4. Nocne rozmowy.

7.9K 373 176
                                    

#KODwatt

Elias

Energetyk i dwie fajki nie należą do tych pełnowartościowych śniadań, o których Ettie nawijała w kółko bez chwili wytchnienia, ale czułem, że gdyby ktoś podstawił mi teraz pod nos coś do jedzenia, to prędzej bym się zrzygał, niż wsadził to do buzi.

Ale hej, nie ma mi się co dziwić. Kto wymyślił jebane wykłady z anatomii o siódmej rano? Siódmej, kurwa, rano. Na pewno nie ktoś, kto choć raz w życiu musiał wstać tak wcześnie, a ja musiałem zerwać się o piątej, by jeszcze wytrzeźwieć po poprzedniej nocy. Miałem ochotę nawtykać tym durniom, którzy układali plan zajęć, ale nie miałem na to sił. Tak samo zresztą jak na cokolwiek innego.

Na wpół przytomny wtoczyłem się do ogromnej sali wykładowej urządzonej w układzie teatralnym i od razu wybrałem miejsce, w którym przebaluję całe dwie lub trzy godziny, jeśli ten chuj – wykładowca – znów będzie czuł się samotny i zacznie nam opowiadać historie ze swojej młodości, gdy podobno był jebanym Bogiem.

Każdy stawiany przeze mnie krok skutkował jękiem frustracji, które wyrzucałem sobie pod nosem tak, by nikt inny nie mógł ich usłyszeć. Czułem się jak zombie i pewnie tak też wyglądałem. Nie miałem nawet odwagi spojrzeć w lustro tego ranka, bo pewnie bym się przestraszył i ostatecznie nigdzie nie wyszedł, a naprawdę, ale to naprawdę nie mogłem sobie pozwolić na jakąkolwiek nieobecność.

Nawet jeśli za kilka miesięcy postanowię rzucić te studia w cholerę, to przydałoby się do nich przyłożyć. A przynajmniej to wkładał mi do głowy Cassian. A on zazwyczaj mówił same mądre rzeczy, więc tak... Postanowiłem go posłuchać.

Choć szczerze sam nie wiem, czy sama obecność na wykładach liczy się jako przykładanie do nauki. Chyba nie, ale kto by się tym przejmował.

Wczołgałem się na samą górę i tam zająłem miejsce przy ścianie, bym mógł się o nią oprzeć w krytycznym momencie, gdy już sobie zasnę. Miałem nadzieję, że ten staruch nie wypatrzy mnie ze swojego podestu, a nawet jeśli, to że nie zwróci mi uwagi, bo byłem gotów rzucić mu w łeb puszką energetyka, mimo że potrzebowałem kofeiny bardziej od powietrza.

Krzesło okazało się niewygodne w chuj – żadne zaskoczenie. Mimo to rozłożyłem się na nim tak bardzo, jak tylko mogłem i zarzuciłem kaptur granatowej bluzy na głowę, bo światło mnie drażniło. Cholernie drażniło. Gdybym mógł, to poświęciłbym się i zszedłbym na dół tylko po to, by je zgasić. Ale nie mogłem, bo coraz więcej osób zaczęło zbierać się w sali. To oznaczało tylko tyle, że dziś był jeden z tych dni, kiedy się nie spóźniłem.

Szmery, szuranie krzeseł, głośne i zbyt entuzjastyczne na tę porę dnia rozmowy zaczynały mnie powoli wyprowadzać z równowagi. Aż żałowałem, że wykładowca się jeszcze nie zjawił. Gdy przychodził w tym swoim zbyt ciasnym garniturze wszyscy milkli co najmniej tak, jakby ktoś zakleił im usta super glue. A ja naprawdę potrzebowałem ciszy.

– To miejsce jest wolne?

Kobiecy głos wyrwał mnie z półsnu. Leniwie uchyliłem najpierw jedną, a potem drugą powiekę, by zobaczyć obok siebie jakąś ciemnowłosą studentkę ubraną w sweterek z kołnierzykiem. Zlustrowałem jej sylwetkę, doszedłem do wniosku, że ma zamiar się tu pilnie uczyć i nie zastanawiałem się już dłużej nad odpowiedzią.

– Nie. Musisz poszukać innego – mruknąłem.

– Ale...

– Czekam na kogoś – skłamałem, ponownie zamykając oczy, co chyba wreszcie poskutkowało.

Kisses of DarknessWhere stories live. Discover now