Próba

240 40 51
                                    

03.07.2003 Czwartek

Zdecydowanie jestem za mało asertywna.

Jeśli chce przeżyć te wakacje w spokoju, powinnam nad tym poćwiczyć.

Wczesnym rankiem (mam na myśli bardzo wczesny poranek, tym bardziej biorąc pod uwagę wakacyjną porę) obudził mnie dzwonek do drzwi, a chwile po nim w moim pokoju znalazł się nie kto inny jak Igor. Uszczypnęłam się, sprawdzając, czy jeszcze nie śpię.

– Mała niestety to nie jest jeden z twoich mokrych snów ze mną w roli głównej. – Mrugnął do mnie bezczelnie, siadając na łóżku.

– Co ty tu robisz! Kto cię wpuścił? – Byłam zbyt zaspana, żeby myśleć racjonalnie.

– Twoja gosposia była trochę zaskoczona, ale wytłumaczyłem jej wszystko. Wypiliśmy razem kawę z Twoja babcia i oto jestem. Już dłużej nie możemy zwlekać.

– Ale co tu robisz? – ziewnęłam, przecierając oczy.

– Mamy trening, ładna piżamka. – Spojrzałam na swój przykrótki wyciągnięty top i bokserki. Podciągnęłam szybko kołdrę, a on uśmiechnął się chytrze.

– Cieszę się, że ci się podoba, a teraz wyjdź! – Oparłam głowę o poduszkę.

– Nie wyjdę, dopóki nie pójdziesz ze mną. – Rozsiadł się wygodnie, jakby był u siebie.

– Wiesz, która jest godzina? – Potwierdził to krótkim skinieniem. – To dobrze, wiedz też, że jestem na wakacjach, chcę się wyspać i odpocząć i nie zamierzam tańczyć. A już na pewno nie z tobą? – Przewrócił oczami.

– Dlaczego?

– Bo jesteś impertynenckim dupkiem, który myśli, że...

– Nie pytam, dlaczego nie chcesz tańczyć ze mną, choć ta kwestia akurat nie wchodzi w dyskusję. Pytam, dlaczego nie chcesz tańczyć?

– Bo nie! – prawie krzyknęłam, a on jedynie westchnął, kładąc się w poprzek łóżka tak, że musiałam podwinąć stopy, bo inaczej przygniótłby je swoim ciężarem.

– Cóż za wymyślne słownictwo – zniecierpliwiony cmoknął – mała lepiej wychodź, bo później będzie prawdziwy skwar i zrobi się nieprzyjemnie. – Brak reakcji z mojej strony. – Są wakacje, chcesz je spędzić, obijając się i tycząc w łóżku czy wolisz przeżyć taneczną przygodę.

– Daruj sobie! – wywróciłam oczami. Fuknął naprawdę zirytowany.

– Ok, tak naprawdę to mam gdzieś co tam sobie porabiasz, ale nie znoszę Adama, a Marlena... – W porę urwał zdanie, by nie powiedzieć czegoś obraźliwego – ...to Marlen więc gdy ją poznasz, też będziesz chciała ją pokonać. – Ciągle leżałam obojętnie. – Oddam ci moją cześć forsy z wygranej? – Za wygranie dostaje się pieniądze, ten pomysł spodobał mi się, ale szanse na wygraną były niewielkie. – Mój brat zamierza wpaść do ciebie po południu, więc im szybciej zaczniemy, tym lepiej? Mam cię błagać? – Skinęłam.

– Proszę, wygraj ze mną ten zakład – ironia w jego głosie, aż kipiała – błagam? –

Przeciągnął ostatnie słowo, uśmiechając się szeroko tak, że w policzkach powstały mu dziurki. Zachowywał się zupełnie inaczej niż chłopak, którego poznałam na imprezie.

– Ten uśmiech na mnie nie działa – kłamałam.

– On działa na każdą – puścił do mnie oczko i przewalił się na drugi bok pościeli.

– Nie jestem każda – wysunęłam się z łóżka.

Dziesięć minut później biegłam za nim z wywieszonym jęzorem. Resztkami sił powstrzymując się, by nie prosić o przerwę.

Pamiętniki AnastazjiWhere stories live. Discover now