3. Powroty

31.4K 810 212
                                    

No i zostałam. 

Zbyt wiele zawdzięczałam moim rodzicom i zbyt wiele włożyłam pracy, żeby dojść do miejsca, w którym obecnie się znalazłam. 

Dlatego leżę teraz w swoim wielkim łóżku i oczekuję na pierwszy skowyt budzika. Przez całą noc nie zmrużyłam oka nawet na chwilę, wciąż mając świadomość, że mieszkam z człowiekiem, którego nienawidzę, nie szanuję, a od wczoraj jeszcze się boję.

Co prawda, nieoczekiwane spotkanie przy windzie zakończyło się wytłumaczeniem przez Dominica naszego drobnego spóźnienia na lunch. Sprzedał rektorowi jakąś prozaiczną bajeczkę o wspólnym rozpakowywaniu rzeczy, więc ten odpuścił już drążenie tematu, zabierając nas na wspólny deser, w celu przedyskutowania naszych obowiązków jako starostów. Przez cały ten czas nie mogłam się jednak skupić. Wciąż myślałam tylko o tym, żeby jak najszybciej zabrać swoje rzeczy i bez słowa wyjaśnienia jeszcze jak najszybciej wrócić do domu.

Potem jednak przeprowadziłam głębszą i bardziej zawansowaną analizę, zarówno w aspekcie finansowym jak i ogólnym i stwierdziłam, że powrót nie jest obecnie najlepszym pomysłem. Z dwóch prostych powodów. Po pierwsze było już późne popołudnie, więc nie zdążyłabym zarezerwować biletu na autobus, a na Ubera nie miałam wystarczająco pieniędzy.

Dlatego chcąc, nie chcąc, zostałam.

Gdy wczoraj koło godziny dwudziestej pierwszej wracałam z resztą swoich rzeczy od Meghan i Michela, korytarze akademika były puste.

Meghan i Michel to moi przyjaciele z High School. Pomijając naturalne różnice wynikające z odmiennej budowy anatomicznej obu płci, byli identyczni- ciemne włosy, czarne oczy i wysokie wysportowane sylwetki. Zawsze powątpiewałam, czy aby na pewno są bliźniakami dwujajowymi. Może dlatego, że Michel zawsze był bardziej damski od Meghan. A może dlatego, że Meghan nie była zbyt dziewczęca.

Naszą przyjaźń cementowała dość duża zbieżność charakterów, podobne podejście do życia i wyznawane wartości. Natomiast to co nas zdecydowanie różniło, to wygląd. Oni ze swoimi wysportowanymi ciałami, śniadą cerą i bystrymi oczami wyglądali jak żywcem zdjęci z okładek Sport Illustrated. Ja natomiast z kupą nieokiełzanych włosów, bladą twarzą i wiecznie podkrążonymi oczami wyglądałam jak z okładki, ale co najwyżej Walking dead.

To właśnie budowa ciała była tym elementem, który różnicował nas najbardziej. Oni od zawsze kochali aktywność fizyczną. Obydwoje byli kapitanami drużyny koszykarskiej, natomiast ja ze sportem nie miałam absolutnie nic wspólnego. Był to dla mnie zupełnie obcy temat, bo nawet na w-f rzadko ćwiczyłam, ze względu na moją nieuregulowaną alergię i sezonową astmę.

Warto również zaznaczyć, że nasza przyjaźń rozpoczęła się dopiero cztery lata temu, gdy dołączyłam do ich klasy w Junior High School, jednak od razu awansowałam na pozycję ich  siostry. No cóż, państwo Hopper bardzo mnie lubią, więc zapewne chętnie by mnie przygarnęli, jako trojaczka. Zwłaszcza pani Hopper, która przez pewien okres czasu widziała we mnie swoją przyszłą synową. 

Tak więc zaraz po spotkaniu z rektorem udałam się prosto do ich segmentu na małą posiadówkę integracyjną, a przy okazji zabrałam od nich resztę swoich bagaży. W związku z tym, że przyjechałam na kampus praktycznie o świcie i to jeszcze busem, to zdołałam wziąć ze sobą jedynie plecak i niezbyt dużą nerkę. Resztę rzeczy przywieźli mi właśnie Meghan i Michel, bo ich tata wynajął vana, żeby przewieźć wszystkie ich klamoty, a trochę tego było.

Od razu, gdy wysiadłam z windy na dwunastym piętrze mojego ukochanego burżuazyjnego akademika, przypomniałam sobie o imprezie Wallera. Nie mogłam więc tak po prostu wejść do środka, bo przecież jasno dał mi do zrozumienia, że nie jestem zaproszona, ani nawet mile widziana. Byłam jednak tak bardzo zmęczona, że w sumie miałam gdzieś, czy wyrzuci mnie z mojego własnego mieszkania, upokarzając mnie przy okazji przed swoimi wspaniałymi znajomymi, którzy również traktowali mnie jak jedno wielkie zero. Z drugiej strony ich obecność była mi w pewnym sensie na rękę, bo wolałam nie zostawać z Dominicem sam na sam, wciąż czując paraliżujący strach, za każdym razem gdy chociaż na mnie spojrzał.

W moim małym świecie (Tom I & II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz