rozdział III

229 18 12
                                    

Jest dwudziesty dziewiąty czerwca.

Kilka minut po godzinie dziewiątej.

Wciąż leżę.

Minął już trzeci tydzień, odkąd San podjął się opieki nade mną.

Alison mu ufa. Wydaje mi się, że jest jej na rękę fakt, iż on tak chętnie podchodzi do swojej pracy. Ona dzięki temu niekiedy przychodzi zaledwie na trzy godziny, a później tłumacząc się ważnymi sprawami, wychodzi.

A ja wciąż leżę, pozostawiony na łaskę Sana.

Nie przeszkadza mi to.

Myślę, że gdy Alison wreszcie wyleci, nie odczuję szczególnie jej braku. San zastępuje ją bardzo dobrze. Robi dokładnie to samo co ona, a przy tym jest bardziej znośny.

Minusem jest to, że gada dużo.

I mam tu na myśli to, że naprawdę gada dużo.

Ponadto San ma donośny głos. Nie ma więc możliwości, bym chociaż udawał, że go nie słyszę.

Często też podłapuje moją uwagę.

Zaczyna mi o czymś opowiadać, ale co jakiś czas zerka w moim kierunku, i gdy zauważy, że nie przyglądam się jemu, mówi moje imię.

- Wooyoung.

O tym właśnie mówiłem.

Przeniosłem swój wzrok na jego osobę. Właśnie zmienia mi kroplówkę.

Pierwszy raz tego dnia.

Późno. Alison zazwyczaj robi to koło siódmej i to w taki sposób, by nie zbudzić mnie ze snu.

San był nieco niepocieszony po ostatnim razie, gdy niekontrolowanie prychnąłem pod nosem w obecności jego i Youngmi. Liczył, że tak sytuacja jeszcze się powtórzy, jednak przez ostatni tydzień zawiódł się wyraźnie.

Choć nie mogę powiedzieć, że się nie starał. Niekiedy naprawdę musiałem powstrzymywać się, by nie parsknąć pod nosem, gdy siadał przy moim łóżku, opowiadając kawały, które prawdopodobnie znał tylko on sam.

Nie ze śmiechu, a z zażenowania.

Jego anegdoty są żałosne.

Teraz również przysiadł na brzegu łóżka, jakby szykował się do opowiedzenia kolejnej z nich. A mnie na samą myśl już krew zalewała.

Alison nigdy nie siadała na moim łóżku. Kiedyś powiedziała nawet, że nie chce naruszać mojej prywatności. San nie był tak małostkowyjak ona. Mi to nie przeszkadzało.

- Oboje z Alison bardzo chcielibyśmy, by zaszła u ciebie jakaś poprawa. - wyznał, a jego twarz ozdobił ten delikatny, przyjemny dla oka uśmiech.

Oh San, San...

Zaczęło się szybciej niż sądziłem.

Ambicje. Chore pragnienia stawiania sobie poprzeczki coraz wyżej. Alison też taka była na początku. Sądziła, iż w kilka tygodni pomoże mi stanąć na nogi i odzyskać normalne życie.

San jest młody, jestem jego pierwszym prawdziwym wyzwaniem. Z tego co zdążyłem zauważyć, dobrze dogaduje się też z doktorem Han . Gdyby osiągnął teraz sukces, zapewne pozytywnie wpłynęłoby to na rozwój jego kariery. Może nawet doktor Han zaproponowałby mu pracę.

To normalne, nie winię go za to. Jest tylko człowiekiem, obcym mi człowiekiem, dla którego ja jestem tego jednym ze stopni, które mają doprowadzić go na szczyt.

- Oboje wiemy, że czujesz się już dobrze. - stwierdził - Mam na myśli na tyle dobrze, by żyć na co dzień bez tego ustrojstwa.

Mimowolnie zerknąłem na nieustannie pikającą maszynę. Nie wyobrażam już sobie życia bez niej u boku. Jest jak moja najlepsza przyjaciółka. Zaraz za starym Jackiem oczywiście.

Silencio | WoosanWhere stories live. Discover now