21.

582 74 32
                                    

– Dzisiaj nie ma dla ciebie pracy – oznajmia Blake, gdy ledwo moja noga przekracza bramę stadniny. W dłoniach trzyma koc i butelkę wody.

– Na pewno coś się znajdzie – protestuję.

Potrzebuję tej pracy. Nie może mnie odprawić. Spóźniłam się dwie godziny, bo nie mogłam zwlec się z łóżka i straciłam poczucie czasu, nawet nie zauważyłam, kiedy słońce wstało w pełnej krasie. Mój umysł wyłączył się, jakby próbował mi zrekompensować brak snu. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego, pomimo zmęczenia, wciąż nie jestem w stanie przespać całej nocy?

– Dzisiaj jest dzień relaksu, wszystko jest zrobione. – Wciska mi w dłonie koc i butelkę wody.

– Po co mi to?

Kiwa na mnie palcem, a ja posłusznie za nim podążam. Kiedy wchodzimy na padok, gdzie pasie się kilka koni, Blake wyciąga mi z rąk koc i rozkłada go na trawie. Podpieram się pod boki, nie za bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi.

– Usiądź sobie i... po prostu odpocznij.

Marszczę brwi.

– Jeszcze jedno, poczekaj. – Znika w stodole, a po chwili wraca z kotem, który na mój widok zaczyna miauczeć i wyrywa się z rąk chłopaka do mnie. Przyciskam go mocno do siebie i wciągam zapach kociej sierści, pomieszany ze słomą.

– Co ty...? – parskam, nieco rozbawiona, choć mentalnie próbuję utłuc, budzące się w brzuchu motyle. – A ty, co będziesz robił?

– Muszę ruszyć kilka koni, bo za długo już mają luz. Niedługo zaczną wydziwiać z braku zajęcia. Jadłaś coś?

– Nie, nie jestem...

– Zaczekaj chwilę – rzuca i odchodzi, a ja zerkam na kota. Mruży oczy.

– Zwariował? – pytam zwierzaka. – Dzień dobroci dla zwierząt? Wiesz coś o tym? Dostałeś świeżego tuńczyka, podrapał cię za uszkiem? Może chce pozbyć się nas oboje, utuczyć, uśpić czujność, zabić i zakopać w gnoju? Ostatnio jak wbiegłeś mu pod nogi i wpadł na taczkę z końskim łajnem, tylko ja się śmiałam.

Odpowiada skarżącym się miauknięciem.

– Nie martw się. Nigdy nie pozwolę spełnić jego groźby, że nabije cię na widły. Niech tylko spróbuje, to nasikam mu do butów. – Całuję kota w czubek łebka i siadam na kocu.

Kładę się na plecach, a Rudzielec układa się na moim brzuchu. Jest dodatkową emisją ciepła, ale i tak lubię jego obecność. Mruczy, aż czuję wibracje w ciele.

Po kilku minutach, stwierdzam, że żadne spa, na które ciągnęła mnie Laura, nie może się równać z taką formą relaksu. Mruczący kot, parskanie koni, brzęczące owady. Układam się na boku i przytulam do kota. Zamykam oczy tylko na kilka minut.

♡♡♡

Pierwsze, co do mnie dociera, to jakiś ruch na moich włosach. Następnie buchnięcie ciepłego powietrza prosto w ucho i skubnięcie czymś miękkim w szyje.

– Nie teraz, śpię. Później się pobawimy – mamrotam, machając na oślep dłonią, żeby odpędzić natręta. Mocne szturchnięcie w plecy, wybudza mnie z resztek snu. Podrywam się do siadu, a ciekawski koń obwąchuję mnie, sprawdza czy jestem zjadliwa, po czym odchodzi niezainteresowany moją osobą.

Przecieram oczy i ze zdumieniem spoglądam na rozłożony nade mną parasol, który chroni mnie przed słońcem. Biorę butelkę wody i wypijam znaczną część zawartości. Wciąż mam pod powiekami piasek. Wstaję i wychodzę z padoku. Na ławce pod zadaszeniem, dostrzegam  Sally. Siostra podnosi wzrok znad książki i patrzy na mnie nieprzeniknionym spojrzeniem.

Melodia naszych sercWhere stories live. Discover now