8. Prawda

971 67 9
                                    

    Zamknąłem się w swoim pokoju i od razu ruszyłem do kolejnego pomieszczenia po prawej, czyli do łazienki. Zapaliłem światło i przejrzałem się w lustrze na ścianie nad umywalką. Policzek i oko spuchły mi do wielkości jajka, co nie najlepiej wygląda. Cholera, będzie siniak. Nie wiem skąd ona ma taki mocny cios.
     Przemyłem twarz chłodną wodą i wróciłem do pokoju wycierając się ręcznikiem. Miałem już rzucić się na łóżko, tylko nie wiem czemu, ale spojrzałem przez okno i zobaczyłem ją.
    Patrzyłem zaskoczony przed siebie i nie dowierzałem własnym oczom. Na parapecie domu na przeciwko, w pokoju na wprost mojego siedzi skulona dziewczyna, a jej drobnym ciałem wstrząsają co jakiś czas dreszcze. Podciągnięte do brody kolana oplatała chudymi rękoma, a twarz schowała za kotarą różowych włosów. Sprawia wrażenie bezbronnej, potrzebującej wsparcia dziewczynki zagubionej w tym świecie. Jest teraz całkowitym przeciwieństwem niż przedtem, gdy była uparta, pewna siebie i z ciętym językiem. Teraz ta dawna ona zniknęła. Nie ma jej. Przepadła. I wyobrazić sobie, że to ja ją doprowadziłem do takiego stanu...
    Szybko oprzytomniałem i położyłem się na łóżku, włączając muzykę w słuchawkach. Chciałem się oderwać od rzeczywistości i przestać myśleć o tej irytującej dziewczynie, jednak mój umysł wcale mi w tym nie pomagał. Cały czas przywracał mi obrazy z dzisiejszego dnia, gdy obrażałem ją na korytarzu, gdy płakała w ramionach Sasoriego na placu przed szkołą, a nawet jak siedziała skulona na parapecie. Pierwszy raz mi się zdarzyło, że nie mogę czegoś wyrzucić z myśli, a zwłaszcza jakieś dziewczyny.
    Dlaczego akurat ona?
    Myślałem jeszcze długo dopóki nie zmorzył mnie sen i odpłynąłem.

    Następnego dnia nie pojawiła się w szkole, co wszystkich z klasy bardzo zdziwiło oprócz mnie. Oczywiście sensacją był także mój siniak pod okiem. Naruto i Kiba wymyślili sobie historyjkę, że jakaś dziewczyna mnie tak urządziła, bo się do niej zalecałem. Od razu ich za ten pomysł ochrzaniłem, ale niewiele się mylili. Cały czas czułem czujne spojrzenie Hinaty na sobie, co nie było do niej podobne. Mimo to, próbowałem to całkowicie ignorować.

    Kolejny ranek, a Itachi raczył zrobić mi miłą niespodziankę. Około godziny 7:20 wszedł do mojego pokoju i rzucając na moje łóżko, na którym jeszcze spałem, czarną marynarkę ze spodniami do kompletu, kazał mi się wyszykować przed 9:30, bo gdzieś wychodzimy. Nie rozumiem go, przecież mamy dzisiaj piątek - szkołę, dlaczego niby mam do niej nie iść? Myślałem, że pójdę jeszcze spać, jednak nie potrafiłem, bo ta nagła zmiana planów nie dawała mi spokoju.
    Nadal uparcie się zastanawiając nad wszystkim zacząłem się szykować do tajemniczego wyjścia. Gotowy zszedłem na dół i zobaczyłem brata również w odświętnym stroju, poprawiający sobie jeszcze krawat w lustrze.
    - Gotowy? - spytał, a ja jedynie kiwnąłem głową.
    Spojrzałem na zegar, który wskazywał za dwadzieścia dziewiątą. Dosyć szybko ten czas zleciał. Mimo, że jest jeszcze sporo czasu do 9:30 to i tak wsiedliśmy do samochodu, ja na miejsce pasażera, a Itachi jako kierowca. Podczas drogi nic się nie odzywałem i nie wypytywałem, gdzie jedziemy, bo i tak wiedziałem, sądząc po jego ostatnim zachowaniu, że nic mi nie powie.
    Zamyśliłem się i nie zauważyłem nawet, kiedy zza horyzontu zaczął wyłaniać się teren cmentarza. Zdziwiony zmarszczyłem brwi i ukradkowo spojrzałem na brata, po którym nie widziałem żadnej konkretnej podpowiedzi. W pełni skupiony prowadzi samochód, patrząc na jezdnię i nie zwracając na mnie uwagi. Normalne. Kawałek dalej dostrzegłem gmach kościoła, na którego teren wjechaliśmy i zatrzymaliśmy się na jednym z miejsc parkingowych.
    Teraz już nic nie rozumiałem. Po co mam być w kościele? Tyle czasu nawet do niego nie chodziłem i było spoko, a teraz nagle mam zacząć? Spojrzałem z pytającym wzrokiem na brata, a ten jedynie zgasił silnik i wysiadł z auta. Lekko zirytowany jego zagraniem poszedłem jego śladem.
    - Co to ma znaczyć? - spytałem uważnie śledząc zmiany w jego mimice.
    - Nic, a co? - sparował niewinnie.
    - Itachi... - warknąłem zniecierpliwiony.
    - Jesteśmy przy kościele, zachowuj się. - westchnął i wykręcił jakiś numer na telefonie.
    - No, już jesteśmy. - powiedział do smartfona. - Tak, młody też jest. - przerwał, by usłyszeć rozmówcę. - Tak wiem, ale rodzice kazali, więc musiałem go zabrać. - westchnął bezradnie. Świetnie, czyli rodzice też są w to zamieszani. Tylko po co tu oni skoro mieszkają dosyć spory kawałek drogi stąd?
    Itachi skończył gadać przez telefon i chciałem się dopytać o co chodzi, jednak brat mnie zbył i poszedł gdzieś za mnie. Wkurzony obróciłem się w tamtym kierunku i zauważyłem jak wita się z rodzicami.
    Co oni tu...?
    Podszedłem do nich. Wszyscy ubrani na czarno, nawet ci, których nie znam i przechodzą obok mnie. Przywitałem się z matką i ojcem, a u rodzicielki dostrzegłem podpuchnięte oczy od łez, co wcale mi się nie podobało.
    - Możecie mi w końcu powiedzieć co my tu robimy? - spytałem z nadzieją, że w końcu się wszystkiego dowiem.
    - Pamiętasz może tą dziewczynkę, z którą nie raz się bawiłeś gdy jeździliśmy nad jezioro? - odezwała się matka. Zrobiłem skupioną minę i próbowałem sobie przypomnieć, coś chyba kojarzę... - Dzisiaj jest pogrzeb jej rodziców. Szkoda mi dziewczyny, straciła ich w wypadku samochodowym. Ma już... - odpowiedziała złamanym głosem. Mówiła coś dalej, ale już nie słuchałem.
    Pamiętam, że zawsze bawiłem się z jakąś dziewczynką i to w moim wieku, tylko że nie pamiętam jak wyglądała. Wiem tylko, że bardzo ją lubiłem i ją jako jedyną z dziewczyn dopuściłem tak blisko siebie. Nawet to ona była pierwszą osobą, z którą się zaprzyjaźniłem. Nie dziwię się reakcji matki, ona i ojciec bardzo dobrze się znali z jej rodzicami. Po kilku wyjazdach, na których się spotykaliśmy, postanowili utrzymywać znajomość. Nie wiem co się później stało, ale straciliśmy z nimi wszelki kontakt.

Zapomniane ~ SasuSaku [P O W R Ó T]Where stories live. Discover now