11. Przepowiednia.

6K 385 311
                                    

#KODwatt

Elias

To, jak się czułem, zaczynało mnie martwić. Coraz ciężej szło mi zakładanie uśmiechu na twarz, gdy od środka zżerał mnie niezrozumiały smutek.

Nie mam pojęcia, co się na to składało. Może nawarstwienie się wielu małych spraw finalnie mnie wykończyło.

Zaczynałem mieć poczucie, że brak mi życiowego celu, jakiejś motywacji. Kisiłem się na medycynie, bo nie miałem żadnej alternatywy. Wmawiałem wszystkim wokół, że dam sobie radę, że otrzymam dyplom i będę szczęśliwy w swoim fachu.

Nieprawda. Medycyna nie pociągała mnie za nic w świecie.

Ciągłe imprezy, numerki na jedną noc i poranne kace również zaczynały mnie już nudzić. Możemy coś uwielbiać, ale zawsze przychodzi taki moment, w którym coś nam się przejada.

Ja miałem wrażenie, że przejadło mi się moje własne życie.

W liceum mogłem sobie pozwolić na taką nieprowadzącą do niczego rutynę. Nauka, impreza, używki, seks, sen. W zapętleniu. Nikt nie zwracał mi na to uwagi, bo przecież byłem młody i korzystałem z życia tak samo, jak wielu moich rówieśników.

Studia nie różniły się zbyt wiele. Ale nakładały pewną presję. Albo sam ją na siebie zacząłem nakładać.

Co będzie później? Kim zostanę? Czy do końca życia będę taplał się w tym błędnym kole? Czy coś osiągnę? Czy coś da mi szczęście?

Dobijał mnie fakt, że wszyscy w moim otoczeniu mieli jakiś cel, coś, do czego dążyli. Cegiełka po cegiełce budowali swoją przyszłość na wzór wizji, którą nosili w głowach i sercach.

Ale nie ja.

Ja błądziłem.

Przez całe swoje życie chciałem zadowolić rodziców. Dzieci są skłonne do naprawdę wielkich uczynków, kiedy pragną jedynie zobaczyć skierowany w ich stronę matczyny, ten pełen ciepła uśmiech. Samotne dusze gotowe są zabić dla dwóch prostych słów.

Robiłem wszystko, by zwrócić na siebie ich uwagę. I zwróciłem, ale efekt nie był dla mnie zadowalający. Nie byli ze mnie dumni. Byli rozczarowani, a ja doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że mieli ku temu powód; właściwie nawet całą masę powodów.

W końcu byłem chodzącą kupką chaosu i złych decyzji.

Gdy byłem mały, często wyobrażałem sobie, że dzieje mi się coś złego. Choroba, poważny wypadek samochodowy, a nawet porwanie. Pragnienie czegoś takiego jest totalnie popieprzone, ale po latach zdołałem zrozumieć, czemu w ogóle miałem takie myśli.

Wiedziałem, że podobne sytuacje sprawiłyby, że rodzice by się mną zainteresowali. A przecież chciałem od nich tylko tego.

Studia były czymś w rodzaju nowego etapu. Jeszcze kilka miesięcy temu nie musiałem się wysilać, by poczuć radość. Ta spływała na mnie jakby odgórnie. Żyłem chwilą i było mi z tym dobrze. Teraz z kolei zaczynało mnie to uwierać, bo wcale nie czułem się szczęśliwy i nie wiedziałem już, co mam zrobić, by to szczęście do mnie przyszło.

Ten wieczór spędzałem w domu, choć jeszcze kilka godzin temu planowałem wybrać się na jakąś imprezę. Bo tak przecież zazwyczaj świętowałem piątki – wlewając sobie gorzałę do gardła, jakby ta miała wyżreć od środka cały smutek.

Kisses of DarknessWo Geschichten leben. Entdecke jetzt