), dziewczyna musiała mocno nie lubić swojego rówieśnika, może nawet go nienawidzić. Był ciekawy, z jakiego powodu.

Nie podjął jednak tematu.

-Mówiłem ci już, że w mojej obecności możesz obrażać polityków do woli - stwierdził z lekkim uśmiechem i zaprosił ją gestem do magazynu. - Nie ma potrzeby nadawać im jakichś specjalnych tytułów.

-Tak, wiem - odwzajemniła uśmiech - ale na koniec wakacji mam zaplanowany tydzień na odwiedziny rezydencji Nottów i nie będę mogła tam z przyzwyczajenia powiedzieć Knot zamiast pan Minister, bo nie przejdę testu.

Dorosły przystanął na sekundę. Jego pierwszą myślą było to, że jego młodsza przyjaciółka zamierza się w tę rodzinę wżenić - aranżowanie lub zwyczajnie, ze swojej woli - ale nie wyglądała na typ dziewczyny, dla której wpływowy mąż to podstawa dobrego związku. Poza tym na zaaranżowanie małżeństwa akurat ta rodzina nie pozwoliłaby półkrwistym rodzicom. Musiało to więc oznaczać, że w jakiś sposób... Lilianne zdobyła zainteresowanie jednego z najbardziej powściągliwych i skrytych jeśli chodzi o komunikację z innymi lorda rodziny czystokrwistej.

-Imponujące - mruknął pod nosem, ale nic nie powiedział, kiedy dziewczyna poprosiła o powtórzenie. - W każdym razie! Czas zacząć objaśniać ci, na czym polega tworzenie różdżek.

Otoczył obszar w którym siedzieli kilkoma zaklęciami wyciszającymi.

-Przede wszystkim muszę ci wyjaśnić, na czym tak naprawdę polega używanie różdżek. Większość czarodziei wierzy, że są to magiczne przedmioty, które w połączeniu z naszą naturą potrafią być narzędziami do robienia wielu rzeczy, których normalnie byśmy nie zrobili. Czyli myślą, że gdy, przykładowo, zapalają różdżkę zaklęciem lumos, sprawia to magia różdżki, ale w zależności od ich potęgi i charakteru to zaklęcie wygląda jak wygląda.

Pokiwała głową. Z jednej strony takie podejście wydawało się dla niej logiczne, ale z drugiej taka filozofia pozwoliłaby także mugolom korzystać z różdżek. No i trochę zrozumiała to tak, że właściwie za czarodziei czarują różdżki... czyli magia tego, który je stworzył.

-Oczywiście do czego zmierzam to to, że takie podejście jest błędne - mówił dalej, ale chwilę później przypomniał sobie coś: - Raczej nie słyszałaś naszych legend o początku świata, prawda?

Pokręciła głową.

-Tak więc legendy podają, że na początku wszystkie stworzenia i rośliny miały w sobie cząstkę pierwotnej magii. Kiedy umierały, ich magia wraz z duszą składowały się na jednym, konkretnym miejscem, w którym następnie z kumulowanej przez wiele lat energii powstał tak zwany duch magii. Przez długi czas tułał się po świecie, uzdrawiając zwierzęta i wzmacniając je swoją magią. Przez kolejne wieki wzmacniał także siebie mocą, która po śmierci zwierząt do niego ciągnęła, aż w końcu przestał być niewidoczny.

Zemsta po Ślizgońsku smakuje najlepiej • Tom Marvolo RiddleWhere stories live. Discover now