Rozdział 10

1.4K 81 6
                                    

Po porannym spotkaniu unikała Korneta jak mogła. Nawet nie stawiła się w stołówce na żadnym z posiłków, aby nie musieć go widzieć.
Nie zrobiła nic złego i doskonale to wiedziała. Ukarał ją, bo mógł. Przynajmniej tym razem tylko ją, a nie wszystkich.
Zajmując miejsce w pierwszej ławce w sali Korneta przygotowałam się na porażkę. Była wręcz pewna, że nie uda jej się odpowiedzieć na żadne z jego pytań. Te zawsze zależały od jego humoru, czasami nawet wiedziała o co pyta, chociaż jej odpowiedź i tak nigdy nie była poprawna.
Nie podniosła głowy kiedy drzwi się otworzyły i nauczyciel zajął swoje miejsce. Wystąpienie przed całą klasą zawsze zajmowało jej nie więcej niż trzy minuty, tyle mogła wytrzymać.
  - Wiliam.
  Kornet trafił najgorzej jak mógł. Jeśli już musiała być wybrana do odpowiedzi to wolała, aby wskazała ją ktokolwiek inny.
  - Wybieram...- jeszcze ten rozbawiony ton Williama.
  - Nie, nie wybierasz. Zapraszam do odpowiedzi.
  To sprawiło, że podnosiła głowę. Musiała się przesłyszeć. Jednak Kornet wpatrywał się prosto w Williama.
W sali panowała taka cisza, że dźwięk odsuwanego krzesła wybrzmiał jak strzał z pistoletu.
Dziwne jej się patrzyło na kogoś, kto stał na jej miejscu. To ona zawsze była brana do odpowiedzi.
William miał pewną minę, dopóki nie usłyszał pytania. Padły te same pytania które usłyszała na swojej pierwszej odpowiedzi.
Chłopak nawet nie wypowiedział słowa, jedynie wpatrywał się w nauczyciela, dopóki ten nie kazał mu usiąść.
Kornet zawsze na tym kończył, ale tym razem przesunął palcem po liście po raz kolejny. Już wiedziała, zanim na nią spojrzał:
  - Panno Leman, zapraszam.
  Nienawidziła tego uczucia, kiedy musiała podnieść się z krzesła i stanąć przed wszystkimi. A jeszcze bardziej gdy padało pytanie, na które nie znała odpowiedzi.
Kornet zadał jej te same pytania co przed chwilą Wilamowi. Identyczne co przez tygodniem. Wtedy znała tylko rok, co nie zadowolało nauczyciela, ale po zajęciach zawsze sprawdzała to, czego nie umiała i tym razem znała odpowiedź. Na wszystkie trzy pytania.
Kornet nie komentował jej odpowiedzi, jedynie zadawał kolejne. Po każdym kolejnym pytaniu czuła się mniej pewnie. Brak komentarza zawsze świadczył o tym, że strzela, co robiła zawsze.
  - Dobrze, siadaj.
  Po klasie przebiegł szmer, ale wcale jej to nie pocieszało. William patrzył na nią tak, że zadrżała.
Pokazała, że jest mądrzejsza od niego i nie powinna tego robić. Musiała trzymać się od niego z daleka i nosić przy sobie gaz pieprzowy.
  - Jutro napiszemy pierwszą kartkówkę. Poziom wiedzy jest tak niski, że będziecie pisać ich więcej niż normalnie.
  Powiedział to tak, jakby nie było to jej winą, chociaż raz.
Reszta lekcji przebiegła w normalnym rytmie, ale nie potrafiła się rozluźnić. Chciała uciec z sali, jednak kiedy w końcu mogła to zrobić powstrzymał ją głos nauczyciela:
  - Panno Leman, proszę zostać.
  Nauczyciel podniósł się z krzesła i obszedł biurko. Poklepał jego blat kiedy inni opuścili salę.
  - Siadaj.
Podeszła, ale zawahała się tuż przy biurku. Kornet zniknął na chwilę w swojej sypialni i pojawił się z apteczką.
  - Powiedziałem siadaj.
  Tym razem się nie zawachała, tylko zrobiła to czego chciał. Chwycił jej dłoń i zaczął odwijać bandaż, sprawiając, że się skrzywiła.
Cisza aż dzwoniła w uszach i musiała coś powiedzieć, aby się jej pozbyć.
  - Mogę wiedzieć, czemu wybrał pan Williama?
  - Nie.
  Zacisnęła wargi wpatrując się w okno nad ramieniem nauczyciela. Ale musiała zadać jeszcze jedno pytanie.
  - Podobno to pan decyduje. Mogę jeździć z usztywnioną ręką?
   Z tego co się dowiedziała Kornet działał jako pielęgniarz szkolny i to od jego decyzji zależały jej treningi.
  - Nie.
  - Proszę, będę...
  - Powiedziałem nie.
  Skrzywiła się kiedy chwycił jej dłoń mocniej niż to było konieczne.
Nie rozumiała dlaczego się złościł. Ukarał ją za nic i nic od tej pory nie zrobiła. Nawet uważała, żeby się z nim nie spotkać.
Zaczęła zastanawiać się jak długo będzie musiała nosić opatrunek, a co za tym idzie nie jedźić na łyżwach i jak to wogóle ma wyglądać.
  - Muszę chodzić na treningi, skoro i tak nie jeżdżę?
  - Tak.
  - I siedzieć bezczynnie na ławce?
  - Ma pani słuchać, panno Leman.
Odpowiedział jakby to było najgłupsze pytanie na świecie, a przecież nie było.
  - Kiedy będę...?
  - Panno Leman, odpowiedzi na wszystkie pani pytania są zawarte w regulaminie szkoły. Proszę go przeczytać a nie przeszkadzać mi w pracy. Nie chcę słyszeć więcej durnych pytań.
  To ją uciszyło, ale Kornet oczywiście musiał dorzucić swoje:
  - Skoro nie ma się nic mądrego do powiedzenia to nie trzeba mówić nic.
  Nie potrzebnie wogóle otworzyła usta. Niby był nauczycielem, ale nie zamierzał odpowiedzieć jej na podstawowe pytania.
Mógł mieć rację. Odpowiedzi pewnie są zawarte w regulaminie szkoły, ale na pewno nie napisali tam ile będzie musiała nosić usztywnienie, które jej założył.
Czekała bez słowa, z zaciśniętymi ustami i wzrokiem wbitymi w okno.
Kiedy skończył zeskoczyła z biurka przyciągając rękę do brzucha. Opatrzył ją mocniej niż poprzednio, bandaż związany był tak sztywno, że każdy, nawet najdrobniejszy ruch ręki był problematyczny. Ale nie zamierzała się skarżyć.
Normalnie spytałaby czy może wyjść, ale nie zamierzała wypowiedzieć ani słowa. Ruszyła w stronę drzwi i kiedy jej nie zatrzymał odetchnęła z ulgą. Mogła opuścić pokój.



Kolejny dzień był trudny. Ręka bolała i operowała tylko jedną, a musiała odbyć swój dyżur w kuchni. Musiała wstać przed wszystkimi i rozpocząć pracę. To nie było nic skomplikowanego, obieranie warzyw i gotowanie prostych potraw, ale zabierał czas, który wolała przeznaczyć na naukę.
Cały wolny czas przeznaczyła na naukę. Wygospodarowała jedynie dwie godziny na włamanie się na lodowisko i trening. Nie zamierzał przestać jeździć, by mieć jeszcze większe zaległości.
Liczyła na to, że karkówka Korneta okaże się prosta. Spędziła na nauce przecież cały dzień i większość nocy, ale kiedy położył przed nią sprawdzian chciała jęknąć.
  - Zrobiłem dwie wersje pytań, więc mimo, że odpowiedzi są zamknięte nawet nie myślcie o ściąganiu.
  Nie było nawet na to czasu, dał im tylko ostatnie piętnaście minut zajęć, a czytając pierwsze pytanie już widziała, że to za mało.
Skupiła się na swoim teście tak bardzo, że przestała zwracać uwagę na otoczenie.
  - Panno Leman, przez panią tracę czas.
  Dopiero te słowa spowodowały, że podniosła głowę. Wszyscy musieli oddać pracę, bo została sama z Kornetem, ale według zegarka zostało jej jeszcze pięć minut. Tylko, że nauczyciel wyciągnął do niej rękę i była pewna, że to koniec pisania.
Nawet nie miała czasu, żeby strzelić w pytania które jej zostały bo odchrząknął kiedy chwyciła długopis. Oddała pracę, starając się na niego nie patrzeć.
Kaja czekała na nią za drzwiami z taką zadowoloną miną.
  - Było banalne, co nie? Jak przeczytałam to o krawędzi łyżwy to prawie się roześmiałam.
  Lila czuła jak jej brwi unoszą się do góry. Dla niej był to najtrudniejszy test jaki pisała w życiu i nie zawierał pytania o krawędź łyżwy.
  - Musiałyśmy mieć inną wersję- stwierdziła w końcu.
  Zawsze miała pecha i widocznie na zajęciach z Kornetem też dostała trudniejszą wersję testu.
Zdarzyła jedynie skorzystać z łazienki i pospieszyła na zajęcia z Brauchem. Opadła na ławek koło niego, z której widziała całe lodowisko.
  - Jak tam?
  - Zawaliłam sprawdzian i liczę, że Kornet się zlituje i da mi dwa, abym mogła jeździć.
  - On się nie lituje.
  Spodziewała się tego. I tak nie pozwolił jej jeździć z usztywnioną ręką, więc różnica była naprawdę niewielka.
Prawie spadła z ławki kiedy Brauch dotknął jej obandażowanej ręki.
  - Czemu masz obwiązaną ją tak mocno? Aż zsiniała.
To była kara. Za pytania jakie zadała Kornetowi. Nie zamierzała prosić aby opatrzył ją na nowo.
Natomiast Brauch wyglądał na przerażonego.
  - Idź do lekarskiego, zadzwonię do Korneta, aby opatrzył cię ponownie.
  Wiedziała, że nie ma wyboru, a nie zamierzała się kłócić.
Opadła na kozetkę w gabinecie, licząc na to, że pójdzie szybko. Oczywiście się przeliczyła.
Po piętnastu minutach zaczęła zastanawiać się czy Brauch wogóle wykonał telefon, ale miał go przy uchu gdy opuszczała lodowisko.
Kornet znowu pokazywał, że ma ją gdzieś. Nawet na opiekę medyczną kazał jej czekać. Położyła się próbując zasnąć, ale nawet to jej nie wyszło.
Pojawił się dopiero po ponad dwóch godzinach. Gapiła się bezczynnie w sufit, machając zdrową ręką, kiedy oparł się o framugę drzwi.
  - Znowu marnujesz mój czas. Skoro bandaż się nie rozwiązał, nie ma potrzeby go poprawiać.
  Tego nawet nie było trzeba komentować. Zresztą skoro nie miała nic mądrego do powiedzenia to po co wogóle miała otwierać usta.
Usiadła i przycisnęła obandażowaną dłoń do brzucha. Za wszelką cenę próbowała się przy tym nie skrzywić, chociaż zabolało. Patrzył na nią czujnie i tylko czekał na jej porażkę. A ona nie zamierzał mu jej pokazać.
Zeskoczyła z kozetki i wyprostowała plecy. Przecisnęła się koło niego w drzwiach i ruszyła w kierunku schodów.
Nie to nie. Jeśli nie chciał jej pomóc poradzi sobie sama.
Czuła wzrok na swoich plecach, ale jej nie zawołał, ani nie pomógł.
Brauch miał rację. Ręka zaczęła przebierać fioletowy odcień, więc na pewno była związana zbyt mocno.
Wdrapała się po schodach, próbując nie krzywić się na każdym stopniu. Kiedy wreszcie dotarła do pokoju Kaja na szczęście tam była.
  - Możesz poprawić mi bandaż?
  Dziewczyna odwróciła się do niej ze zdziwieniem.
  - A Kornet?
Jedynie pokręciła głową.

Licz do Ośmiu- Część I- Jessica Gotta Where stories live. Discover now