Skinęła głową.

Patrzyła się na mnie przez dłuższy czas, w milczeniu. To wydawało się być przerażające. Po chwili Naya uśmiechnęła się.

- Śliczna jesteś, wiesz? Masz naprawdę ładny typ urody. Delikatny, ale z charakterem.

Tego się nie spodziewałam.

- Dziękuję.

- Dobrze, wróćmy może do wcześniejszych tematów. - zachichotała - I tak dla jasności, podczas rozmowy, jak najważniejsze jest to, aby jak najbardziej poznać siebie i swoje uczucia. Twoi bracia nie będą wiedzieć o czym rozmawiałyśmy, chyba że im to powiesz, lub wyrazisz zgodę abym ja im powiedziała. Okej?

- Mhm.

- Chciałabyś opowiedzieć mi coś o swoim dzieciństwie? O tym jak trafiłaś do braci? O rodzicach?

Automatycznie spięłam się.
Nie, nie chciałabym.

- Od urodzenia mieszkałam z mamą i babcią. Naprawdę je kochałam, tak samo jak one mnie. Lubiłam spędzać z nimi czas, rozmawiać, bawić się, cokolwiek. Któregoś dnia, mama musiała zawieść babcię do szpitala. Miałam wtedy czternaście lat. Obie zginęły w wypadku samochodowym. - z oczu, nawet nie wiem kiedy, pociekły mi łzy.

Psycholog skinęła głową.

- A co z twoim tatą? - zapytała.

- Nic. Nie znałam go.

Ponownie skinęła głową.

- Nie miałam innej rodziny, tylko bracia, do których musiałam przylecieć. - wzruszyłam ramionami.

- Jak się wtedy czułaś?

- Obco, okropnie, niechciana.

- Nadal tak się czujesz?

- Czasami.

- Jaką miałaś relację z braćmi?

- Trudną. Nie potrafiłam się zaklimatyzować. Czułam, że nie pasuje do ich środowiska.

- A jaką masz teraz?

- Zależy z którym.

- Może powiedz oddzielnie o każdym.

- Z Vincentem jest średnio. Jedyne momenty w których rozmawiamy, to wtedy gdy ma zamiar zwrócić mi uwagę, rozmawiać o moim zdrowiu itp. Z Willem było lepiej, zawsze mnie wspierał, ale ostatnio też przeszedł na stronę Vince'a. Dylan.. poprostu jest Dylanem. Jest okej, strasznie mnie denerwuje, ale się przyzwyczaiłam. Shane jest fajny. Lubię z nim siedzieć i oglądać filmy. Też mnie denerwuje, ale umie pocieszać i w ogóle. A Tony.. Nie wiem sama. Nie gadam z nim zbyt często. Jest neutralny.

- Pasuje ci taka relacja z braćmi?

Zawahałam się nad odpowiedzią.

- Nie.

- Co chciałabyś zmienić?

- Wiele.

- Mhm. A jak bracia zareagowali na twoje samookaleczanie? O ile wiedzieli wcześniej.

- Dowiedzieli się jakieś dwa dni temu. Vincent kazał mi pokazać wszystkie rany na ciele. Oddać żyletki i podobno zapisał mnie do psychiatry nawet przed tym gdy mi powiedział, że znalazł żyletkę. Mówił, że gdybym mówiła im o problemach, byłoby mniej kłopotów.

- Wyjaśniłaś mu dlaczego to robiłaś?

- Nie do końca. Ale to było oczywiste. Wiele razy mówiłam, płakałam o tym, że naprawdę chcę aby bracia w końcu mnie zrozumieli i dali trochę empatii. Zamiast tego poprostu kazali mi być idealną.

Skinęła głową.

- A reszta braci?

- Will nie wiem jak zareagował. Chyba podobnie. Reszta nie wie. Chyba, że wczoraj im ktoś powiedział.

- Jak się czułaś podczas rozmowy z Vincentem?

- Okropnie. Chciałam jak najszybciej z tamtąd wyjść. Był przekonany swoich racji, że nie miałam powodu by to robić.

- Rozmawiasz z braćmi o problemach?

- Nie. Tylko wtedy gdy dowiedzieli się, że się samookaleczałam i głodowałam.

Zmarszczyła lekko brwi.

- Głodowałaś się, tak?

Skinęłam głową.

- Jak to wyglądało?

- Na początku jadłam coś raz na kilka dni. Potem jednak zaczęłam czuć się źle, więc zaczęłam jeść śniadania. Chociaż nie zawsze.

- Jak utrzymywałaś to przy nadopiekuńczych braciach?

- Wymiotowałam. Sama nawet nie wiem kiedy to się zaczęło, poprostu któregoś dnia po posiłku poczułam chęć zwrócenia wszystkiego co zjadłam. I tak zrobiłam. Potem, nawet gdy już nie chciałam wymiotować, nie mogłam przestać.

- Czy możesz określić dlaczego to robiłaś?

- Nie jestem pewna. Sprawiało mi to jakiegoś rodzaju satysfakcję. Nie lubiłam też swojego ciała.

Skinęła głową.

- A co myślisz o tym, że twój brat, bez twojej zgody, zapisał cię do psychiatry?

A jak niby mam się czuć? Zajebiście?

- Źle.

- Rozmawiałaś z nim o tym?

- Tak jakby. Ale nie zmienił zdania.

***

Rozmowa trwała jeszcze jakieś dwadzieścia minut. Na sam koniec Naya oznajmiła, że jeśli tylko chcę mogę zapisać się, za zgodą braci, fo niej na terapię.

Nie skakałam ze szczęścia, ale nie odpowiedziałam w żaden sposób. Blondynka dała mi numer telefonu i poprosiła o poinformowanie jej o ostatecznej decyzji.

Z braćmi już dziś nie rozmawiałam. Co prawda przychodzili do mnie, ale bez słowa. Siedzieli poprostu na fotelach i robili swoje rzeczy.
Odpowiadało mi to. Nie chciałam już dzisiaj kolejnych niepotrzebnych konfrontacji.

Rodzina Monet- historia Hailie.Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ