rozdział VI

188 18 9
                                    


To wciąż jest dziesiąty dzień lipca.

A ja wciąż leżę.

Jest jednak godzina dziewiętnasta. Youngmi szykuje się do wyjścia, słyszę jak przerzuca rzeczy z kąta w kąt. Jej pokój po tym jak szykowała się na jakiekolwiek spotkanie wyglądał niczym pobojowisko, tak było za każdym razem. I niezliczone reprymendy, jakie dostawały od matki, na nic się zdawały. Taki miała nawyk.

Chwilę później z dołu dobiega mnie nawoływanie matki. Raz, a za chwilę i drugi.

Przekleństwo uleciało z ust mojej młodszej siostry, gdy wychodziła z własnego pokoju. Prawdopodobnie przypadkiem potknęła się o zwiniętą na podłodze bluzkę lub inną część odzieży.

Nie zaszczyciła mnie nawet przelotnym spojrzeniem. Z pewnością wciąż jest wściekła o sytuację z dzisiejszego południa. Nie było mi przykro z tego powodu. Nie czułem się też źle z wypowiedzianymi przez nią wcześniej słowami.

Stałem się całkiem obojętny na to, co do powiedzenia na mój temat mają inni. Szczególnie osoby, które na co dzień nie dbały o mnie. A tak było obecnie z Youngmi.

Tak było obecnie niemal z każdym, kogo znałem. Jedynie San nie zaliczał się do tego grona. Może z obowiązku, a może z jakiejś głęboko skrytej sympatii. Powód się nie liczył, ważne było to, że jedyny wyrażał jakiekolwiek nadzieje na moje wyzdrowienie. Tak czy inaczej, było to miłe.

Wytężam słuch najmocniej jak się tylko da. Ciekawość jest jedynym silnym odczuciem, jakie pozostało we mnie.

- Pamiętasz, że dziś idę na przyjęcie urodzinowe do cioci Kim, prawda? - zapytała ją matka. - Więc nie umawiaj się z nikim.

- Jak to? Przecież ja już jestem umówiona ze znajomymi - Youngmi wyrzuciła do niej z pretensjami.

Mama nie wspomniała jej o tych urodzinach. Często zapominała o takich szczegółach. Ostatnimi czasy ogółem często o wszystkim zapominała. Domyślam się, że spowodowane jest to natłokiem pracy i innych spraw, jakie ma obecnie na głowie.

Tym bardziej docenia Sana. Uwielbia go. Za to, że zajmuje się mną, odejmując jej przy tym obowiązków. Dodatkowo Youngmi otrzymuje od niego porcję zupy niemal codziennie i zgodził się również karmić starego Jacka. San naprawdę stał się już niczym domownik. Myślę, że jest tu bardziej mile widziany niż ja. Na więcej się zdaje.

- Ktoś musi zostać w domu z Woo.

- Woo? - powtórzyła. - Byłaś u niego raz i nagle znów stał się twoim ukochanym synem?

Cisza. Zapewne posłała jej karcące spojrzenie. Miałem okazję doświadczyć go tak wiele razy, że widzę je teraz przed oczami.

Ale czy Youngmi nie miała racji? Od czasu wyjścia Sana, moja matka nie zjawiła się w już w tym pokoju. A przecież miała taką możliwość, wiedziała jak to wszystko działa. Wystarczyło minimum determinacji.

Ale ona podświadomie wiedziała, że nie ma to najmniejszego sensu.

- Przecież on cały czas leży w łóżku. Co miałoby się mu stać? - ciągnęła dalej.

Nawet jeżeli coś by się stało, nie liczę na pomoc z jej strony. Nie jestem pewien czy potrafiłaby mi pomóc. O samych chęciach może lepiej nie będę wspominał.

- Wiele rzeczy mogłoby się wydarzyć, Youngmi. Proszę cię, zrób to dla mnie i ten jeden, jedyny raz zostań w domu z bratem.

Youngmi tego nie lubiła. Nienawidziła ciszy, która ją wtedy otaczała. Bała się zostawać ze mną sama, gdyż... nie wiem, może przerażał ją fakt, iż mógłbym nagle podnieść się z łóżka i niczym żywy trup zaatakować ją.

Silencio | WoosanWhere stories live. Discover now