15

677 77 47
                                    

Przespałam spokojnie osiem godzin i obudziły mnie padające na twarz promienie słońca. Nie wiedziałam, kiedy zasnęłam, ale urwał mi się film, a gdy otworzyłam rano oczy, czułam się wypoczęta i gotowa, żeby rozpocząć nowy dzień. Jeszcze leżąc w łóżku, zaczęłam rozmyślać o wczorajszym wieczorze i doszłam do genialnego wniosku, że dziwaczna chwila w samochodzie z Blake'iem, była wynikiem zmęczenia, brakiem odpowiedniej ilości snu, nadmiarem alkoholu w moim życiu, gadaniem Amandy i aktualnej nudy, spowodowanej brakiem konkretnego zajęcia.

Plus zaburzenia hormonalne, emocjonalne, psychiczne i stany depresyjne, zapewne przekazane w pakiecie złotych genów dziadka, jako dodatek ekstra do geniuszu muzycznego, dodaje złośliwy głosik, na co ochoczo przytakuję. To lepsze wyjaśnienie niż myśl, że akurat Blake mógł we mnie pobudzić pożądanie, które, bądź co bądź jest naturalnym odruchem pomiędzy mężczyzną a kobietą, którzy...

Pozostań przy zaburzeniach psychicznych, Cassie, napomina głosik. Upijam łyk zimnej lemoniady, pokornie zgadzając się na taką opcję.

Po raz kolejny wbijam wzrok w otwarte pole wiadomości z kontaktem Denvera. Przyznanie się do błędu i przeproszenie za kłopoty, nie jest przecież trudnym zadaniem i powinnam to zrobić. Oberwał przeze mnie... Widocznie zna Blake'a, więc wykazując się początkowym brakiem reakcji musiał wiedzieć, że to najlepsza decyzja, jaką mógł podjąć.

Kiedy zeszłam na dół Sally już nie było. Zostawiła mi karteczkę z prośbą, żebyśmy spotkały się u Noah. Mówiłam już kilka razy, że przecież nie muszę z nią chodzić na te jazdy, ale wiem, że Noah ma dzisiaj nauczyć ją galopować, a czeka na to od pierwszej chwili, jak tylko wsiadła ponownie na konia. Raz zdarzyło się to przez przypadek. Sally cudem utrzymała się na koniu, Noah o mało nie dostał zawału, a moja siostra miała ubaw. Noah pytał, czy Sally, to jakaś bardziej walnięta strona mnie, ale widziałam, że był nią zauroczony, po tym jak uśmiechnięta od ucha do ucha, powiedziała, że chce jeszcze raz.

Na zewnątrz panuje duchota. Powietrze wydaję się ciężkie. Po chwili marszu leśną ścieżką, zaczyna oblewać mnie pot, ale cieszę się na wizje ulewy. Odkąd jestem w Haven Cove nie padało i upał stawał się już nie do zniesienia. Jedynie wieczorami robiło się znośnie.

Przez tempo, które sobie nadałam, docieram do stadniny z jęzorem na wierzchu, cała spocona.

Dostrzegam Sally, czyszczącą białego konia. Noah prowadzi jazdę na ujeżdżalni. Rozglądam się dyskretnie wokół, ale nie widzę Blake'a, więc podchodzę do siostry, która rozpromienia się na mój widok.

- Trzymaj. - Wręcza mi szczotkę. - Przeczesz grzywę. Pójdę po siodło.

- To ja pójdę po siodło, a ty przeczesz grzywę. - Oddaję jej szczotkę. Sally przewraca oczami i patrzy na mnie litościwie.

- Zobacz jaka jest kochana. - Obejmuję konia za szyję. - Naprawdę przydałaby ci się hipoterapia. Kontakt człowieka ze zwierzęciem potrafi być uzdrawiający. Noah ma bardzo spokojne, ułożone konie, nie zrobią ci krzywdy.

- Ale ja w ostatnim czasie nie jestem spokojna i ułożona. Mogę zrobić im krzywdę - śmieję się. Odwracam się i kieruję w stronę siodlarni. Sally mamrota coś o niereformowalnej babie.

- Szukaj siodła z napisem Fiona! - krzyczy za mną.

Po drodze głaskam rudego kota i to działa na mnie terapeutycznie. Znowu mam ochotę usiąść na ziemi i zatopić dłonie w jego mięciutkiej sierści. Kucam, a kot od razu próbuję wpakować się na moje kolana, ale z żalem go odsuwam. Miauczy za mną żałośnie, aż mam ochotę zabrać go do domu, ale w Nowym Jorku nie mam nawet kwiatków, bo nie pamiętałabym, żeby je podlewać. Ten kot nadaje się na mój wakacyjny romans - całkiem nieszkodliwy, a po wyjeździe zapomnimy o sobie bez żalu.

Melodia naszych sercWhere stories live. Discover now