rozdział V

229 18 10
                                    

Dziesiąty lipiec.

Wciąż leżę.

Minęło już całe pięć dni odkąd przy moim łóżka zamontowana została maszyna do pisania. Tym samym minęło również pięć dni odkąd Alison wyjechała.

Nie powiem, że tęsknię, to chyba za duże słowo. W pewnym sensie chyba mi jednak jej trochę brakuje. Spokoju, jaki mi oferowała w czasie swojej pracy.

Przychodziła, robiła swoje, niekiedy tylko wdawała się w dłuższe monologi.

San natomiast gada bez przerwy. Zupełnie jakby miał dodatkowo płacone za ilość wypowiedzianych w ciągu dnia słów.

Ostatnio zauważyłem jednak, że posmutniał nieco. Jego wzrok jakby porozumiewawczo, często przesuwał się w kierunku monitora.

Minęło pięć dni, a ja wciąż nie skorzystałem z tego nowego ustrojstwa. Nie czułem takiej potrzeby, nie wiedziałem co miałbym niby napisać. Nawet jeśli chciałbym odpowiedzieć na monolog Sana, nie zdążyłbym wystukać odpowiedniego zdania, a on już mówiłby na inny temat.

San zdecydowanie za dużo gadał.

Wczorajszego wieczoru, gdy żegnał się ze mną, stanął jednak w progu nieco dłużej. Przyglądał mi się, jakby oczekując aż chwycę tę cholerną klawiaturę i napiszę choć jedno zdanie.

Nie zrobiłem tego.

A on uśmiechnął się lekko.

Bez tych uroczych dołeczków.

A to było niczym prawdziwy cios.

San codziennie stara się przekonać mnie również do jedzenia.

Odłącza moją kroplówkę przynajmniej na godzinę lub dwie i przychodzi do pokoju z aromatyczną zupą. Zupą, którą ostatecznie zjada Youngmi.

San nie zmusza mnie do jedzenia. Nie robi niczego z użyciem siły. Stara się mnie zachęcić, mówi jakieś motywujące rzeczy. Kiedy widzi jednak, iż nie da rady mnie przekonać, wzdycha głośno i odkłada kubek na stolik.

Wtedy zazwyczaj zostawia mnie samego. Zapewne potrzebuje chwili, by odgonić od siebie wszelkie negatywne emocje.

Czekam na moment, w którym jego cierpliwość się wyczerpie, a on wścieknie się tak bardzo, że wepchnie mi tę łyżkę do gardła.

Nie... Nie San.

San jest na to zbyt uprzejmy.

Za to go podziwiam. Ja zrobiłbym to już dawno temu. Nie posiadałem w sobie nawet w połowie tyle cierpliwości co San.

Podobnie było z sympatią do ludzi. Obecnie, gdyż jeszcze przed wypadkiem wszystko było całkiem inaczej, a ja uwielbiałem się nimi otaczać.

Tak czy inaczej, uważam to za bardzo miłe. Fakt, iż wciąż próbuje, nie tracąc nadziei, ale bez wywierania przy tym na mnie szczególnej presji.

Powinienem mu za to w jakiś sposób podziękować, poczułem to szczególnie wczorajszego wieczoru, gdy uśmiechnął się w ten smutny sposób.

San zasługiwał na choć jedno słowo podziękowania.

Jest godzina dwunasta. Zegar wskazuje kilka minut po niej.

Ostatnio jednak udało mi się dostrzec wyświetlacz telefonu Sana.

Na tapecie miał przeuroczego kotka. Zastanawia mnie czy należał do niego, czy może zdjęcie zostało pobrane z internetu.

Czas różnił się od tego na zegarze. Telefon Sana wskazywał cztery minuty do tyłu.

Silencio | WoosanWhere stories live. Discover now