"Ciekawa Istota"

10 1 0
                                    


Alcor uniósł oba kąciki ust, a jego policzki w trakcie uśmiechania się pękły .

-Piekielna Gwiazda? Nikt jeszcze mnie tak nie nazwał

Bill wzruszył ramionami i spojrzał w kąt.

-Ja uważam, że pasuje - mruknął rozczarowany faktem, że Dreambender gwałtownie przestał się bać.

Zerknął na jego szponiastą, złotą rękę. Druga wciąż pozostawała ludzka.

Alcor prychnął :

-Wiesz, co by było naprawdę zabawne? Zabicie ciebie

Uśmiech Ciphera powrócił na jego usta :

-Tak jak swojego dzieciaka? Założę się, że ciebie nienawidzi - Dreambender w złości zmarszczył nos, a Bill poklepał go po ramieniu - Założę się, że byłby szczęśliwszy gdybyś się nie pojawił... Jak mu tam było? Toby?

-Nie mów jego imienia! - krzyknął , po czym wrzasnął z bólu, gdy z jego pleców wystrzeliła para ogromnych, czarnych skrzydeł z oczami, a każde z nich wpatrywało się w Billa.

Zabrał dłoń.

Na sekundę coś go zmroziło.
Te ślepia zdawały się przenikać do jego duszy, lustrować ją, analizować, jednak ten niepokój szybko minął. Na jego usta powrócił lekki uśmiech.

-No proszę, masz nawet skrzydła. To naprawdę rzadkie u demonów. Może nie jesteś aż tak beznadziejny, ale serio... Gwiazdeczka i Sosna mnie lubią - Bill podrapał się po brodzie - A może zbuntuje ich przeciwko tobie? Albo zdradzę i zabiję? - zaczął powoli zbliżać się do drzwi - Twój wybór. Możesz oddać mi moc i być zabawką w moich dłoniach, albo na to patrzeć

Pięści Dreambendera się zacisnęły.

-Zabiję cię - wysyczał przez zęby.

Jego prawa ręka zapłonęła błękitem. Pulsujący ból powoli narastał w jego czaszce.

Wściekły, zły.
Jego przebranie się popsuło.

Bill nacisnął na klamkę i posłał mu ostatni ze swoich cierpkich uśmieszków.

-Powodzenia

I wyszedł, zostawiając Tyrone'a zupełnie samego. Podwórkowe latarnie były jedynym, co oświetlało klasę. Stał i myślał. Był sam. Nie miał nikogo. Nie miał planu.

-Cholera! - zaklął, a płomienie buchły z jego pięści, ziemia się zatrząsła.

~~~~~

Gillbert dumny z prowokacji wyszedł z pomieszczenia. Zakrył niewielkie rany na szyi czerwonym szalikiem i się uśmiechnął.

Wędrował wzdłuż korytarza, lecz zatrzymał się na widok grabiny. Tuż pod nią stali Dipper z Pacificą. Blondynka natychmiast dostrzegła Gillberta.

-Hej - rzuciła do niego, a on posłał jej tajemniczy uśmiech.

-Co tutaj robisz? - dołączył się nastolatek.

Gill wzruszył ramionami.

-Byłem tylko poprosić wielkiego pana profesora o wyjaśnienie pewnego zadania

-To może do nas dołączysz? - zaproponował Pines.

Gillbert spojrzał na niego.

-Niestety muszę już iść, ale bawcie się dobrze - oznajmił, odchodząc, a Pacifica i Dipper pożegnali go wzrokiem aż całkowicie nie zniknął w ciemności.

Nagle ziemia pod ich stopami zaczęła się trząść. Drabina głośno trzasnęła, upadając na podłogę. Wymienili się porozumiewczymi, zszokowanymi spojrzeniami.

-Co tu się dzieje?! - wrzasnął, tracąc równowagę Dipper.

~~~~~

Jeszcze tylko jeden buch.

Jego skóra schodziła z jego twarzy z każdym powiewem wiatru przez otwarte okno.

Jeden, jedyny buch.
Tylko jeden.

Mocno ścisnął złotymi palcami papierosa. To nie pomagało. Podrażnione dymem gardło nie uspokajało go. Od tak dawna nie palił, a teraz się do tego uciekał. Jego głowa znów zapiszczała od pisku, który zamienił się w słowo :

~'Sprawiedliwość?'

Widział jedno - to nie był głos demona w nim. Od intensywniejszego czasu przemiany zaczynał słyszeć myśli jego skrywanej, boskiej egzystencji.

Padł na kolana, łapiąc się wolną ręką za skroń, drugą wyrzucił papierosa. Jego palce przeczesały kosmyki jego włosów. Obraz zaczął się rozmazywać. Był tylko ten pisk i jego jęki, błagające o to, by to wszystko się już skończyło.

Obraz zaczął się rozmazywać.

Miał wizję. Widział siebie młodszego. Czternastoletniego, demonicznego siebie, który nawet nie myślał o tym, kim się stanie.

Biel.
Stracił wzrok.

~'Dlaczego?' - łkał.

Kolejna wizja.

Mason Gleeful spojrzał na niego swoimi chłodnymi oczami. Obok niego stała Mabel.

~Więc, czego chcesz, aby rozwiązać umowę?

~Ciał ofiar, na których eksperymentowaliście. Uwolnię ich dusze za pożywienie

~Hihi. Jesteś szurnięty

~Zgoda - odparł Mason.

Cały we krwi i organach...

~'To nie ja! To nie ja!'

Mason wrócił i spojrzał na demona.

~Mógłbyś się chociaż uczesać - wskazał wzrokiem na jego zakrwawione, rozczochrane kosmyki.

Jego mina zrobiła się smutna.
Westchnął :

~Dlaczego to robisz?

~To chyba ja powinienem zadać ci to pytanie

~Jeśli to zrobisz dostaniesz najdłuższy na świecie wywód i uda ci się uniknąć odpowiedzi

~Dobrze. Wierzysz w potwory?

~Żartujesz?

~Nie. Sądzę, że nie jesteś jedyny. Każdy ma w sobie takiego, ale ludzie udają, że ich nie ma. Nie chcą ich dostrzec w sobie. Są zbyt wielkimi dupkami, dlatego są ślepi... Gdy miałem sześć lat pobiły mnie Potwory ze starszej klasy. Gdy miałem dziesięć błagali mnie o życie. Od tej pory nienawidzę ludzi

~Czyli myślimy podobnie

~Gdyby tak było twój głód przerósł by sumienie, którym ciągle się kierujesz. Według ciebie, co znaczy "sprawiedliwość"?

Odzyskał na pół sekundy kontrolę
Dipper, Pacifica - nie był sam w budynku. Poczuł ich drgające, przerażone energie. Jego złote stopy przenikały przez płomienie. Namiastka świadomości skłoniła go do spojrzenia w okno. Jego klatka piersiowa uniosła się w szoku. Jego białe ślepia rozszerzyły się.

Znów ten stan...

-Nie, nie, nie, nie - powtarzał, próbując wyrwać sobie włosy z głowy.

Coś się stało.
Coś zrobił.
Nie pamiętał.
Nic nie pamiętał.

Wtedy spostrzegł, że ogień się rozprzestrzenił. Pożar.

-Co ja zrobiłem? - wychrypiał, próbując wrócić do ludzkiej postaci.

Nie udało mu się.

Nie mający kłamać | Gravity Falls Where stories live. Discover now