rozdział XX

267 18 18
                                    

Piętnasty września.

Obudziłem się z silną potrzebą w sercu.

Pierwszą myślą, jaka pojawiła się w mojej głowie od razu po otwarciu powiek był Jang Hyunsik. Jego twarz ukazała się w moim śnie i po raz pierwszy nie towarzyszyły temu żadne negatywne emocje. Wręcz przeciwnie, czułem dziwny spokój i swego rodzaju... przyciąganie?

Myślę...

Czy to może być znak?

Czy w ten sposób chce mi przekazać, bym pożegnał go ostatecznie i zamknął najciemniejszy rozdział mojego życia?

Czy jest to w ogóle możliwe, czy to kolejny wymysł mojego schorowanego umysłu?

Nie wiem.

Czy czuję się gotowy?

Nie wydaje mi się.

Ale czy kiedykolwiek faktyczne w pełni będę?

Czy kiedykolwiek zdobędę się na taką odwagę, by stanąć przed wyrytym w kamiennej płycie nagrobku? Czy będę gotów przeciwstawić się towarzyszącemu temu uczuciu smutku, poczucia winy?

Bo to właśnie to drugie nie pozwala mi chyba najbardziej się tam zjawić. Czy mam w ogóle prawo iść tam i wyrazić swój żal? Czy mam prawo stanąć na przeciw wyrytych w kamieniu liter i zapłakać ostatni raz? Czy zasługuję na to? W końcu gdyby nie ja... Gdybym nie wyciągnął go na tamta imprezę, nic by się nie stało. Minęło już trochę czasu, ale wciąż nie potrafię sobie tego wybaczyć, zapewne jeszcze długo nie będę w stanie.

Czy pójście tam zmieni cokolwiek? Z drugiej strony czy dalsze zwlekanie zmieni cokolwiek?

Nie dowiesz się, jeżeli nie spróbujesz - tak zawsze powtarzała mi babcia.

Do odważnych świat należy - to również słyszałem często.

Zegar na ścianie wskazuje, że za piętnaście minut wybije godzina siódma.

Wciąż leżę.

Sana jeszcze nie ma, rozpoczyna swoją pracę punktualnie o siódmej, choć zwykle i tak zjawia się kilka minut wcześniej.

Wciąż leżę.

Pikanie aparatury, tykanie zegara, ciche pochrapywanie Jacka i śpiewający w radiu Elton John zagłuszają otaczającą mnie ciszę. Zdaje się jakby było jej wokół mniej coraz mniej.

Dwie minuty przed godziną siódmą na podjeździe zaparkował samochód. Uniosłem się nieco wyżej na łokciach, czując niewyjaśnione podekscytowanie na myśl o pojawieniu się bruneta. Tak było już od dłuższego czasu. Zwykle od razu po otwarciu oczu poszukiwałem jego osoby, a sam jego widok sprawiał uśmiech na moich ustach.

Czy to normalne?

Nie sądzę.

Czy mi to przeszkadza?

Nie bardzo.

Drzwi frontowe zamknęły się, a ja za chwilę mogłem dosłyszeć kroki na jedenastu stopniach. Sześć kolejnych kroków później, drzwi mojego pokoju uchyliły się, a San wszedł do środka. Robił to jak zawsze bardzo ostrożnie, nie chcąc wyrządzić najmniejszego hałasu. Jego wzrok od razu padł na mnie, przystanął w miejscu z lekko uchylonymi ustami.

- Oh - sapnął. - Nie śpisz już, coś się stało?- zapytał wyraźnie zaniepokojony.

Uśmiechnąłem się lekko, kręcąc w zaprzeczeniu głowa. Uśmiech był tym elementem, który dodawałem zawsze, by szybko go uspokoić.

Przysunąłem do siebie klawiaturę, kładąc na niej palce. San w tym czasie odłożył swoją materiałowa torbę na krzesło i podszedł do mnie, pochylając się bardziej w stronę ekranu.

Silencio | WoosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz