Testament

285 54 38
                                    

Kilka minut później siedziałam już na kanapie z Natem u boku i ciotką stojącą przy odtwarzaczu czekającą, aż pierwsze obrazy nagrań pojawią się na ekranie.

Wpierw usłyszałam jej śmiech jeszcze zanim pokazał ją obraz. Już to przepełniło mnie ogromnym bólem. Choć jej głos i śmiech troszkę dojrzał od czasu tych nagrań to i tak w tych tonach rozpoznałam moją mamę. Bałam się oglądać te kasety, bałam się, że nie dam rady na nią patrzeć.

Siedziała przy ognisku razem z niewielką grupką osób. Jedna z dziewczyn grała na gitarze jakiś polski utwór. Reszta śpiewała z nią, myląc przy tym tekst i śmiejąc się głośno. Nieopodal ogniska stały wielkie namioty, z jednego z nich wyszedł chłopak, usiadł obok mamy, posyłając jej zuchwały uśmiech. Rozpoznałam w nim chłopaka ze zdjęcia.

Następne kilka ujęć przedstawiało ich występy konkursowe. Tańczyli walca, cza-czę, sambę. Sama widziałam, jak mama ewoluuje. Choć od początku ich taniec był magiczny, każde kolejne ujęcie coraz bardziej zapierało mi dech w piersiach.

Kolejno pokazane było spotkanie świąteczne ich grupy tanecznej, jak tłumaczyła mi Patrycja. W tle słychać było kolędy, a oni siedzieli wokół dużej choinki i zajadając się przekąskami, żwawo z sobą dyskutowali.

– To pani Rozalia ich nauczycielka. – Ciotka wskazała mi starszą elegancką panią ubraną w długą do ziemi suknię. – Była współzałożycielką szkoły w Londynie, do której później wyjechała twoja mama. To właśnie ona dostrzegła w niej to coś. Dziewczyna w różowych włosach to najlepsza przyjaciółka Any przez ten rok pobytu tutaj w Krakowie były nierozłączne, teraz nawet nie wiem, co u niej słychać... – ciocia się zastanowiła, po chwili kontynuując opowieści, ale chyba bardziej dla siebie niż dla mnie. Zdawało się, jakby cofnęła się w czasie, razem z nagraniami o te kilkanaście lat.

Otarłam łzy, które nawet nie wiem, kiedy zaczęły spływać mi po policzkach. Zatkałam usta dłonią, ze smutkiem i radością nadal wpatrując się w ekran.

Włączyłam drugą kasetę, nerwowo skubiąc zębami, paznokieć kciuka. Pierwsze ujęcie mama wołała Igora, który najwyraźniej był operatorem kamery. Byli sami w sali. Po chwili leżeli objęci, śmiali się, całowali. Obraz zniknął, chwilę potem pojawiła się sala ćwiczeń, którą rozpoznałam już z poprzedniej kasety. Za oknem było ciemno, a w sali paliło się tylko kilka świec, w tle leciała nieznana mi wolna piosenka, a oni stali pośrodku.

– Pamiętasz? – zapytał, głaszcząc czule jej policzek.

– Nasz pierwszy wspólny taniec – odpowiedziała ledwie słyszalnie.

– Kocham cię – szeptał do niej.

– Ja ciebie też. – Patrzyła na niego tak bezwstydnie szczęśliwa, zakochana. Całowali się i tańczyli na zmianę. To wszystko było tak intymne, że oglądanie tego wywołało we mnie speszenie, ale jednocześnie nie mogłam się oderwać.

Drzwi zatrzasnęły się, to ojciec wyszedł. Nie wiedziałam ani kiedy do nas dołączył. Spojrzałam na Partycje, ale ta nie zareagowała pogrążona we własnych myślach. Wtuliłam się w Nate i oglądaliśmy dalej. Było jeszcze kilka ujęć, gdy zwiedzali Kraków, gdy spacerowali gdzieś po lesie, kilka nagrań z ich występów.

– Tym tańcem wygrali mistrzostwa Polski. – Ciotka patrzyła na nagrania z zaciśniętymi dłońmi w pięści, jakby nadal ich dopingowała. Mama ubrana w tę długą koronkową suknię, którą znalazłam w skrzyni w Wysokiej i on w czarnym smokingu. Gdy orkiestra zaczęła grać, a oni ruszyli, wszyscy wstrzymaliśmy oddech. Siedziałam oniemiałą perfekcją, z jaką się poruszali, surowością ich ruchów, ale jednocześnie niezwykłą lekkością i pasją. Każda sekunda tego tańca wydawała mi się genialna. Wiedziałam, że mama potrafi świetnie tańczyć, ale to nie był tylko taniec, to było przedstawienie.

Pamiętniki AnastazjiDonde viven las historias. Descúbrelo ahora