rozdział XXIV

215 20 15
                                    

Obudziłem się i wystarczyła zaledwie krótka chwila, bym wiedział, że dziś jest drugi października. Feralny drugi października.

Poniedziałek.

Sprawa była jasna w chwili, w której tylko rozchyliłem powieki. Nigdzie nie było Sana, po jego obecności nie było nawet najmniejszego śladu. Krzątanie po lewej stronie łóżka zwróciło moją uwagę. Mój wzrok padł na Alison, która podłapując go, od razu posłała w moim kierunku ciepły uśmiech.

Nie wzbudzał we mnie żadnych emocji, a już na pewno żadnych pozytywnych.

Nie odwzajemniłem go.

- Dzień dobry Wooyoungie - powitała mnie.

Nie odpowiedziałem jej nic, zamiast tego przenosząc spojrzenie na zegar zawieszony nad drzwiami.

Drzwiami, które były otwarte.

Wskazywał godzinę ósmą cztery, czyli w prawdzie rzeczy było siedem minut po ósmej. Nikt jeszcze nie postanowił go przestawić, Sana nie było, a Alison zapewne nawet nie zauważyła niczego dziwnego. Miała własny czasomierz, zawieszony na cienkim, jasnym, skórzanym pasku, z którego korzystała.

Materac na wysokości moich bioder ugiął się pod ciężarem, gdy Alison na nim zasiadła. Nie lubię, gdy tu siada.

Na miejscu Sana.

San...

Każde wspomnienie o nim powoduje ból w sercu. Okropnie nieprzyjemne uczucie, które wciska do świadomości obawę, jakbyśmy się już mieli więcej nie zobaczyć.

Ale to nieprawda.

San wróci tutaj. Wróci do mnie.

Obiecał.

A ja mu ufam.

- Jest coś, na co miałbyś dziś ochotę? Chciałbyś porobić coś konkretnego? - zagadnęła.

San nie zadawałby tak durnych pytań. On wiedziałby jak spożytkować czas, sam by coś wymyślił.

Tęsknie za nim.

To pierwszy dzień od całych czterech miesięcy, w ciągu których spędzałem z nim całe dnie, gdy ma się u mnie nie pojawić. San dziś nie przyjdzie. Podobnie jak jutro, w środę, czwartek i piątek.

Sama wizja brzmi przerażająco.

Nie odpowiedziałem.

Nawet na nią nie spojrzałem. Przeniosłem za to wzrok na moją dłoń, która nagle została przykryta przez tę należącą do niej. Jej dotyk mnie obrzydza. Zdaje się, jakby nie był na miejscu. Nie lubię, gdy mnie dotyka. Nie lubię, gdy robi to ktokolwiek prócz Sana.

- Zaproponowałabym spacer, ale nie wiem czy będę w stanie zejść z tobą po schodach - powiedziała nieco zakłopotana.

San nie miał z tym problemu, dla niego nie był to nawet najmniejszy wysiłek.

Z Sanem wszystko jest prostsze i lepsze.

Dlaczego San nie może tutaj być?

- Ale możemy coś obejrzeć albo przejść się po górnym piętrze. Może wybierzemy się do twojego pokoju i trochę go posprzątamy, co? - zaproponowała.

Nie pasował mi żaden z jej pomysłów. Nie chcę nigdzie wychodzić, nie chcę robić nic. Chcę poczekać na Sana, to tyle.

Kiedy San wróci, pójdziemy na spacer.

Kiedy San wróci, posprzątamy mój pokój.

Kiedy San wróci, obejrzymy razem film.

Alison nie ruszyła się z miejsca. Oczekiwała odpowiedzi, mimo że mój wzrok zwrócony był w kierunku ściany.

Silencio | WoosanWhere stories live. Discover now