8.

733 76 38
                                    

O świcie budzi mnie walenie do drzwi. Otwieram sklejone snem powieki, a dźwięk wierci mi dziurę w głowie. Uderzenia są rytmiczne i wkurzające na tyle, że pomimo tego, iż ledwo widzę na oczy, wstaję i idę opieprzyć intruza za najście.

Otwieram drzwi z rozmachem i staję na przeciwko twarzy ze spojrzeniem gniewnych oczu, które wgniata mnie w podłogę. Opiera się jedną ręką o framugę drzwi, ciskając we mnie piorunami.

– Nie, dziękuje. Nic nie kupuję – mówię zirytowana i chcę zamknąć drzwi, ale blokuje je nogą i jednym pchnięciem ręki, otwiera na oścież, a ja odskakuję w ostatniej chwili, żeby mnie nie uderzyły.

Co za agresywny typ!

Zaciskam zęby z frustraci i kopie go w piszczel, czym jest zaskoczony, ale nie widzę żadnej szczególnej reakcji na ból, a jedynie delikatne skrzywienie. W jego oczach zaszło słońce i są niebezpiecznie ciemne jak noc. Próbuję zamknąć drzwi, ale jedynie wkurzyłam go jeszcze bardziej, bo wpycha mnie do środka i z trzaskiem zamyka drzwi.

– Chciałem być miły – warczy, robiąc kilka kroków w moją stronę, podczas gdy ja się cofam, ledwo utrzymując równowagę  – ale tego nie chcesz, więc przestanę próbować.

– Ja nie miałam zamiaru być miła od pierwszej sekundy poznania cię, więc powiem krótko: wypad. – Próbuję sięgnąć do klamki, ale powstrzymuję mnie, łapiąc za rękę. Sapie sfrustrowana i zakładam ręce na piersi. Oddech mi przyspiesza, serce wali jak szalone i wbijam paznokcie w delikatną skórę na dłoniach, aby zachować względny spokój. Nie wiem, z kim mam do czynienia. Ze znudzonym wyrazem twarzy, opiera się o drzwi, patrząc na mnie leniwym wzrokiem, podczas gdy ja mam w głowie sto sposobów na zamordowanie go.

– Zgłoszę to na policję – grożę.

– Proszę bardzo, droga wolna  – odpowiada obojętnie.

– Nie wolna, bo blokujesz mi drzwi – cedzę przez zęby.

–  Masz jeszcze okna.

Przewracam oczami, starając się nie dyszeć jak rozjuszony byk. Mam kaca, a noc była średnia, bo pijacki sen nigdy nie daję sto procent regeneracji organizmu.

– Czego chcesz? – pytam w końcu. Inaczej się go nie pozbędę.

– Nie można było tak od razu? – kpi. – Masz straszne problemy z samokontrolą.

Wybałuszam oczy na niego, ale nie daję się sprowokować do bezsensownej kłótni. Tylko spokój mnie uratuje, więc zduszam w sobie mordercze zapędy i czekam cierpliwie na to, co ma do powiedzenia.

– Ze względu na to, że Noah ma gigantycznego kaca i nie jestem w stanie zwlec go z łóżka, ty go zastąpisz, bo to twoja wina. Tak więc masz pięć minut na ogarnięcie się i jedziesz do stadniny.

Parskam mało zabawnym śmiechem, patrząc na niego jak na wariata.

–  Chyba śnisz – prycham.

– Wątpie, słonko – odpowiada nonszalancko. – Sam tego nie ogarnę, a muszę koniecznie postawić Noah na nogi, bo ma zobowiązania, więc zbieraj ten swój zgrabny tyłek i czekam w samochodzie.

– Wal się, nigdzie nie idę – cedzę i chcę ponownie sięgnąć do klamki, ale zatrzymuje mnie jedną ręką i popycha na ścianę, opierając ręce po bokach mojej głowy. Jestem zaskoczona takim obrotem sytuacji, ale zdeterminowana do walki, jeśli zajdzie taka konieczność. Mogę mu wydrapać oczy w tempie allegro.

– Naprawdę mam ochotę cię udusić, a dawno nikt nie wzbudzał we mnie takich uczuć, ale to żadna przyjemność, patrzeć jak uchodzi życie z kogoś, komu ono nie jest miłe  – mówi cicho, wprost do mojego ucha, a włoski na karku stają mi dęba.

Melodia naszych sercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz