Rozdział 37

1.2K 91 8
                                    

Niedobrze.
Było kilka minut po rozpoczęciu ciszy nocnej. Kiedy szła korytarzem na trzecim piętrze po wodę.
Tylko tyle chciała zabrać butelkę stojąca w stołówce do sypialni i załadować się do łóżka.
Jednak kiedy przechodził koło jednych z drzwi prowadzących do małej salki do nauki została chwycona za ramię i wciągnięta do środka.
Była drobna, niska i niezbyt silna czego zwykle żałowała. Więc nie było najmniejszego problemu aby wciągnąć ją do środka.
Krzyknęła widząc napastnika. Serce zaczęło bić jej mocniej, a dłonie natychmiast zacisnęły się w pięści.
Wiliam.
Szarpnął ją, zmuszając aby weszła do środka pomieszczenia, po czym zatarasował jej drzwi. Jedyną drogę ucieczki.
Uśmiechnął się i zaczęła drżeć na całym ciele.
Spokojnie Lila, tym razem jesteś przygotowana. Masz gaz pieprzowy. Nic ci nie zrobi.
  - Głupia, panna Leman.
  Kiedy Kornet tak do niej mówił zupełnie jej to nie przeszkadzało. Tylko on robił to jakoś inaczej, delikatniej, jakby się o nią troszczył.
A słowa Williama były tego kompletnym przeciwieństwem.
  - Nie umiesz się poddać? Ile razy jeszcze mam cię upuścić, zanim zrezygnujesz z treningów?
  Starała się robić to tak wolno, aby Wiliam nie zauważył. Sięgnęła ręką do tylnej kieszeni swoich spodni po gaz pieprzowy. Spokojnie Lila, tylko się nie denerwuj.
Dopiero teraz zauważyła co chłopak ma w ręce i od razu ciągnęła się kilka korków w tył. Podążył za nią i przegapiła uśmiech na jego twarzy, wpatrując się w kij treningowy który trzymał. Nieraz miała podobny w ręce na zajęciach z Lindą. Ciężki i długi zmuszał do utrzymania równowagi podczas ćwiczeń rozciąganych.
  - Skoro sama nie potrafisz zrezygnować z treningów to zmuszę cię do tego.
  Dopiero teraz ją olśniło. Wiliam liczył na to, że jeśli zrezygnuje Kornet będzie trenował dalej jedynie z nim. Ale był pewna, że nauczyciel tego nie zrobi.
Zbliżył się do niej znowu, ale nie miała już gdzie uciec. Opierała się plecami o szafkę z obciążnikami.
Jej ręka zacisnęła się na gazie pieprzowym i próbowała przestać trząść się, kiedy Wiliam stanął jeszcze bliżej.
Dasz radę, Lila. Jesteś tu sama, ale to tylko Wiliam. Obronisz się przed nim. Wystarczy jedynie uciec, nic więcej.
Jak w zwolnionym tempie widziała jak chłopak podnosi kij treningowy i robi zamach.
Niedobrze.



Akurat chciał rozpocząć swoją dyżur na korytarzu, kiedy rozległ się huk. Zamarł na półpiętrze, z jedną stopą opartą o schodek wyżej.
Jego głowa zadarła się do góry i spojrzał na sufit, jakby mógł przez niego spojrzeć.
Jakby jakąś półka zwaliła się na podłogę, a zaraz potem rozległ się męski wrzask.
Zupełnie nie pasował do tego co miał w głowie. To nie byli bliźniacy.
Nawet nie zdążył drgnąć kiedy usłyszał tupot stóp na schodach, kiedy ktoś zbiegał na dół.
Tego to już kompletnie się nie spodziewał. Lila wpadła na niego, jakby zupełnie nie zauważyła jego obecności.
Przytrzymał ją za ramiona, żeby nie upadła i od razu zauważył, że coś jest nie tak. Trzęsła się na całym ciele. Jej oczy były szeroko rozszerzone, wargi przygryzione do krwi. Zacisnęła dłonie w pięści, a w oczach widział pierwsze łzy. Była przerażona.
Nie zdążył zrobić nic więcej poza przytrzymaniem jej przez chwilę, bo wyślizgnęła się pod jego ramieniem i zbiegła na sam dół.
Wahał się przez chwilę. Powinien wejść na górę i to sprawdzić, ale stan Lili go przerażał. Coś się wydarzyło i jego dziewczyna miała w tym swój udział.
Trwało to jedynie kilka sekund. Minął go Brauch, wbiegając po schodach na górę, a chwilę później to samo zrobiła Linda. Skoro inni już tam byli on nie był potrzebny.
Zbiegł po schodach na dół.
Był pewien gdzie podbiegła. Na zewnątrz. Zawsze tam czuła się najbezpiecznieczniej.
Wbiegł do swojej sypialni po kurtkę i klucz od drzwi. Był pewien, że Lila opuściła szkołę inną drogą, ale mu nie uśmiechało się wychodzić przez okno.
Nie wiedział dlaczego, ale biegł. Chciał się znaleźć przy niej najszybciej jak to możliwe.
Była tam gdzie zawsze. Siedziała na śniegu, oparta plecami o drzewo z rękoma zaciśniętymi wokoło swoich kolan. Jej głowa schowana była w nogach.
Kucnął przed dziewczyną zbyt gwałtownie. Krzyknęła, prostując plecy i opierając się mocniej o drzewo.
Płakała. Łzy leciały strumieniem po policzkach i trzęsła się na całym ciele. Z przygryzionej wargi leciała jej krew, która spadała na cienką bluzkę, którą miała na sobie. Nawet nie założyła butów. Miała na sobie jedynie skarpetki, a na zewnątrz było kilka stopni poniżej zera.
Zaklnął sprawiając, że jej oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej. Zrzucił z siebie kurtkę i wyciągnął obie ręce w kierunku Lili.
Prawie rzuciła się w jego stronę, wtulając w jego ciało. Miał problem, aby utrzymać równowagę, dalej kucając.
Dziewczyna owinęła ręce wokół jego torsu i wtuliła twarz w jego sweter.
Zarzucił swoją kurtkę na jej plecy i przytrzymał ją, wstając z nią w ramionach.
Nogi Lili otoczyly jego biodra, aby być przy nim jeszcze bliżej. Jedna ręką obejmował ją za talię, a drugą wsunął pod poły swojej kurtki, aby położyć na jej karku i pomasować ją tam kciukiem.
  - Już dobrze, skarbie. Mam cię.
  Czuł jak głos mu się łamie, kiedy ruszył w stronę szkoły. Była przerażona. Przestraszyła się czegoś lub kogoś. A go nie było obok żeby ją obronić.
Przytuliła się do niego tak mocno, jakby wierzyła, że ją obroni. Ale zawiódł.
  - Jesteś bezpieczna Lila, nikt cię nie skrzywdzi.
Jego słowa chyba nic nie dawały, bo dalej czuł jej łzy na swoim ciele. Nie był pewien czy trzęsie się z zimna czy strachu, ale obie opcje były złe.
Korytarz na parterze szkoły był pusty. Za to na górnych piętrach zdecydowanie nie było cicho.
Ledwo wszedł jego nozdrza zaatakował duszący zapach, od którego zakręciło mu się w głowie. Gaz pieprzowy?
Nie wachał się. Zabrał Lilę do gabinetu pielęgniarskiego i starannie zamknął za sobą drzwi.
Posadził ją na kozetce i chciał się odsunąć, ale nie chciała go puścić. Dalej obejmowała go rękoma i nogami.
Kurde, Kornet jesteś nauczycielem. Masz ją opatrzeć, a nie gładzić po plecach.
Musiał odchrząknąć, zanim zdołał spytać:
  - Co cię boli, Lila?
  Pisneła i otarła się o niego policzkiem. Mimowolnie pogładził ją znowu po karku, ale musiał to wiedzieć.
  - Lila, co cię boli?
  Tym razem ani drgnęła, więc sam zrobił mały krok do tyłu. Natychmiast przestał, bo przesunęła się do przodu wraz z nim, prawie przy tym spadając z kozetki.
  - Gadaj, albo będę musiał cię obmacać.
  Zaczynała go irytować, że nie odpowiadał. Ale ciągle czuł jak drży i nie chciał za mocno nalegać.
  - Dobra, skoro tego chcesz...
  Przesunął dłoń z pleców wzdłuż jej ciała, zaczynając badać jej stan. Starał się być delikatny, a kciukiem dalej masował jej kark.
  - Nadgarstek.
  Dobrze, że w pokoju było cicho, bo inaczej przegapiłby jej głos.
  - Dzielna dziewczynka- pochwalił.
  Nie mógł powstrzymać się, aby nie umiejścić pocałunku na szczycie jej głowy.
Odciągnięcie jej ręki od swojego ciała było trudne. Nie chciała mu na to pozwolić, mimo, że ręką musiała ją boleć w takim uścisku.
W końcu zmusił aby wyprostowała rękę i podciągnął długi rękaw jej koszulki.
  - Lila!
  Jego warknięcie sprawiło, że podskoczyła na kozetce. Kciuk mężczyzny od razu przesunęła się po jej karku, aby ją uspokoić.
To nie mogło się stać przed chwilą. Nadgarstek miała zabandażowany. Znowu w ten sam beznadziejny sposób co ostatnio, który nic nie dawał. Nie miał pojęcia kto jej go zakładał, ale obiecał sobie, że na jutrzejszych zajęciach wszystkie jego grupy przejadą kurs pierwszej pomocy. W szczególności opatrywania jego dziewczynki.
Odwinął bandaż czując dziwny ucisk w piersi. W szkole działał jako pomoc medyczna, a Lila nie chciała się do niego zgłosić. Wolała cierpieć niż pozwolić, żeby ją opatrzył.
Musiał zabrać dłoń z karku dziewczyny, aby dwiema rękoma chwycić jej nadgarstek. Dalej obejmowała go jedną ręką i poczuł jak paznokcie wbijają mu się w plecy, nawet pomimo swetra, który miał na sobie. Jej pięty wbiły mu się w pośladki i poczuł jak mocniej dociska twarz do jego torsu.
Próbował nie skupiać się na jej reakcji. Jedynie na tym co miał zrobić. Poprawił uchwyt na ręce dziewczyny i szarpnął gwałtownie, nastawiając nadgarstek.
Krzyk który wydawała sprawił, że jego dłoń od razu odnalazła jej kark. To zdawało się ją uspokajać. Przejechał po nim kciukiem i sam nie wiedział kiedy zaczął uspokajać ją słowami.
Nie zdążył powiedzieć nawet połowy tego co chciał, bo rozdzwonił się jego telefon. Przyłożył go do ucha i docisnął barkiem, jednocześnie sprawdzając czy nadgarstek Lili dobrze się nastawił.
  - Gdzie jesteś?- rozległ się w słuchawce głos Braucha.
  - W medycznym.
  - Z Lili?
Kiedy potwierdził Brauch westchnął.
  - Tak myślałem. Zaraz będę.
Odsunął od siebie telefon by spojrzeć na dziewczynę wtuloną w jego ciało.
  - Brauch zaraz tu będzie.
  Zesztywniała. Od razu poczuł jak wzięła głęboki oddech. Rozplątała stopy, które miała zaciśnięte na nim i opuściła je luźno wzdłuż kozetki. Po chwili to samo zrobiła z ręką, którą wbijała w jego plecy.
Odsunęła się w tył, odrywając swoją twarz od jego swetra i zaklnął patrząc na nią.
Dalej przygryzała dolną wargę, aż do krwi. Jej oczy napełnione były łzami, które otarła rękawem wolnej ręki, lecz mimo to były szkliste. Oddychała ciężko i rozszerzonymi oczami wpatrywała się w jego tors, jakby nie chcąc spojrzeć mu w oczy.
Mimo, że była przykryta jego kurtką dalej się trzęsła. Mogła zmarznąć, ale podejrzewał, że to ze strachu.
Nic go nie obchodził Brauch. Mógł sobie myśleć co chciał. Ważniejsza był jego uczennica.
Dalej miał rękę na jej karku, więc po prostu przyciągnął ją do siebie, zmuszając aby na powrót wtuliła się w jego ciała.
Westchnęła cicho, opierając wolną rękę o jego tors i zawieszając swoje ciało na krawędzi kozetki.
Była jego.
Wiedział to. Zakochał się w uczennicy. Tylko szkoda, że ona nie odwzajemniała jego uczuć.

Licz do Ośmiu- Część I- Jessica Gotta Where stories live. Discover now