26.

615 74 59
                                    

Blake

Patrzę na śpiącą Cassie i jestem wściekły sam na siebie. Pozwalałem sobie w ostatnim czasie na zbyt wiele, sądząc, że ona nie zrobi w moją stronę żadnego ruchu - cóż, nie pierwszy raz mnie zaskoczyła. Z natury jestem masochistą i patrzenie na jej rumieńce, gdy rzucałem dwuznaczny tekst, sprawiało mi cholerną przyjemność. Lubię te błyski irytacji w jej oczach. Lubię, gdy rzuca te swoje kąśliwe teksty i próbuje pokazać, że nie mam nad nią przewagi i wciąż trzyma kontrolę. Lubię, gdy mnie zaskakuje - jak wtedy, gdy po raz pierwszy usłyszałem z jej ust przekleństwo. Aż nie chciało mi się wierzyć, że z tych ślicznych usteczek, mogą padać tak brzydkie słowa.
Oglądając nagrania z jej występów, uderzyła mnie świadomość, że pochodzimy z dwóch zupełnie różnych światów. To profesjonalistka, artystka, okrzyknięta w świecie muzyki instrumentalnej wschodzącą gwiazdą, geniuszem - czytałem wiele zachwytów znawców muzyki. Oglądałem jej występy w wielkich salach koncertowych, jak i te kameralne. Oglądałem nagrania z tym jej frajerem i zniesmaczony musiałem przyznać, że nie dość, że razem grali zwyczajnie oszałamiająci, to jeszcze pasował do niej bardziej, niż... Cóż, mnie geniuszem nikt by nie nazwał. Byłem za to pomiotem szatana. W życiu nie miałem na sobie garnituru i jestem przekonany, że wyglądałbym w nim jak pajac.

Dlaczego tylko mam wrażenie, że ta kobieta, to nie ona? Przynajmniej nie ta prawdziwa.

Spoglądam na skuloną na fotelu dziewczynę. Włosy opadły jej na twarz, tworząc zasłonę przed moimi oczami. Niczym nie przypomina tej kobiety, wchodzącej pewnym krokiem na scenę, wśród burzy oklasków, w szykownej sukni, idealnie ułożonych włosach i makijażu.

Teraz wygląda krucho, jakby można było zniszczyć ją machnięciem suchą gałązką. Tak niewiele potrzeba, aby się rozsypała. Coś mi jednak mówi, że walczyła jak lwica, aby utrzymać się na powierzchni, zanim zaczęła opadać z sił. Ma w sobie coś, czego zabrakło Zoe - determinacje.

Nie kłamałem, mówiąc, że nigdy nie byłem zakochany. Nie mam pojęcia, co to za uczucie. Preferuję raczej krótkie, nic nie znaczące przygody - bez poznawania imienia kobiety, którą pieprzę, a jeśli jej więcej nie zobaczę, tym lepiej dla mnie. Zazwyczaj są to przejezdne, starsze kobiety, poznane w zaciemnionym barze, albo te przyjeżdżające na rancho do Evy i Ricka, prosząc o pomoc w uratowaniu konia. Nigdy nie doświadczyłem potrzeby angażowania uczuć w seks. To zawsze był tylko seks. Zazwyczaj potrafię ocenić, z którą nie będzie problemów i nie zacznie oczekiwać czegoś więcej.

Z nią jest inaczej.

Nie mogę patrzeć na jej łzy, wolę gdy jest wściekła. Gdy pomyślę, że mógłbym być odpowiedzialny za chociaż jedną łzę tej dziewczyny, wolałbym przyłożyć sobie spluwę do łba i nacisnąć spust. Nigdy nie zwróciłem uwagi na zapachy kobiet, z którymi bywałem, a już wiem, że włosy Cassie zawsze pachną lawendą - jest to zapach tak upajający, że mógłbym się nim naćpać. Ma też coś w oddechu, jakiś odurzający środek, który przyciąga mnie do siebie, obiecując haj, jakiego jeszcze nigdy nie zaznałem. Kilka dni temu, po raz pierwszy usłyszałem jak się śmiała i przysięgam, że brzmiało to, jakby jakieś pieprzone, bajkowe wróżki dzwoniły dzwoneczkami, oznajmiając, że nadchodzi wiosna. Zaczarowała mnie. W jednej chwili ogarnęła swoim śmiechem wszystkie moje zmysły.

To chore.

Pamiętam, jak po jednym z ataków Lestata, wróciłem do domu cały obolały, a ojciec kazał mi narąbać drewna. Miałem problemy z oddychaniem i powiedziałem, że nie dam rady. Wstał z fotela, podszedł do mnie i ścisnął żebra tak mocno, że upadłem na kolana - zawsze wiedział, gdzie uderzyć, żeby bolało najbardziej. Miałem trzynaście lat, a do dziś pamiętam jego słowa:

Melodia naszych sercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz