XXII

796 34 21
                                    

W nocy zbudziłam się jakieś dwa razy. Raz po wodę, drugi z zimna.
Podejrzewałam, że mam gorączkę, co wydawało mi się wręcz absurdalne. Dlaczego miałam mieć gorączkę skoro nie wychodzę od kilku dni z domu?

Końcowo obudziłam się po siódmej. Czułam się naprawdę źle.
Ciągle bolała mnie głowa, byłam rozpalona i miałam zawroty.

Bałam się, że było spowodowane to głodówką, którą aktualnie robiłam. Od kilku dni jadłam same śniadania i czasami jakieś małe przekąski z które i tak najczęściej zwracałam.

Zeszłam na dół po leki.
Na moje nieszczęście, chwilę po mnie do kuchni wszedł Dylan.

- Co ty tam bierzesz dziewczynko? - zapytał zaglądając mi przez ramię.

- Leki, nie widzisz? Boli mnie głowa.

Zlustrował mnie wzrokiem.

- No w sumie wyglądasz jakbyś była chora.

Uniósłam brwi.

- Aha? Dzięki?

- Spoko, polecam się na przyszłość. - wziął z lodówki jogurt. - Zjedz śniadanie.

Wywróciłam oczami.

- Potem, teraz nie dam rady.

- Zjedz, może przez niedojedzenie źle się czujesz? Weź chociaż jabłko.

Nie odpowiadając, wzięłam owoca z blatu i poszłam na górę. Miałam nadzieję, że tabletka zacznie zaraz działać.

Pomyślałam, że rzeczywiście Dylan może mieć rację, więc zaczęłam powoli jeść moje małe śniadanie.
Nie potrwało to jednak długo. Mój wstręt do jedzenia był o tyle silny, że wszystko zwróciłam niemalże odrazu po pierwszym gryzie.

Umyłam dokładnie zęby, a resztę posiłku wyrzuciłam do kosza. Nie miałam chęci ani siły go zjeść. Spojrzałam w lustro. Naprawdę powinnam jeszcze schudnąć. Wtedy zacznę jeść lepiej. Normalniej.

***

Siedziałam na balkonie i starałam się unormować swój oddech. Czułam, że się zaczynał. Cholerny atak paniki znów wrócił.

100..
97..
94..

Liczyłam tak już trzeci raz, a on wciąż się nasilał. Z oczu ciekły mi już łzy. Wbijałam paznokcie w skórę, aby jak najszybciej przestać się tak czuć.

Miałam wrażenie, że umieram. Po raz kolejny.

Tym razem atak przyszedł z niczego. Chciałam wziąć leki, ale nie dałam już rady wstać. Siedziałam bezsilna.

Usłyszałam drzwi do pokoju.
Nie obróciłam się. Nie dałam rady. Wpatrywałam się przed siebie. W swoje dłonie. Bawiłam się palcami.

- Hailie? Ej no już, spokojnie, dziewczynko. - podszedł do mnie.. Dylan. - Wdech i wydech.

- SHANE! Chodź tu kurwa! - krzyknął odwracając głowę w stronę drzwi.

- Młoda, podwj pięć rzeczy które kochasz. No dawaj, wiem, że wymienisz mnie. - kontynuował uspakajanie mnie Dylan.

Zaczęłam myśleć.

- Książki.. - wyszeptałam na początek - Koty..

- No dawaj, jeszcze trzy.

W progu stanął Shane.

- Nie zwracaj na niego uwagi, kontynuuj.

- Naukę.. Muzykę.. Rysowanie.

Rodzina Monet- historia Hailie.Where stories live. Discover now