Rozdział 32

1.2K 73 4
                                    


  - Osiem... Siedem... Sześć...
  Nawet tej nocy miał zamiar spać we własnym łóżku. Ale z jego okna było dużo widać i Lila chyba tego nie przemyślała.
Był pewien, że to światełko które miga pomiędzy drzewami to papieros, a jedyną osobą która mogła palić była panna Leman.
  Zarzucił na siebie kurtkę, która znalazł na swoim łóżku. Zakradła się, aby mu ją oddać, ale puścił to płazem. Pokazała, że się go nie boi, ale jednocześnie zrobiła to czego chciał.
Drzwi do szkoły były zamkniete, więc pewnie znowu wyszła którymś oknem. Musiał postarać się o lepsze zamki w tych na parterze, ale była tak uparta, że pewnie skoczyłaby z piętra, więc to chyba nie było dobre rozwiązanie.
Stanął jakiś metr za jej plecami. Zupełnie nie zwracała na niego uwagi. W jednej ręce miała papierosa, a w drugiej trzymała otwartą butelkę z winem. Tym razem przynajmniej miała na sobie kurtkę.
I odliczała.
Tylko nie miał pojęcia co.
  - Pięć... Cztery... Trzy....
  Nieważne co do niej czuł, czy się zakochał czy nie. Przecież nie mógł pozwolić żeby uczennica stała przed nim z papierosem i winem.
  - Dwa...
  - Panno Leman!
Specjalnie krzyknął to mocno i głośno. Ale chyba aż zbyt głośno, bo podskoczyła chwytając się za serce i gwałtownie odwracając w jego stronę.
Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w niego, zanim wyciągnęła telefon z kieszeni tak szybko jakby się paliło i zerkneła na wyświetlacz.
  -Kurwa!- krzyknęła prawie tak głośno jak on i na dodatek tupneła nogą- Znowu pan wszystko popsuł!
Ruszyła szybkim krokiem, w kierunku szkoły, ale chwycił ją w ostatniej chwili, nie pozwalając przejść obok siebie.
  Nie mógł jej na to pozwolić. Chyba poczuła się zbyt bezkranie.
Dalej był nauczycielem. A ona paliła, piła i przeklinała przy nim jakby nim nie był.
Użył swojego tonu, którego zawsze służył do przepytywania uczniów:
  - Panno Leman, tydzień dyżuru w kuchni.
  - Zajebiście- warkneła próbując wyrwać się z jego uścisku, ale nie puścił.
  Chyba nie zrozumiała. On był tu nauczycielem. Nie mogła wejść mu na głowę.
Zmusił ją, aby odwróciła się w jego stronę, gdy warkneła:
  - Musiał pan tu przyjść? Planowałam to od zawsze, a pan to popsuł.
  Wyciągnął wolną rękę w jego stronę, zupełnie nie przejmując się jej słowami.
  - Oddawaj.
  Pokręciła głową, co tylko mocniej go zirytowało.
  - Przez tydzień masz zakaz wejścia na lód.
  Ta kara podziałała o wiele lepiej. Zacisnęła wargi i widział jak zadrżała jej ręka.
Telefon Lili rozdzwonił się, kiedy patrzyła na niego prawie nie mrugając.
  - Proszę. Potrzebuje tylko chwilki. To naprawdę dla mnie ważne. To mogę oddać- wcisnęła mu w rękę butelkę- Ale potrzebuje papierosa. Za chwilę go zgaszę, obiecuję, tylko...
  - Dwa tygodnie bez jazdy, panno Leman.- warknął nie odpuszczając- Podbijamy do trzech?
  Musiał opuścić wzrok z jej oczu, bo niebezpieczne się zaszkliły. Bał się, że ulegnie, a powinien być twardy.
Trwało to bardzo długo, stali bez słowa, aż w końcu rzuciła papierosa u jego stóp i przydeptała go butem.
  - Kurde, czekałam na to tyle lat, mógł pan...
  Ośmiela się dalej protestować. A to ona stała nielegalnie na zewnątrz z zabronionymi w szkole substancjami.
  - Jutro o ósmej rano w mojej sali, panno Leman.- przerwał jej, wypuszczając że swojego ucisku- Oduczę cię przeklinania.
  Odwróciła się na pięcie już bez słowa i ruszyła w stronę szkoły.
Poszedł za nią z ulgą. Chciał się upewnić, że wróci do szkoły i musiał zamknąć budynek aby być pewnym, że już nie wyjdzie.
Nie mogła się tak zachowywać. Kiedy byli sami to nawet było akceptowalne, ale jutro mieli wrócić pozostali uczniowie i nauczyciele. Lila nie mogła łamać regulaminu w ich obecności. Wolał sam ją ukarać niż czekać, aż ktoś inny zrobi to o wiele mocniej.
Stojąc na parterze przy schodach upewnił się, że weszła na trzecie piętro, zanim udał się do swojej sypialni.
Położył się do łóżka nasłuchując odgłosów z góry, ale żadne dźwięki do niego nie docierały.
Nawet obudził się dopiero kiedy zadzwonił  budzik. Co w tym miejscu zdążało mu się okropnie rzadko.
Lila siedziała samotnie w stołówce przy swoim stoliku, ale niestety musiał usiąść z Lindą.
Kurde, Brauch mógłby już wrócić. Miał dość tej kobiety opowiadającej o przepływach energii w szkole. Zdecydowanie wolał być na miejscu Lili i siedzieć na drugim końcu sali by tego nie słyszeć.
Jego dziewczyna raczej mieszała w talerzu, niż jadła. Pochyliła się na telefonem i chyba pisała z kimś wiadomości, bo co chwilę uśmiechała się pod nosem.
Pierwszy raz od czasu świąt wyszedł z jadalni przed nią. Umył swój i Lindy talerz i zajął miejsce za biurkiem w swojej sali.
Pojawiła się punktualnie o ósmej i zatrzymała się w drzwiach patrząc na niego z błyskiem w oczach.
  - Siadaj.
Zrobiła to co chciał opadając na krzesło, które kiedy jej przydzielił. Widział kątem oka jak patrzy na kartki i długopis, które jej zostawił na stoliku. Specjalnie wbił wzrok w książkę, którą trzymał na kolanach, aby na nią nie patrzeć.
  - Napisz: Przeklinanie jest zabronione w regulaminie szkoły.
Prychneła biorąc długopis w rękę:
  - Naprawdę? Tak chcę mnie pan oduczyć przeklinania?
Nie skomentował, chociaż go kusiło. Poczekał aż zatrzyma długopis i odezwał się nie podnosząc na nią wzroku.
  - A teraz powtórz to sto razy.
  - Już raz napisałam. Może dziewięćdziesiąt dziewięć, żeby było parzyście?
  - Więc dwieście.
  Nie odezwała się przez dłuższą chwilę, ale też zaczęła pisać.
  - Panie Kornet...- to jakim tonem to powiedziała, sprawiło, że musiał na nią spojrzeć.
  - Tak, Lila?
  - Będzie panu przeszkadzało jeśli zignoruje pana zupełnie przy tej karze?
  - Nie.
  Oczywiście, że będzie.
Przyszła tu lepiej przygotowana niż sądził, bo wyciągnęła słuchawki z kieszeni i włożyła je do uszu. Patrzył jak przez chwilę klika coś w telefonie, zanim kilkukrotnie kiwnęła głową do rytmu zanim odchyliła się do tyłu i zaczęła pisać.
Nienawidził kiedy tak bujała się na krześle, na dwóch nóżkach. Za każdym razem miał wrażenie, że poleci do tyłu, a tego bardzo by nie chciał.
Niezbyt jej się spieszyło. Pisała to prawie do obiadu i aż mu zaczęło się nudzić. Co pewnie było jej zamiarem od samego początku.
W końcu odłożyła długopis i wyciągnęła ręce po kartki. Stanęła przed biurkiem, ściągając sluchawki z uszu. Przejrzał pobieżnie kartki, sprawdzając czy nie oszukiwała.
  - Wie pan ile drzew potrzeba aby wyprodukować ryzę papieru?
  - Nie.
  - Ja też nie, ale zdecydowanie nie było warto marnować na to papieru.
  Zawsze musiałam mieć ostatnie słowo. Nieważne co robił na koniec i tak musiała postawić na swoim. A przecież to była kara dla niej i była w pełni uzasadniona.
  - Było warto. Nie możesz łamać regulaminu. Rozumiem, że chcesz się na mnie odegrać i to odpuszczę. Ale jeśli będziesz piła, paliła lub przeklinała będę cię karał.
  Zacisnęła wargi i kiwnął głową w kierunku drzwi pozwalając jej odejść. Nie odezwała się, ale po jej ruchach widziała, że ta odpowiedź jej nie zachwyciła.
Widział ją jedynie na obiedzie i znowu zajęła stolik w stołówce, aby nie mógł jej dotknąć.
A później musiał wrócić do swojej pracy. Dzisiaj po południu wracali wszyscy, zarówno nauczyciele jak i uczniowie i musiał zająć miejsce przy drzwiach.
Przeszukania zajęło mnóstwo czasu, a on nie zapomniałam o słowach Lili. Kaję i bliźniaków przeszukał mocniej niż wszystkich i upewnił się, że zrobi to osobiście. Ale nie znalazł nic zakazanego, chociaż był pewien, że i tak jakoś udało im się coś przemycić.
Był pewien, że coś planują. Dlatego poszedł na obchód po rozpoczęciu ciszy nocnej, mimo, że to był jego dzień na dyżur. Szkoła powinna być już cicha, ale zdecydowanie tak nie było.
Na korytarzach było pełno uczniów, ale go interesował tylko jeden.
Lila stała oparta bokiem o ścianę na trzecim piętrze i dyskutowała o czymś z Kają. Żadna z nich nie zauważyła go gdy podszedł i zatrzymał się jakiś metr za Lilą.
  - Nie uda się- stwierdziła jego dziewczyna.
  - Uda. Dev ogarnie. Mamy jeszcze półtorej godziny zdąży przenieść i...
  - Kurde, Kaja nie zdążymy.
  To był idealny moment aby poinformować dziewczyny o jego obecności. I tak zaraz domyśliłby, że stoi obok, a nie mógł opuścić słów Lili.
  - Panno Leman, zapraszam do mojej sali.
  Odwróciła się w stronę ściany z jękiem i oparła czoło o ścianę. Kaja natomiast spojrzała prosto na niego.
Kolejne przekleństwo sprawiło, że znowu spojrzał na Lilę.
  - Zwiększasz swoją karę- zauważył.
  Odwróciła się ku niemu prostując plecy. Założyła ręce na biodra, kiedy puściła w jego stronę taką wiązankę przekleństw, że aż brew uniosła mu się do góry.
Poczekał aż skończy zanim stanowczo stwierdził:
  - Do sali.
Lila ruszyła tam już bez kolejnego słowa. Natomiast Kaja próbowała ją bronić, mówiąc o tym, że już późno i powinien załatwić to rano, ale puścił jej komnatarz mimo uszu.
Szła szybko, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. Odsunęło krzesło w jego sali ze skrzypieniem i usiadła zaciskając wargi.
Położył przed nią kartkę i długopis zanim usiadł za biurkiem.
  - Dwieście razy, panno Leman.
  Spojrzała na zegarek oceniając czas. Zostało kilkanaście minut do dwudziestej trzeciej. Nie było szansy, że wyjdą stąd przez północą.
Dopiero po kilku minutach dotarło do niego, że nie podniosła długopisa. Położyła ręce na stoliku i schowała w nich swoją twarz.
  - Nie wyjdziesz stąd dopóki nie napiszesz.
  - Już mnie to nie obchodzi.
  - Lila...- mruknął
  Podniosła głowę i zadrżał widząc jej oczy. Były zacisnięte w wąską linię, a wargi przygryzała prawie do krwi.
  - Specjalnie czekał pan na dzisiaj? Udawał pan miłego, żeby ukarać mnie teraz?
  Mówiła z takim wyrzutem, że zacisnęło mu się serce. Ale przecież sama była sobie wina. Zapracowała na karę. A napisanie słów był chyba najlepszą opcją, jaką mogła dostać.
  - Lila, pisz.
  Znowu schowała twarz w dłoniach.
  - Nie napiszę ani słowa. Już i tak było dzisiaj beznadziejnie. Nie zamierzam tracić ostatniej godziny, aby pisać dla pana durne zdania.
Po jej tonie jakoś był pewien, że jej nie przekona. Wpatrywał się w nią, a dziewczyna za wszelką cenę nie chciała na niego spojrzeć.
Leżała na stoliku, z zschowaną twarzą w dłoniach. Miała napisać tylko zdania. Nic więcej. Nie rozumiał dlaczego tak dramatyzuje. Jakby ta kara była najgorszą na świecie.
Czas płynął, a oni utknęli. Oboje byli zbyt uparci aby ustąpić.
W końcu się poddał. Zegar wskazywał prawie czwartą rano, kiedy stwierdził:
  - Możesz iść.
  Przegrał, ale nie mógł jej tam trzymać wiecznie. Rano miała zajęcia, a chciał aby chociaż pospała przed nimi.
Nie spojrzała na niego wychodząc z sali. Była napięta i stawiała sztywne kroki.
Wszyscy już dawno powinno spać, ale ledwo otworzyła drzwi, oczywiście ich nie zamykają aby go zirytować Kaja stanęła na jej drodze. Miała coś w wyciągniętej ręce, ale Lila zasłaniała mu widok.
  - Dzięki, Kaja ale już za późno.
  Lila brzmiała na okropnie zmęczoną i nie dziwił się jej. Czuł się tak samo.
Dziewczyna objęła współlokatorkę i dzięki temu przez uchylone drzwi zobaczył to, co Kaja trzymała w dłoni. Małą babeczkę z pojedynczą, białą świeczką, która paliła się małym ogniem.
Nie, przecież to niemożliwe, że miała urodziny. Zapamiętałby to.
Wyciągnął dziennik z dolnej szuflady i zaczął wertować jego strony, aby sprawdzić datę jej urodzenia, kiedy przerwało mu pytanie Kaji:
  - Idziemy spać?
  Spojrzał na nie akurat kiedy Lila spojrzała na zegarek z westchnięciem
  - Mam dyżur w kuchni. Muszę wstać za godzinę, nawet nie opłaca mi się kłaść.
  Przeklnął pod nosem. Zapomniał o tym. Powienien wypuścić ją stąd dawno temu. Będzie nieprzytomna na zajęciach.
Po raz kolejny zaklnął kiedy spojrzał na jej dane w dzienniku. Wczoraj skończyła osiemnaście lat.
Nic dziwnego, że stała chwilę przed północą na zewnątrz z papierosem i winem. Chciała świętować swoje urodziny. Nie miała z kim, więc zrobiła to samotnie, ale jej przeszkodził.
Kurde, odliczała do północy, a on nie pozwolił jej skończyć. Nic dziwnego, że była na niego zła.
A później utknęła z nim pisząc zdanie, które jej zlecił.
Teraz jej wzrok gdy spotkał ją przeklinającą na korytarzu miał sens. Rozwalił jej cały dzień, więc nic dziwnego, że spodziewała się najgorszego. I miała rację.
Zepsuł jej urodziny i raczej było za późno aby to naprawić.

Licz do Ośmiu- Część I- Jessica Gotta Where stories live. Discover now