20. Cudowny chłopak.

6.3K 433 274
                                    

#KODwatt

Elias

Spędzałem z Rose poranek w hotelowej restauracji. Przed nami piętrzyły się naleśniki i rozmaite dodatki, a zapach świeżo mielonej kawy powoli pokonywał ostatnie oznaki senności.

            Rose posłała mi szeroki, usatysfakcjonowany uśmiech, nim zatopiła usta w karmelowej piance i zamruczała z przyjemności.

            Aston i Laurette mieli dołączyć do nas lada moment, a ja, choć kochałem ich całym sercem, nie pogardziłbym czasem spędzonym wyłącznie w towarzystwie... mojej dziewczyny.

            Kurwa, to wciąż wydawało się tak dziwne.

            To nie tak, że nagle wszystkie moje wątpliwości wyparowały. One wciąż we mnie były. Całe mnóstwo obaw o Rose i moją relację z nią. Nie kłamałem poprzedniego wieczoru, wyrażając swój niepokój. Nie chciałbym jej skrzywdzić, a podświadomie czułem, że to nieuniknione, że nie potrafię inaczej.

            Próbowałem cieszyć się chwilą, w końcu miałem przed sobą olśniewającą dziewczynę, piękną w środku i na zewnątrz. Wnosiła do mojego życia tak wiele światła. Uśmiech prawie nigdy nie schodził jej z ust, a w te niebieskie oczy mógłbym patrzeć bez końca.

            Tym bardziej nie chciałem być tym, który złamie jej serce.

            Sęk w tym, że Rose nie zadowoliłaby się przyjaźnią z korzyściami – czymś, co przeszło mi kilkukrotnie przez głowę. I przede wszystkim nie zasługiwała na taki układ, a na o wiele więcej. Byłem bezradny wobec wszystkich tych słów, które wypowiedziała do mnie w nocy. Wiedziałem, że ma sporo racji i postanowiłem nie spierać się z nią w kwestii tego, czy jestem wystarczający, czy też nie. Ale to wciąż wydawało się tak strasznie skomplikowane.

            – Jemy czy czekamy na nich? – zagaiła, pożerając wzrokiem naleśniki.

            – Co mówi kodeks dobrych manier?

            – Że powinniśmy zaczekać.

            – Więc jedzmy.

            Zaśmiała się w ten słodki sposób, który uwielbiałem. Właściwie uwielbiałem w niej wiele rzeczy.

            – Może jednak zaczekamy? – Wyraźnie się wahała.

            Nie miałem jednak czasu na odpowiedź, bo w tym samym momencie do sali restauracyjnej weszli Aston z Laurette. Mój przyjaciel trzymał zaborczo rękę na jej talii, a Laurette posłała nam cień zaspanego uśmiechu. Prawdopodobnie miała tkwić w tym markotnym humorze, dopóki nie uzupełni zapotrzebowania na kofeinę.

            – Dzień dobry. – Aston kiwnął mi głową, a Rose uraczył krótkim spojrzeniem.

            – Co wy tacy weseli o siódmej rano? – Laurette ziewnęła w dłoń, nim opadła na krzesło obok Rosalie.

            – Załatwiłaś im jedno łóżko, nie dziw się, że są w tak dobrym humorze.

            Rzuciłem w Astona kawałkiem truskawki, za co od razu zostałem skarcony wzrokiem dwóch niezadowolonych dziewczyn. Rose nienawidziła marnować jedzenia, a Laurette to Laurette i po prostu uwielbiała dogryzać wszystkim wokół.

            – Zamknij się i pilnuj własnego łóżka – warknąłem niby to obrażony.

            – Moje łóżko ma się świetnie.

Kisses of DarknessWhere stories live. Discover now