rozdział XVI

230 18 8
                                    

Dwudziesty drugi sierpnia, podobnie z resztą jak i dwudziesty trzeci nie przyniosły ze sobą niczego nowego, a już na pewno niczego dobrego.

Jestem zmęczony, mogę wręcz rzec, że wykończony. Noce nie pozwalają mi zmrużyć oka, natomiast za dnia zawsze znajdzie się coś, co wybudzi mnie z krótkiej drzemki.

San co chwilę zerka na mnie pełnym zmartwienia wzrokiem, a gdy uda mi się go podłapać, staram się uśmiechnąć do niego choć delikatnie.

San nie jest głupi, nie daje się na to nabrać.

Kontaktował się już z doktorem Hanem, jednak nawet ten niewiele mógł zaradzić. Dwudziestego drugiego sierpnia San dostarczył do laboratorium próbki do podstawowych badań, a gdy razem z ich wynikami lekarz odwiedził mnie dzień później, nie miał żadnych dobrych wieści.

Po obejrzeniu mnie, załamał się jeszcze bardziej, a winą stanu, w jakim obecnie się znajduję obarczył Sana. To mi się nie podobało.

San bowiem nie mógł nic poradzić. I tak robił co w jego mocy, żeby w jakiś sposób mnie wspomóc. San nie jest niczemu winien.

Dwudziesty czwarty sierpnia zakończył się oglądaniem jakiejś głupkowatej komedii, na którą ochotę akurat miał brunet. On sam śmiał się przy niemal każdej scenie, na tyle, że momentami obawiałem się, iż w końcu runie z tego krzesła prosto na podłogę, podczas gdy ja starałem się dociec sensu całej fabuły.

Wiem, że San wybrał właśnie taki gatunek, by nieco mnie rozchmurzyć. Komedie jednak zazwyczaj mają to do siebie, że są dość krótkie. Szczęście w nieszczęściu, że ta miała akurat drugą część, więc pod pretekstem ogromnej chęci obejrzenia jej za jednym razem, zatrzymałem Sana na dłużej w moim towarzystwie.

Podobnie było w ciągu dwóch wcześniejszych wieczorów.

Nie chciałem być sam. Nie chciałem, by San wychodził z mojego pokoju, dlatego wynajdywałem jakiekolwiek powody, byle by został dłużej. W końcu jednak, gdzieś koło godziny dwudziestej drugiej, wyrzuty sumienia zaczynały dręczyć mnie na tyle, że pozwalałem mu wrócić do domu. San ma własne życie i nie powinienem mu go odbierać.

Nie mogę jednak poradzić nic na to, że coraz to bardziej niepokojące obrazy przewijają się przez mój umysł, że nie ma już nawet chwili, w której nie czułbym towarzyszącego mi niepokoju. Nawet podczas oglądania tych durnowatych komedii, nie potrafiłem skupić w pełni myśli na mało wymagającej fabule.

Jang Hyunsik, to jego twarz stale pokazywała mi się przed oczami, jego imię wciąż przebiega przez mój umysł, a wspomnienia z nim wręcz go zalewają.

Podczas dwóch poprzednich, bezsennych nocy miałem sporo czasu na rozmyślanie. Pamiętam go w pełni. Pamiętam, że mieszkał jedynie z ojcem, gdyż jego mama już jakiś czas temu zmarła na nowotwór. Pamiętam gdzie mieściło się ich niewielkie mieszkanie. Pamiętam, że miał małego kundelka o imieniu Rico. Pamiętam, że był bardzo ambitnym studentem, więc zapisywał się na wszystkie możliwe zajęcia dodatkowe. Pamiętam, że już od pierwszego dnia na uczelni złapaliśmy dobry kontakt. Pamiętam, że nie podobało się to Taesoo. Jego samego nie potrafiłem jednak odszukać w moich wspomnieniach.

Dwudziestego trzeciego sierpnia, czyli dokładnie dziś, San wyszedł z mojego pokoju jeszcze później niż dotychczas.

Ścienny zegar wskazywał dwanaście minut po godzinie dwudziestej trzeciej.

Miałem wyrzuty sumienia, jednak niepokój, jaki utrzymywał się tego dnia z tyłu mojej głowy, nie pozwalał mi się nimi zbytnio przejmować. Byłbym w stanie przytrzymać go nawet dłużej, byleby nie zostać samemu.

Silencio | WoosanWhere stories live. Discover now