Upuściłam żyletkę gdzieś koło biurka.

Ulżylo mi. Zrobiłabym o wiele więcej, gdybym miała czas. A nie miałam.

Słyszałam coraz głośniej kroki.
Nie mogłam zakryć tego rękawem, cięcie było na tyle mocne, że było z niego dużo krwi, przeciekłoby.

Próbowałam więc wstać do łazienki. Nie zdążyłam. Zanim wstałam, drzwi do pokoju otworzyły się.

Tony spojrzał na mnie, potem na moją rękę. Wyłupił oczy i zmarszczył brwi.

- Co ty odjebałaś? - powiedział idąc po ręcznik.

- Skaleczyłam się gdy.. skakałam przez płot. Wyszłam na szybki spacer, furtka się zamknęła a nie miałam klucza. Musiałam jakoś wejść.

- Japierdole, po pierwsze - opatrywał mi ranę, zachowywał spokój, nie wyglądał jakby go to obchodziło. Pewnie myślał tylko o tym, żeby Vince nie dowiedział się, że Tony, rzekomo pozwolił mi wyjść. - Nie wychodzisz z rezydencji sama. Myślałem, że to już wiesz. Po drugie, właśnie masz powód dlaczego tego nie robisz.

- Dobra, wiem, chciałam się poprostu przewietrzyć.

Odkaził i zabandażował ranę. Poszło mu naprawdę dobrze.

Odłożył wszystkie rzeczy i spojrzał na mnie podnosząc brew.

- Jeśli Vince cię nie spyta nic mu nie mów. Nie tylko ty będziesz miała przewalone. Jak będzie coś nie tak, to chyba umiesz odkazić ranę i zmienić bandaż. Przyjdź zaraz na obiad.

Kiwnęłam głową.

Brat skierował się ku wyjściu, przystanął przy drzwiach i obejrzał wzrokiem mnie i mój pokój, po czym bez słowa wyszedł.

Odetchnęłam z ulgą.

Schowałam dokładniej żyletkę. Na samą myśl o słowach napisanych przez braci z oczu ciekły mi łzy.

Dlaczego nie pojechałam z mamą i babcią?

Starłam łzy dłonią i zeszłam na dół.

Tony siedział w kuchni zapatrzony w telefon. Nałożyłam sobie porcję i usiadłam na miejscu.

- To ja pójdę i zjem w pokoju. - odezwałam się po chwili.

Brat podniósł wzrok znad telefonu.

- Nie idziesz. Vincent kazał pilnować cię z jedzeniem.

Wywróciłam oczami.

- Ta, bo on wie co jest najlepsze. - wymruczałam pod nosem.

Zjadłam ponad połowę obiadu.
Odstawiłam talerz i wróciłam na górę.

Zamknęłam drzwi na klucz i pobiegłam do łazienki.

Klęknęłam przy toalecie i zwymiotowałam cały dzisiejszy obiad.

***

Była około druga w nocy.

Will z Vince'm dopiero wrócili.

Byłam ciekawa czy przyjdą zobaczyć czy śpię i czy jutro rano Vincent będzie chciał rozmaiwać ze mną o tych wiadomościach.

Miałam jednak nadzieję, że nie przyjdą tu.
Jakieś pół godziny temu poczułam się okropnie.
Wyszłam na balkon, aktualnie siedziałam na płytkach owinięta kocem i wpatrywałam się w las.

Jak na złość usłyszałam kroki.
Nie było sensu udawać, że grzecznie śpię, więc zostałam w miejscu.

Drzwi do pokoju otworzyły się.

Rodzina Monet- historia Hailie.Where stories live. Discover now