Rozdział 20

1.6K 106 3
                                    

  - Co się stało?
  - A co się miało stać?
  - Jesteś jakiś... szczęśliwy?
Korent prychnął, przyciągając bliżej swój kubek z kawą.
  - Zawsze jestem szczęśliwy.
  - Właśnie nigdy- zaprzeczył Brauch.
  - Nie stało się nic co miałoby związek z moim nadmiernym szczęściem.
  A raczej powinno. Nie powinien całować Lili, a gdy o tym myślał, a robił to w ciągu zeszłej nocy setki razy uśmiech sam pojawiał mu się na ustach.
  - A co z Lili?
  Brauch kiwnął głową w tamtym kierunku i Kornet zerknął na nią po raz pierwszy od kiedy odstawił ją wczoraj do pokoju.
Znowu leżała na ławce, na złożonych rękach i wyglądała jakby miała ochotę umrzeć.
Zastanawiał się czy pamięta wczorajsze spotkanie. Wypiła dużo, a po takiej ilości alkoholu często nie pamięta się nic. I to chyba była lepsza opcja dla niego.
  - Znowu szczerzysz się jak głupi, więc musi być to związane z nią.
  Wyglądała cholernie uroczo, kiedy tak leżała na ławce kiwając głową na słowa Kaji, chociaż zapewne wcale ich nie słuchała.
  - Pocałowałem ją.
  - Co?!
  Brauch był jego najlepszym kumplem i był pewien, że go nie zdradzi.
  - Wczoraj wieczorem.
  Spojrzał na kumpla i wybuchnął śmiechem. Chyba nigdy nie widział na jego twarzy takiego szoku.
  - Była pijana i totalnie urocza. Poza tym gadała jak najęta, a Linda była tuż obok. Musiałem coś zrobić, żeby nas nie nakryła.
  Brauch jedynie patrzył się na niego, nawet nie mrugał.
  - Przecież mówię ci, że pocałowałem dziewczynę, to nic strasznego.
  - Nie dziewczynę a uczennicę.
  Na to już nie miał odpowiedzi. Miał przesrane, ale zupełnie nie żałował.
  - Kornet, wiesz co zrobiłeś?
  - Jestem tego świadomy, więc nie praw mi tu kazania.
  Lila podniosła głowę by spojrzeć centralnie na niego i wstrzymał oddech. Oderwała wzrok tak szybko jak mogła, a chciał odczytać jej emocje. Nawet z tej odległości widział jak jej policzki zabarwiają się na czerwono.
Doskonale pamiętała wczorajszy pocałunek.
  - Jeśli na ciebie doniesie to cię wywalą. Pogadaj z nią, aby...
  - Nie. Ja to zrobiłem, więc biorę na siebie konsekwencję. Jeśli chce to powie i nie będę miał jej za złe.
  - Wywalą cię.
  - Brauch, nie jestem głuchy. Wiem o tym.
  Musiał znaleźć się bliżej niej, ale tak aby nie miała uciec. A czekanie do jutrzejszych zajęć było dla niego zbyt dużą zmorą.
  - Kiedy masz trening z Lilą?
  - Jutro.
  - Przecież dzisiaj masz treningi z choreografii na zawody.
  - Ona nie jedzie.
  Teraz to był jego moment, aby spojrzeć na Braucha z zszokowaną miną.
  - Przecież jest najlepsza.
  - Ale mam swoich uczniów i oni też zasłużyli na szansę.
  - Lila też jest twoją uczennicą.
  - Tak jakby.
  Jego brew uniosła się do góry.
  - Tak jakby?- powtórzył
  -Jest obecna na moich treningach- Brauch zawachał się i odsunął od niego.- Ale nie uczę jej.
Dobrze, że się odsunął, bo inaczej dostałby z pięści, a tak siedział za daleko, aby mógł uderzyć go niezauważenie.
  - Przecież miałeś ją uczyć- starał się mówić spokojnie, ale był na skraju.
  - Nie, nie. Przyszedłeś do mnie z maślanymi oczkami i powiedziałeś, że muszę ją przyjąć do swojej grupy, o nauce nie było mowy.
  - Więc co ona robi cały trening? Siedzi na ławce?
  - Kornet, mam swoją grupę. Lila tam zupełnie nie pasuje, jest za dobra. Nie mogę uczyć jednocześnie dzieciaków toe-loopa i jej jak skoczyć axel. Ćwiczy sama i super jej to wychodzi. Potrafi leżeć na jednym treningu z piędziesiat razy, a i tak zawsze się podnosi. Jak cię to interesuje to przyjdź w poniedziałek.
  - Żebyś wiedział, że przyjdę.
  - I nie całuj jej więcej.
  To jakoś trudno było obiecać. Szczególnie, że znowu na niego patrzyła i był pewien, że właśnie opowiada Kaji o wydarzeniach z zeszłego wieczora.


Licz do Ośmiu- Część I- Jessica Gotta Where stories live. Discover now