4.

741 80 42
                                    

Otwieram gwałtownie oczy

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Otwieram gwałtownie oczy. Nie jestem pewna, czy huk który słyszę rozlega się w mojej głowie, czy dochodzi z zewnątrz, ale sprawia niemiłosierny ból. Zasłaniam uszy dłońmi, aż w końcu dociera do mnie, że ktoś puka do drzwi. Jęczę niepocieszona, że przerwano mi sen, którego tak bardzo potrzebuję. Zasnęłam na kanapie, a książka, którą próbowałam czytać spadła na podłogę. Na stole stoi opróżniona butelka wina. Spoglądam na zegar. Dochodzi siedemnasta. Przespałam pół godziny... Grunt to pozytywne nastawienie i umiejętność cieszenia się z małych rzeczy.

– Idź stąd, kimkolwiek jesteś, proszę – szepcze, nie odrywając dłoni od uszu. Gdy zapada w końcu cisza, oddycham z ulgą. Mam nadzieję, że dla odmiany nie dobijała się ta blondynka, to byłaby już przesada. Naprawdę nie wiem, jak mam dać do zrozumienia, że ta dwójka kompletnie mnie nie obchodzi. Po prostu niech się już więcej nie pojawiają.

Opieram łokcie o kolana i wczepiam palce we włosy. Powieki ciążą jak kamienie, a w ustach pali od suchości. Rozglądam się po pokoju za butelką wody, gdy kątem oka dostrzegam w oknie twarz. Serce podjeżdża mi do gardła, ale uspokajam się, widząc, że stojący za oknem mężczyzna uśmiecha się szeroko, machając do mnie dłonią. Marszczę brwi, przykładając dłoń do serca. Może nie muszę popełniać samobójstwa, żeby przestać czuć ten gniotący ból? Mieszkańcy tego miasteczka wykończą mnie niespodziewanymi wizytami.

Wstaję, zbyt ociężale jak na swój wiek, i kieruję się do drzwi. Ledwo je otwieram, a tęgi mężczyzna z dobroduszną, czerwoną od gorąca twarzą, obdarza mnie najszerszym i najszczodrzejszym uśmiechem, jaki w życiu widziałam. Jego małe oczka są jak gwiazdy na niebie, które świecą blaskiem radości, aż mam ochotę ukłonić się nisko, niczym przed papieżem, ucałować pierścień i powiedzieć "niech dobrodziej wejdzie do środka i się rozgości". Poważnie, ma tak sympatyczną twarz, że serce się raduję jej widokiem. Ociera chusteczką pot spływający z twarzy.

– Jak dobrze cię widzieć, Cassie – Rozkłada ramiona, a jego koszula w krate jest przesiąknięta potem. Nie przepadam za tego typu czułościami, ale pozwalam mu się objąć. Przyciska mnie mocno do siebie i o wiele dłużej, niż bym tego chciała.

– Wujek Henry? – pytam niepewnie, wyswobadzając się z jego ramiom.

– Ano – przytakuję, a uśmiech nie schodzi mu z twarzy. – Pewnie zastanawiasz się, skąd wiem, że przyjechałaś?

– Ano – wyrywa mi się, prowadząc go do salonu. – Wody?

– Poproszę szklaneczkę – uśmiecha się serdecznie, aż mam ochotę dać mu wiadro wody, ale nie mam wiadra. 

– Wczoraj byłaś na zakupach – mówi, a samo to stwierdzenie wystarcza, abym wyciągnęła właściwe wnioski. – Trafiłaś na starą Jewell.

– Ach, rozumiem. – Wręczam mu szklankę i siadam na fotelu. – To ten typ, że jak kichnę, rozniesie się wieść, że jestem umierająca.

Melodia naszych sercWhere stories live. Discover now