1.Kim ty....

1.9K 80 4
                                    

      Biegłem. Pędziłem przed siebie najszybciej jak potrafiłem, ale słońce i dość parna pogoda jak na wrzesień wcale mi nie pomagały. Biegłem ile tchu, mając nadal w głowie fragmenty mojej rozmowy przez telefon sprzed ponad 7 minut.
     Szpital... wypadek... jest w śpiączce...
     Dlaczego, do cholery, musiało się to wydarzyć? To, że ona znajduje się akurat w TYM mieście, to czysty przypadek. Nikt z rodziny nie wiedział, że tu mieszkam, że to właśnie tutaj uciekłem przed całym światem i bliskimi. Tym bardziej ona. Jestem ciekawy, czy zapamiętała mnie jako kochanego braciszka, czy może tego złego, co ją tam zostawił... Mam nadzieję, że nie ma mi tego za złe, zwłaszcza że nie chciałem tego robić...
      Nim dotarłem do sedna swoich rozmyślań, znalazłem się już przed szpitalem. Nie tracąc ani chwili, wbiegłem przez wielkie drzwi, przepychając się przez kilka osób. Dobiegłem do recepcji i dysząc jak po maratonie, zapytałem się kobiety o salę, gdzie ją znajdę.
     Po otrzymaniu tej jakże ważnej informacji, ruszyłem biegiem na odpowiednie piętro. Już byłem przed drzwiami, już miałem wchodzić, gdy...
     - Pan Sasori Haruno? - usłyszałem zza moich pleców swoje imię. Odwracając się w tym kierunku, zauważyłem mężczyznę około pięćdziesiątki w białym kitlu. Przypominając sobie wcześniej zadane pytanie, niemrawo potaknąłem głową - Proszę za mną.
      W jego głosie wyczułem coś tak jakby... współczucie? Po tym już wiedziałem, że jest źle. Szliśmy w ciszy przez biały, z akcentami mdłej zieleni korytarzami szpitala, mijając po drodze kilku pacjentów, na których nawet nie spojrzałem. Nie chciałem na nich patrzeć... Nie chciałem czuć i widzieć ich bólu...
     Po chwili zatrzymaliśmy się pod drzwiami, na których zdążyłem dostrzec jedynie "Dr Kizashi Moshi". Powoli przekroczyłem próg i wchodząc w głąb gabinetu, zaczekałem na lekarza. Ten, dochodząc do mnie, wskazał dłonią na krzesło, żebym usiadł, a sam zajął miejsce po drugiej stronie biurka na skórzanym fotelu.
       - Czy jest Pan kimś z rodziny? - spytał dla pewności mężczyzna, spoglądając na chwilę w jakieś dokumenty.
       - T-Tak... - Zająknąłem się, jednak po chwili dodałem. - Jestem jej starszym bratem. Panie doktorze... co jej jest? - Zapytałem się z nadzieją w głosie, że jednak nie jest aż tak źle.
       - Przykro mi to mówić, ale... - przerwał na chwilę, chcąc sobie chyba uporządkować, co powiedzieć. Wkrótce odchrząknął i kontynuował. - Był wypadek samochodowy... W pojeździe była dziewczyna i jej rodzice. Niestety tylko ona przeżyła.
        Nie... To przecież niemożliwe...
       Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem. Po dwóch latach nieświadomości, co się dzieje z moją rodziną, właśnie się dowiedziałem, że straciłem ich... Już nie naprawię tego, co zniszczyłem swoim odejściem. Zaledwie kilka dni temu postanowiłem sobie, że odwiedzę swoją rodzinę i ich za wszystko przeproszę. Jednak już tego nie zrobię... Straciłem ostatnią szansę na powrót do poprzedniego życia. Do życia bez poczucia winy, że się wszystko zniszczyło. Poczułem jak łzy cisną mi się do oczu, więc mocno zamknąłem powieki, pochylając się do przodu i łapiąc się za włosy. Została mi już tylko ona, nikt więcej. Teraz muszę się nią zająć jak najlepiej, żeby nie musiała cierpieć i popełniać tych samych błędów co ja w przeszłości. Mimo to boję się, że nie będzie chciała mnie widzieć za to, że ich opuściłem, że opuściłem.
        - Obecnie dziewczyna jest w śpiączce, ale powinna się obudzić w ciągu kilku dni. Ma złamane dwa żebra i założone szwy na brzuchu i łuku brwiowym... - dopowiedział lekarz po dłuższej chwili ciszy, a ja spojrzałem się na niego z przestrachem w oczach.
       - Czy... czy mogę ja zobaczyć? - zdołałem zdusić w sobie zalegającą gule w gardle i zadałem te jedno, proste pytanie.
       Doktor Kizashi kiwnął twierdząco głową i ruszył przed siebie. Postanowiłem bez słowa podążać za nim nadal bijąc się z myślami.
       Co jeśli mi tego nie wybaczy? Jeśli nie będzie chciała mnie znać?
        Z tymi myślami mijałem te same korytarze i sale co wcześniej w drodze do gabinetu doktora. Wkrótce dotarliśmy pod drzwi odpowiedniej sali, które po chwili zostały otwarte przez mojego towarzysza. Wchodząc w głąb, towarzyszyły mi odgłosy chodzącej maszyny, pikającej w rytm jej spokojnego serca. Pomieszczenie nie należy do największych, ale takie małe też nie jest. Po prawej od wejścia znajdują się tylko kolejne drzwi i jakaś szafka, zapewne na jakieś rzeczy pacjenta, natomiast po lewej jest mały stoliczek z dwoma krzesłami. Światło słoneczne znajdowało wejście przez dwa okna wmurowane w ścianę na wprost drzwi, pod którą stały dwa łóżka. Na jednym z nich zauważyłem małą osóbkę z rozwianymi na poduszce długimi, różowymi włosami, podpiętą do aparatury. Na ten widok zakuło mnie serce.
         Może gdybym nie uciekł, to to by się nie wydarzyło...
        Powolnym krokiem podszedłem do nieprzytomnej siostry. Jej wielkie, żywo zielone oczy są skryte pod powiekami, a na twarzy ma wymalowany  nic nieświadomy spokój. Zmieniła się przez te dwa lata, nawet przez pościel można zobaczyć jej krągłe kształty, a jej buzia stała się dojrzalsza. Przysunąłem sobie krzesło i usiadłem na nim z postanowieniem, że nie spuszczę jej z oka dopóki się nie obudzi...

        Minęły już cztery dni. Byłem przy niej przez cały ten czas. Jedynymi osobami, które widywałem podczas przesiadywania tutaj to lekarz, pielęgniarki i mój przyjaciel - Itachi Uchiha, który nie wiem jak, ale dowiedział się, gdzie jestem. Opuściłem specjalnie kilka dni szkoły żeby jej pilnować, robiąc sobie spore zaległości. Co jak co, ale liceum to już nie przelewki... Za rok matura, ale na szczęście mój najlepszy przyjaciel przyniósł mi materiały z ostatnich lekcji. On jako jedyny wiedział o mnie wszystko, no ewentualnie jeszcze jego matka i ojciec, bo znali się kiedyś z moimi rodzicami, ale mimo to nic im nie wygadali, gdzie jestem. Postanowili uszanować moją decyzję, za co byłem im wdzięczny.
         Nie wytrzymałem już dłużej i nadal siedząc na krześle, położyłem głowę na łóżku, tuż przy jej ręce, którą kurczowo trzymałem, jakby miała zaraz uciec. Jedyne co teraz gościło w mojej głowie to nadzieja, że jak tylko się budzi to ujrzę te piękne, zielone, pełne życia oczy.

         Nie wiem, ile minęło odkąd zasnąłem, ale poczułem jakiś lekki ruch w swojej dłoni. Jeszcze na pół przytomny nie zwróciłem na to większej uwagi, jednak, gdy się to powtórzyło i usłyszałem cichy jęk, natychmiast otworzyłem szeroko oczy i poderwałem się z miejsca. Odnalazłem jej zamglone spojrzenie, które rozglądało się po całym pomieszczeniu by po chwili spocząć na mnie. Nie byłem w stanie nic powiedzieć, bo sam fakt, że moje myśli się spełniły, wprawiły mnie w zadumę. Dopiero niemrawe pytanie pełne strachu wyrwało mnie z myśli.
         - Kim ty... Kim ty jesteś?...

_________________

       I oto kolejny rozdział... Przepraszam za wszelkie błędy, ale jak już wspominałam - piszę na telefonie, a interpunkcja to już inna sprawa... ^^'
       Zapraszam do komentowania i dawania vote'ów :)

Zapomniane ~ SasuSaku [P O W R Ó T]Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin