Rozdział 31.

112 9 1
                                    

   -Incarcerous! - rzuciła Lilianne.

Była w Pokoju Życzeń i właśnie uczyła się używać uroku, który podpatrzyła w zeszłym roku u Quirrella, kiedy to związał nim Pottera. Nie była na tyle odważna, żeby próbować zrobić to na bliźniakach, chociaż już nieźle jej to wychodziło. Trochę bała się, że nie będzie w stanie wystarczająco szybko rzucić przeciwzaklęcia, a wtedy których z chłopaków mógłby zostać poszkodowany. Dziwnym zrządzeniem losu, zaklęcie incarcerous było łatwiejsze do nauczenia się niż brachiabindo, a różnica była duża; podczas gdy to drugie tylko związywało ofiarę, pierwsze, łatwiejsze, zaczynało go też dusić.

Dlatego właśnie poprosiła Pokój o manekina, który przez jej magię był rozpoznawany jako człowiek. Tylko tak mogła rzucać to zaklęcie, nie uszkadzając przy tym nikogo włącznie ze szczurami, które bliźniacy przynieśli Merlin wie skąd do testów ich eksperymentów.

Urok sięgnął celu i manekin został związany liną. Lilianne przyglądała się chwilę, w jaki sposób liny oplatają ciało i dopiero po chwili zneutralizowała je zaklęciem emancipare.

-Nieźle - stwierdził Fred z uśmiechem. - To teraz już możesz trenować na nas, nie?

Pokręciła głową.

-Nie, dzięki, wolę nie uszkodzić ci płuc i szyi - wskazała na manekina, który miał lekkie wgłębienia w miejscach, gdzie u człowieka znajdował się układ oddechowy. - Quirrell jakimś cudem zrobił to tak, że Potter mógł mówić i poruszać się po tym, jak został uwięziony. Jeśli dopracuję to zaklęcie do tego poziomu, dopiero wtedy pozwolę komukolwiek nadziać się na moją różdżkę.

-Z twoim nastawieniem, uda ci się to za jakieś... trzy, cztery lata - usłyszała z tyłu.

Lilianne westchnęła i obróciła się osoby, która to powiedziała.

-Pozwoliliśmy ci tu wejść pod warunkiem, że nie będziesz przeszkadzać, Luna - stwierdziła.

Pozwoliła sobie pominąć zarówno fakt, że przewidywania dziewczyny bardzo często się spełniały, jak i to, że Krukonka leżała właśnie na wielkiej pufie w kształcie księżyca zapewnionej przez Pokój Życzeń, czytając jakiś komiks.

-Hej, ja nawet na ciebie nie patrzę - stwierdziła, przewracając stronę.

To była prawda, niestety.

-Myślę, że trzeba zachęcić trochę naszą Ślizgonkę do walki, co nie, Gred? - George położył dłoń na ramieniu brata.

-Całkowicie się zgadzam, Forge!

Nagle oboje się na nią rzucili, przez co nie zdążyła nawet zażyczyć sobie materacu zamiast podłogi, zanim cała trójka upadła na ziemię.

-Nienawidzę was - mruknęła.

Oczywiście nie zamierzali się podnieść, a ona sama nie miała na tyle siły, żeby ich z siebie zrzucić.

-Flipendo - zaintonowała dwukrotnie, a gdy to zadziałało, odpychając zaskoczonych bliźniaków (pewnie spodziewali się, że wykorzysta zaklęcie, którego się dzisiaj uczyła), szybko dorobiła im rogi jeleni.

Wstali w tym samym czasie, Lilianne z poczuciem niesprawiedliwości (dlaczego to ja zaprzyjaźniłam się z takimi imbecylami?), a Gryfoni z myślą, że gdy oni opuszczą mury Hogwartu, będą mieli godną następczynię.

-Ale że tak używać naszego zaklęcia przeciw nam?! - oburzył się teatralnie George.

Lilianne wywróciła oczami.

-To nie wasze zaklęcie, tylko mi je pokazaliście, ale nie stworzyliście - uświadomiła go.

-Niemożliwe! - krzyknął Fred. - Bracie, całe życie żyliśmy w błędzie!

Zemsta po Ślizgońsku smakuje najlepiej • Tom Marvolo RiddleWhere stories live. Discover now