(II tom) 36. Skończyłeś?

9.7K 324 145
                                    

Dzięki zmianie stref czasowych w domu meldujemy się jeszcze przed północą czasu lokalnego.

W sumie to dobrze, bo na jutro Kordian zaplanował ogarnianie mojego nowego mieszkania, tak żebym mogła się już tam częściowo wprowadzić. Dlatego też chłopaki mają przyjść skręcać resztę mebli, a ja, Eleonora i Matilde, będziemy ich nadzorować.

Zaraz po powrocie do domu od razu piszę do Marcella, bo niepokoi mnie, że Kordian i Julian tak długo nie wracają. Jeszcze na lotnisku przeszło mi przez myśl, żeby zagrodzić mu drogę i za wszelką cenę nie dopuścić do tego, żeby wsiadł do samochodu, ale szybko porzuciłam ten pomysł z trzech prostych powodów.

Po pierwsze, jeśli oni już wiedzą o tym, co zaszło na Ibizie, to zabili by Hardera na moich oczach na płycie lotniska, nie zważając na otaczających nas ludzi.

Po drugie miałam nadzieję, że Harder nie bez powodu walczy z moim ukochanym bratem o miano boga palestry, więc najpewniej posiada wszystkie cechy najlepszego prawnika i sam jakoś się wybroni z tej patowej sytuacji.

Po trzecie, łudziłam się jeszcze, że chodziło o coś zupełnie innego.

Moje obawy pogłębiają się, gdy do kolacji siadamy tylko w czwórkę, z Eleonorą, Shanem i Matilde.

– Lauren, czemu nie jesz? – Shane podsuwa mi praktycznie pod nos kanapkę z pasztetem.

– Nie jestem głodna. Gdzie Kordian? – zerkam niepewnie w szare oczy Eleonory.

– Praca. Zapowiedział, że wrócą dziś późno.

Oho.

– Jest piątek. – przypominam.

– Tak, ale wiesz, że dla nich kancelaria jest jednym z członków rodziny. – babka wzdycha z rezygnacją i sięga po kieliszek Prosecco.

– Więc chodzi o sprawy służbowe? – drążę.

I dla odwrócenia uwagi w końcu nadgryzam kawałek bułki.

– Dziecko kochane, w ich przypadku zawsze chodzi o sprawy służbowe.

– Chyba, że zabiją Hardera. – wtrąca nagle Shane, wpychając sobie do buzi kawałek papryki – Ale to cię nie interesuje, bo przecież go nie lubisz. Czy coś się zmieniło na Ibizie? – zerka na mnie podejrzliwie.

Żołądek praktycznie wskakuje mi do gardła.

– Zabijacie ludzi bez powodu? – Matilde kieruje obojętnie pytające spojrzenie na Shane'a.

– Zazwyczaj jakiś znajdujemy. – uśmiecha się wymownie.

– Wy czy twój ojciec i brat?

– Ja jestem ten dobry.

– W sensie bezjajeczny?

– Słucham? – Shane unosi oburzone spojrzenie.

– Pytam pro froma. – Matilde wzrusza ramionami i nabija na widelec serdelka.

– Co jest kurwa?

– Nie nerwicuj się, Steve.

– Kto kurwa?! – teraz Shane już nie wytrzymuje i z brzdękiem odkłada widelec.

– Coś nie tak?

– To Shane. – wyjaśniam.

Doskonale wiem, że robi to specjalnie, chcąc odwrócić uwagę od tematu Marcella.

– A to, sorry. – Matilde rzuca beznamiętnie.

– Sorry? – Shane oburza się jeszcze mocniej – Nikt mnie tak w życiu nie obraził.

W moim małym świecie (Tom I & II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz