37. Naczynia

207 15 17
                                    


Lloyd

Atmosfera między mną a Harumi przez kilka najbliższych dni była dość napięta. Minął tydzień. Dostawałem sporo swobody, nie korzystałem z niej niewłaściwie. Głównie siedziałem w pokoju i rozmyślałem. Cole odwiedził mnie pewnego dnia, wyjaśniłem z nim wszystko. Uznaliśmy że obu nas poniosło, jednak jednej rzeczy mu nie powiedziałem. A mianowicie cały czas uważałem się za winnego wszystkiego co tam się wydarzyło. To na prawdę była moja wina, gdyby nie ja to on pewnie by wygrał bez większego harmidru. 

Wu odpuścił mi z treningami za co jestem mu ogromnie wdzięczny, wręcz można powiedzieć że rygorystycznie mi tego zabronił. Oczywiście nie obyło się bez stwierdzeń jak bardzo nie odpowiedzialne i niebezpieczne to było co w głębi duszy to wiedziałem.

A co do mojej znieczulicy. Można powiedzieć, że wraca. Nie chcę tego. Chcę żyć normalnie, chociaż nigdy to nie nastąpi. Gdy raz podejmiemy jakąś ważną decyzję to zmienia ona nasze życie o sto- osiemdziesiąt stopni. Wyobraźcie sobie taką sytuację...  Jesteście nastolatkami, nie zarabiacie, chodzicie do szkoły. Jednak nadchodzi czas gdy ruszacie do pracy i wtedy nie macie już tyle wolności. Musicie stosować się do grafiku do obowiązków i w tedy zdajesz sobie sprawę,  że zacząłeś coś nowego i nigdy się nie skończy. A przynajmniej nie będzie jak dawniej. 

Wychodzę na dach, nie wykradam się jak zwykle robiłem. Siadam na krawędzi nie daleko okna  tak, że nogi zwisają mi z dachu. Słońce dopiero kierowało się na niebo, nie dawno spało jak i nadal to robią moi przyjaciele. Znów nie mogę spać, wypocząłem jakieś trzy dni i automatycznie odczuwam zmęczenie acz jednak nie mam możliwości zaspokojenia tej potrzeby. Chce spać, niemniej nie raz w ciągu tych kilku dni samotności miałem ochotę podebrać coś nasennego  mimo to jest to nie możliwe.

 Za pewne wszystko czego bym potrzebował znajdę w szafce w kuchni, ale w prawdzie mówiąc na pewno wszystko jest policzone. 

Na pewno swoją rękę trzyma na tej szafce ktoś i ją kontroluje, czuje to.

 Na pewno tak jest, od tej cholernej tragedii wszyscy zaczęli strasznie się skupiać na tych kwestiach. 

A moje tabletki się skończyły. Zostało puste pudełko, którego muszę się jak najszybciej pozbyć.

Rozmowa z kimś o tym nie wchodzi w grę. 

Uporczywie zastanawiam się co robić dalej. 

Jestem.

Istnieję.

Żyję,

jeszcze.

Nie mam planu, nie mam pomysłu. Jeśli w ogóle jestem jeszcze liderem, oby nie. Jest wiele osób, które spisałyby się w tej roli lepiej ode mnie. Jestem przekonany, że znów wyglądam okropnie. Musze to jakoś ukryć, dobrze mi samemu, dobrze mi bez nadmiernej uwagi. 

Z powrotem czuję się jak to małe bezbronne dziecko, rzuca mi się w pamięci wspomnienie:

Siedzę pod ścianą, samotny jak zawsze. Zamknąłem się w jakimś zagraconym pokoju, nie mam pojęcia gdzie wtedy byłem. Najwyraźniej nie miałem miłego dnia, pamiętam jak się czułem, nie pamiętam tylko dlaczego. Byłem smutny, rozżalony. Chciałem do taty, chciałem się do niego przytulić, chciałem aby mnie ze sobą zabrał. 

- Lloyd, spadniesz. Zejdź do mnie. - Spoglądam w dół, gdzie widzę starca z siwą brodą. Nie sądzę, że mnie widzi bo patrzy pod słońce.  Wszedłem z powrotem do pokoju.

Jadałem sporadycznie, spałem prawie wcale, moje chęci do życia były znikome. Trzeba sprawiać pozory. 

Wyciągnąłem z szuflady korektor czy jakąś taką babską duperele i zakryłem chociaż cienie. Nya go kiedyś u mnie zostawiła. A może to była Rumi? 

Korytarz przemierzałem jak najciszej się da praktycznie na palcach. Zastałem wujka za stołem w kuchni przy jego ukochanej herbacie. 

- Dobrze spałeś?- Padło pytanie.

- Znakomicie.- Wysiliłem się na jak najbardziej szczery uśmiech. 

Przez całą naszą krótką rozmowę miałem wrażenie, że on wie jak ładnie mu kłamię. Zaproponował wspólne śniadanie, chciałem odmówić, grzecznie lecz taktownie. Niestety wciskanie mu kitu o śniadaniu wcześniej nie wchodziło w grę, nie wiedziałem przecież, o której wstał.  

A więc posłusznie nasypałem do miski płatków kukurydzianych i później nalałem mleka. (Spodziewam się w komentarzach wielkiej bitwy na psychopatyzm;0)

W ostatnie dni, gdy moi przyjaciele odbywali treningi czy nie było ich w moim zasięgu, schodziłem do kuchni i brudziłem kilka naczyń tak aby wyglądały na - już opróżnione. Jest trochę lepiej niż było, a może mi się to tylko wydaje? 

Sęk w tym, że ludzie często nie widzą swoich problemów  czy uzależnień. Zauważają je dopiero, gdy ktoś im je uświadomi. Ale ja przecież nie potrzebuje pomocy, prawda? Radzę sobie świetnie.

Wróciłem do pokoju i co o dziwo zrobiłem się bardzo śpiący. Z początku nie chciałem się temu poddać, przestawię się i nie będę mógł spać w nocy. Chociaż... I tak nie mogę w tedy spać więc może położę się na chwilę? 

Zasnąłem, na prawdę zasnąłem. W reszcie się udało.  




Wyrok Demona / NINJAGO LlorumiWhere stories live. Discover now