Rozdział 37.

112 14 3
                                    

   Nagle sufit zapadł się, odgradzając Złotego Chłopca od nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią i Weasleya. Lilianne parsknęła śmiechem, kiedy jej brat, osłaniając głowę od odłamków sufitu, poślizgnął się na skórze węża i tak oddalił się od źródła zagrożenia. Wiedziała, co się stało - różdżka Weasleya, którą Lockhart próbował rzucić obliviate, była przecież połamana.

Gryfon na zajęciach wielokrotnie próbował wykonywać nią zaklęcia, ale nigdy nie były one prawidłowe. Najczęściej po prostu strzelały w niego lub resztę uczniów zamiast w cel, ale nieraz zdarzyło się też, że mówił inkantację jednego zaklęcia, a rzucał drugie.

-[Ron! - krzyknął. - Nic ci nie jest? Ron!

-Jestem tutaj! - odpowiedział mu głos Weasleya zza ściany, która powstała przez osunięcie się gruzu. - Nic mi się nie stało. Ale ten parszywiec... chyba go rozsadziło.

Lilianne zaśmiała się jawnie, kiedy zza kamieni rozległ się głuchy łomot, a potem głośne „auu!". I tak nie mogli jej usłyszeć, a fakt, że uczniowie Domu Lwa potrafili bez żadnych skrupułów kopnąć nauczyciela, był dla niej bardzo śmieszny. Ślizgonka chciała już opowiedzieć to bliźniakom, ale została jeszcze, by dowiedzieć się, co zamierzają zrobić.

-Co teraz? - zapytał płaczliwie Weasley. - Nie przejdziemy. Potrwa całe wieki, zanim się przekopiemy.

Lilianne spojrzała oceniająco na stertę gruzu odgradzającą od siebie dwa końce tunelu. Jej zdaniem wystarczyłaby jakaś godzina, żeby zrobić niezawalające się przejście rozmiaru człowieka, ale jeśli użyliby czarów, wystarczyłby z kwadrans. Najwyżej nawet dorastający w świecie czarodziejów brat bliźniaków nie pomyślał o tym, że przecież sam Złoty Chłopiec mógłby to zrobić w kilkanaście minut.

Za gruzem Weasley znowu kopnął Lockharta, chyba tylko dla zabicia czasu, a Potter chyba podejmował życiową decyzję. Croake usadowiła się wygodnie w powietrzu i stwierdziła, że takie lewitowanie pośrodku akcji jest dużo ciekawsze niż podglądanie filmu oglądanego przez siostrę.

-Poczekaj tutaj! - zawołał Ciotter. - Czekaj tu z Lockhartem. Ja idę dalej. Jeśli nie wrócę w ciągu godziny...

Wywróciła oczami. W tym momencie niepotrzebny był jakikolwiek dramatyzm, bo byli dopiero w jakiejś połowie trasy do bazyliszka.

-Spróbuję usunąć trochę tego gruzu - stwierdził Ronald. - Więc będziesz mógł... będziesz mógł wrócić. I... Harry...]

Wróciła do swojego ciała, mając dziwne przeczucie, że za chwilę zaczną się bardzo rozlewnie żegnać i w tej samej sekundzie do głowy wpadła jej śmieszna myśl:

-Myślicie, że mogę tam zabrać popcorn? - zapytała bliźniaków wprost.

Patrzyli się na nią przez chwilę, zdziwieni.

-No co? To trochę jak oglądanie filmu, tylko że mogę wisieć gdzie tylko chcę.

-Co to popcorn? - spytał Fred.

Teraz to ona była zdumiona.

-Nie wiecie co to popcorn?! - pokręcili zgodnie głowami. - Jak można nie wiedzieć co to popcorn...? To jest taka prażona kukurydza, bardzo dobra z solą i dla niektórych też o smaku karmelu, ale takiego nigdy nie jadłam. To najlepsza przekąska do filmu!

-Czarodzieje chyba mniej skupiają się na filmach niż mugole - zaczął pierwszy bliźniak;

-Gdbyby nie ty, nie wiedzielibyśmy, co to właściwie film - zgodził się drugi.

Zemsta po Ślizgońsku smakuje najlepiej • Tom Marvolo RiddleDonde viven las historias. Descúbrelo ahora