16.

589 69 39
                                    

Amanda, Vera i Layla bardzo entuzjastycznie przyjęły zaproszenie na noc. Po powrocie do domu, wzięłam zimny prysznic i posprzątałam w domu, posiedziałam trochę przed pianinem, ale nawet nie dotknęłam klawiszy.

Przez cały ten czas prześladowało mnie echo snu, a za każdym razem, gdy ponownie przed moimi oczami pojawiał się obraz Blake’a i jego ciemne, dzikie spojrzenie, moje ciało reagowało natychmiast.

Nie podoba mi się to.

Chwytam telefon i wchodzę w galerię. Jestem masochistką. Objawiło się to już w dzieciństwie, gdy ćwiczyłam na pianinie tak zawzięcie, że nawet nie brałam pod uwagę, że błędy wynikają ze zmęczenia.

Widząc zdjęcie Jasona, moje serce boleśnie się kurczy, ale myśl o nim jest antidotum na niezrozumiałe zagrywki mojego umysły względem Blake’a.

W szkole, do której uczęszczałam, miałam do czynienia z wieloma dupkami. Mój ojciec uwziął się, żebym chodziła do prywatnej szkoły ( dopiero teraz wiem, że w końcu czuł się męsko, wiedząc, że może mi to zapewnić), w której nie do końca potrafiłam się odnaleźć. Po odejściu ojca przed zmianą szkoły powstrzymywał mnie świetny program nauczania, wiedziałam na co stać konkurencję, i to nie tylko w kwestiach muzycznych, i to, że fatalnie znosiłam zmiany. Ludzie potrafią być gorsi od zwierząt, a nawet zwierzęta nie są takie zawistne i podłe, jak rodzaj ludzki. Przynajmniej wiedziałam, czego po kim mogłam się spodziewać. Ci, którzy próbowali mnie złamać, tak naprawdę mnie zahartowali.

Prawdopodobnie dlatego uległam Jasonowi. Był przeciwieństwem  tego, do czego przyzwyczaiły mnie nowojorskie dzieciaki. Uczucie, które przyszło było ciche. Rodziło się powoli i nawet nie spostrzegłam, kiedy stał się mi tak bliski,  że zamiast przewracać oczami na jego wiadomość, czekałam na nią. Nic nie działo się gwałtownie. Wszystko było ciche, naturalne, szło swoim tempem, przynosząc spokój w moim wnętrzu, które było jedną wielką raną. Jason miał w sobie radość, której mi brakowało. Wiarę, którą traciłam.  Iskrę, którą rozpalił we mnie ogień, ale nie jak po rzuceniu zapałki na rozlaną plamę benzyny, a bardziej rozpalany powoli, z użyciem rozpałki, ściółki, drew, podsycany wiatrem jego cierpliwości. Obchodził się ze mną jak z kruchą porcelaną, choć nie dawałam mu do tego powodów. Dostosował swoje kroki do moich.

Przeprowadzając się do Nowego Jorku i będąć zmuszoną,  dostosować się do innej rzeczywistości, musiałam przyodziać się w grubą skórę, twardy kark i zaostrzyć sobie język. Inaczej uchodziłabym za ofiarę i popychadło.

Wciąż tęsknię za Jasonem. Przy nim mogłam pozwolić sobie być słabą. Mogłam rozbierać się ze swoich masek i stawać przed nim naga. Taka, jaka jestem. Rozumiem mamę, dlaczego byłaby w stanie wybaczyć ojcu, gdyby zechciał wrócić. Zwyczajnie go kochała, a ja choćbym tak bardzo chciała przestać kochać Jasona, to nie potrafię. Nie potrafię go nienawidzić, pozbyć się wspomnień i po prostu iść dalej, tak jak zazwyczaj to robiłam.

To mnie strasznie osłabia.

Nie wysłuchałam Jasona, nie chciałam wiedzieć, co ma mi do powiedzenia. Miał zniknąć, zejść mi z oczu, bałam się, że cokolwiek mi powie, uwierzę mu. Przez jakiś czas dobijał się do mnie na sto różnych sposobów, ale tamten dzień, gdy dzwoniąc na jego numer, usłyszałam Laurę, chyba świadczy o tym, że jakoś to wszystko przełknął.

To, co wzbudza we mnie Blake jest przeciwieństwem wszystkiego, czego mi brakuje w życiu, a szczególnie tego, kim jestem. A może bardziej, za kogo się uważam?

Seks z Jasonem był zawsze pełen czułości i szacunku. Nie szalony, ale satysfakcjonujący.

A ja wciąż mam wrażenie, że Blake ze snu, wczepia palce w moje włosy i w cale nie jest delikatny. Nie, jest nieokiełznany. Nie do zatrzymania.

Melodia naszych sercWhere stories live. Discover now