Prolog: Kakofonia życia codziennego

8 0 0
                                    

Kontrapunkt (z łaciny punctus contra punctum, w dosłownym tłumaczeniu nuta przeciw nucie) – technika kompozytorska, która polega na prowadzeniu kilku niezależnych linii melodycznych.

I ain't happy, I'm feeling glad

I got sunshine in a bag

I'm useless, but not for long

The future is coming on*

30 września

Ten dzień mógł być równie dobrze najlepszym w jego życiu. Być może jednak wcale nie był; wielu z nich nie pamiętał, a nawet wśród tych, które pamiętał znalazłoby się kilka niezłych kandydatur do tego najlepszego. Nie było ich jednak wiele. Większość dni wrzucał do kategorii „nie jest tak źle" zamiast do kategorii „jest dobrze". To było chyba po prostu bezpieczniejsze. Z radością też nie należało przesadzać, bo potem spadanie wydawało się dłuższe i boleśniejsze.

Był stosunkowo szczęśliwy, kiedy zdał rozszerzoną maturę z matematyki prawie najlepiej w klasie (zawsze gdzieś musi zaplątać się jakieś prawie ). Był też stosunkowo szczęśliwy, kiedy po raz pierwszy (i jedyny) poszedł do filharmonii, gdzie muzyka była tak cudownie poukładana . Był dosyć szczęśliwy, kiedy jego najlepszy przyjaciel wyznał swoje uczucia jego najlepszej przyjaciółce, bo wiedział od początku, że ta historia tak powinna się skończyć i nie miał pojęcia, na co oni właściwie czekali. A jednak tym razem to wewnętrzne ciepło było odrobinę intensywniejsze, choć logicznie nie było ku temu żadnych powodów.

To ciekawe, jak funkcjonuje ludzki umysł. Spędzamy całe życie na dążeniu do rzeczy wielkich, wielkich celów, wielkich bogactw, wielkiego sukcesu, cały czas tęsknimy do tego, czego nie mamy, a kiedy już to dostaniemy, jesteśmy tak zmęczeni gonitwą, że nawet nie mamy siły pobyć przez chwilę szczęśliwi z tego powodu. Gdyby miał teraz do kogo otworzyć gębę, powiedziałby tej osobie, że istnieje łatwiejszy sposób. Wystarczy położyć się na trawie w pełnym słońcu, a efekt jest praktycznie ten sam.

To by jednak oznaczało, że małe rzeczy równają się rzeczom wielkim, a to mu się w ogóle logicznie nie zgadzało, więc wytłumaczył sobie w duchu, że po prostu endorfiny i w ogóle. Najwyraźniej to wyjaśnienie go usatysfakcjonowało, ponieważ bez dalszego zastanawiania się wrócił do szkicowania zamku, machając bosymi stopami w powietrzu.

Zapowiadali ochłodzenie, to mógł być ostatni ładny dzień tej jesieni, przez co należało go wykorzystać. Żar lał się z bezchmurnego nieba, a promienie słoneczne sprawiały, że rzeka mieniła się różnymi kolorami. Oczywiście nie tylko on wpadł na pomysł wykorzystania tego dnia, więc cały brzeg Wisły był zawalony ludźmi; niektórzy leżeli na kocach, inni biegali albo udawali, że wcale nie piją piwa. Przez chwilę zażyczył sobie, żeby brzeg należał tylko do niego, ale to było niewykonalne, a on z natury unikał myślenia o rzeczach niewykonalnych, więc poprawił jedynie okulary, które zsunęły mu się na czubek spoconego nosa i zmrużył oczy. Wawel wyglądał na większy niż cokolwiek, z czym śmiertelnik mógłby mieć do czynienia i miał do opowiedzenia więcej historii niż ktokolwiek żywy. Ponownie przyłożył ołówek do kartki, zastanawiając się, czy w tym konkretnym momencie ktokolwiek poświęcał mu tyle samo uwagi, co on. Miał wrażenie, że patrząc na niego rozumiał tkwiącą w nim ideę. Jeśli cokolwiek rozumiał na tym świecie to były to budynki. Budynki były przejrzyste i funkcjonalne, a jednocześnie były pustymi kartkami, które tylko czekały, aż ktoś nada im znaczenie. Trochę tak jak ludzie. My wszyscy też byliśmy pustymi kartkami, którym ktoś inny nadawał znaczenie.

Podczas rysowania udało mu się odizolować od całej reszty świata. Nie zwracał uwagi na przydługą, kasztanową grzywkę wpadającą mu w oczy, nie zwrócił nawet uwagi na to, że w którymś momencie dostał w głowę dmuchaną piłką, a chwilę później przeskoczył nad nim goniący za nią duży labrador. Widział tylko to, co miało znaleźć się na rysunku, a słyszał tylko płynącą z słuchawek „Etiudę rewolucyjną" Chopina. Może to dlatego było mu tak szczęśliwie, bo na przestrzeni jego życia były dni, kiedy wiele się działo i były też takie, kiedy nie działo się nic, ale tych przepełnionych aż tak niezmąconym spokojem było naprawdę niewiele.

Kontrapunkt Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz