Rozdział 26

25 7 0
                                    


Lucas

Obudził mnie słodki zapach unoszący się z kuchni. Poczłapałem zaspany. Mimo tego, że przez cały dzień odsypiałem wczorajszą akcje, wciąż nie miałem wystarczająco energii. Przy wyspie kuchennej stała wkurzona Al. Miała na sobie różowy fartuszek, który był nałożony na komplet dresów. Włosy miała związane w kok, który obecnie był cały rozwalony. Tak naprawdę gumka trzymała się na czubku jej głowy.

Urocza.

Objąłem szatynkę od tyłu. Ignorowałem jak odganiała dym z lekko spalonego ciasta, przeklinając. Zacząłem kołysać nami w rytm muzyki na co dziewczyna się rozluźniła.

-The distance and the time between us

It'll never change my mind,'cuse baby

I would die for you

Baby I would die for you.-obróciła się w moją stronę.

-Wiem Lu. Ja za ciebie też.-oplotła moją szyję rękoma.-Wiesz co czyni nas tak cholernie silnymi?-spytała drżącym głosem.

-To, że nawet jak nie mogliśmy być przy sobie to i tak byliśmy? Nawet jak żadne z nas nie mogło się ruszać?-pokiwała twierdząco głową.

-Kocham cię.-spojrzała swoimi oczami w głąb mojej duszy.

-Ja ciebie też Al.

Ewidentnie los tak chciał, bo Spotify przełączył na Hotel - Montell Fish. Automatycznie nasze usta się połączyły. Szatynka wplotła mi swoje dłonie w moje przydługie włosy, oplatając przy tym samym mnie w talii. Położyłem delikatnie jej ciało na białej kanapie.

-Czuję się tak bezpiecznie z tobą.-wydyszała.

-Witaj w domu!

-Moje safe place jest wszędzie. Wiesz dlaczego?

Oderwałem się od jej szyi.

-Dlaczego?

-Bo ty jesteś ze mną wszędzie.

Zacząłem składać jej buziaki na całej twarzy. Co spowodowało, że dziewczyna wydała ciszy chichot.

-Dobro się skończyło kochanie.-uśmiechnąłem się.

Zacząłem na przemian gryźć i całować jej żuchwę, a na języku poczułem smak wiśni.

...

Hunter

Oczywiście, że nie mogłem dodzwonić się do Lucasa. Są dwie opcje, albo pieprzy moją siostrę, albo śpi. Pierwsza opcja brzmi bardziej realnie, bo znając Ali nie byłaby w stanie go nie obudzić.

No czyli dzisiejszy trening muszę zaliczyć sam.

...

Alexa

-Daj spróbować to ciasto!-wbijał palec w stwardniały biszkopt.

-Spalił się. Nie jedz tego!

Nie zdążyłam zabrać mu blaszki. Szatyn wbił dłoń w skwarek cista, po czym wpakował sobie do ust jego zawartość.

-Mmm jakie pyszne!-zaczął masować się po brzuchu. Widziałam jak w oczach zebrały mu się łzy.

-Możesz wypluć. Wiem jakie wstrętny jest.-nic z tego twardy zawodnik, przełknął i nawet nie popił.

-Myślę, że powinniśmy zacząć organizować nasz ślub.-wycierał usta serwetką.

-Właśnie.-poszłam po karton do przedpokoju.-Przyszły zaproszenia.

Soulmates #1 (PL)Where stories live. Discover now