Rozdział 24

1.6K 89 2
                                    


Po zawodach zawsze było jeszcze więcej pracy niż w ich trakcie. Musiał wszystkich pozbierać. Upewnić się pięć razy, że każdy zabrał swoje rzeczy. Dopilnować aby na dekorację wyszli odpowiedni uczniowie w odpowiednim czasie. Odebrać wyniki i zapakować wszystkich do autobusu.
Przez większość tego czasu nie miał pojęcia gdzie jest Lila, a Brauch i tak był wkurzony i nie pozwolił mu odejść od swoich obowiązków.
Brauch przegrał ostatni zakład i musiał podróżować z uczniami, a on mógł przyjechać własnym samochodem w totalnym spokoju.
Zamierzał nieco zaburzyć ten spokój, bo postanowił, że Lili wróci z nim. Brauch prychnął, kiedy go o tym poinformował, ale nie skomentował.
Lodowisko było już prawie puste, a odnalezienie dziewczyny siedzącej na małej trybunie było proste.
  - Wracamy- rzucił stając koło niej.
  - W końcu.
  Zerwała się z krzesła i ruszyła w stronę wyjścia tak szybko, że ledwo zdarzył chwycić po drodze swoje rzeczy.
Ruszyła prosto w stronę autobusu, ale chwycił ją za rękę i pociągnął w drugą stronę parkingu.
Otworzył przed Lilą drzwi pasażera i pokazał dłonią aby wsiadała. Obejrzała się, patrząc na autobus, zanim zrobiła to, czego oczekiwał.
Miała zamknięte oczy jeszcze zanim zdąrzył obejść samochód by usiąść w fotelu kierowcy.
Ruszył w kompletnej ciszy i miał wrażenie, że Lila jest jeszcze bardziej spięta niż podczas drogi na zawody.
  - Było dobrze- powtórzył swoje słowa sprzed prawie dwóch godzin.
  - Nieprawda.
  - Zajęłaś...
  Przerwał bo zakryła uszy rękoma i krzyknęła:
  - Nie chcę wiedzieć!
  Czasami naprawdę zachowywała się jak małe dziecko.
Poczekał aż odsłoni uszy, zanim rzucił:
  - Ósme miejsce. Cholernie wysoko.
  - Tydzień w kuchni, panie Kornet.
  Jednak dobrze, że zamknęła oczy bo nie widziała jego uśmiechu. Grała jego bronią i wychodziło jej to o wiele lepiej niż mu.
  - Nie jesteśmy w szkole, panno Leman.
  - Więc mogę przeklinać?
  - Tego nie powiedziałem.
  - Więc niech trzyma się pan swoich zasad i też tego nie robi.
  Uczennica pouczyła go żeby nie przeklinał. I na dodatek zrobiła to w taki sposób, że chciał jej ulec.
  - Wszytko byłoby dobrze, gdyby nie...
  - Czy to jest ten sławny wykład, który podobno zawsze pan wygłasza po zawodach? Zdołuje mnie pan teraz wyliczając wszytko co nie wyszło?
  Odwróciła głowę w przeciwnym do niego kierunku, jakby nie chciała na niego patrzeć.
  - Lila, upadek to wyłącznie moje wina. Nie powinien dawać ci na zawody nowych łyżew. Oprócz sekwencji poszło ci całkiem nieźle...
  - A więc jednak- mruknęła pod nosem.
  - Jakbyś pierwszy raz w życiu robiła kroczki. Obcięli ci na tym mnóstwo punktów.
  - Nie uwierzy pan, ale robiłam je pierwszy raz w życiu.
  - Poza tym polegałaś na drobnostkach. Niedociągnieta noga, nie wyszłaś z odpowiedniej krawędzi łyżwy, zbyt wolny wyprost przy piruecie...
  Przerwał bo zauważył jak zaciska dłonie, ciągle nie odwróciła się w jego stronę, więc nie mógł zobaczyć jej twarzy.
  - Lila?
  - Mógłby pan przenieść swój wykład na inny dzień? Naprawdę dzisiaj to dla mnie zbyt dużo.
  Głos jej drżał i sięgnął, aby obrócić głowę dziewczyny w swoją stronę. Miała zamknięte oczy, ale jej policzki były wilgotne. Płakała.
Zjechał na pobocze i wyłączył silnik. Odsunął swój fotel maksymalnie do tyłu i wciągnął Lilę na swoje kolana.
  - To z nerwów. Trochę się zestresowałam i przez to...
  - Nie gadaj.
  Był pewien że kłamała. Powinien był ją pocieszyć. Doskonale wiedział, że przejęła się swoim pierwszym występem, a zamiast tego uznał, że najlepszym rozwiązaniem było wytknięcie jej błędów, które popełniła.
Dotąd była sztywna, ale ledwo usiadła mu bokiem na kolanach wtuliła się w jego ciało. Objął ją, pozwalając aby wytarła łzy w jego sweter.
  - Naprawdę dobrze ci poszło.
  - Upadłam.
  - To co?
  Prawie wyrwała się z jego objęć, ale zdołał przytrzymać ją w ostatnim momencie. Więc poczuł uderzenie pięści w swój tors.
  - Upadłam.
  - Każdy kiedyś upada.
  - Jakoś nikt inny nie leżał.
  - Odjęli ci za to mniej punktów, niż za pierdolone kroczki!
  Wyraźnie poczuł jak podskoczyła na jego kolanach. Był nauczycielem. Nie mógł krzyczeć na uczniów.
  - Nikt nie wie za co odjęli mi punkty, ale widzieli jak leżałam!
  A więc o to chodziło. Nie o występ, a o to, że nie spełniła czyichś oczekiwań.
  - Kto widział?
  - Ktoś.
  Potrzebował głębokiego oddechu, aby się uspokoić.
  - Na tym polega sport. Upadasz i się podnosisz. Następnym razem...
  - Nie będzie następnego razu.
  - Następnym razem...
  - Nie wystartuje więcej
  - Następnym razem będzie lepiej, a później wogóle perfekcyjnie. Nie możesz się poddać po jednym głupim upadku.
  - Mogę.
  Zdecydowanie nie mógł być nauczycielem. Brakowało mu cierpliwości. A Lila była osobą, która ciągle wystawiała tą jego cechę na granicę.
  - Od jutra zaczynamy treningi. Dopilnujemy tego, abyś następnym razem nie upadła.
  Tym razem pozwolił jej się od siebie odsunąć. Miała mokre oczy, lecz zanim zdarzył je otrzeć sama to zrobiła.
  - Przecież umówiliśmy się...
  - Że nie będę prowadził zajęć. Nie było mowy o zajęciach dodatkowych. O dwudziestej na lodowisku.
  - Nie prowadzi pan zajęć dodatkowych.
  Nawet ośmieliła się powiedzieć mu co sam robi. Jakby nie był tego świadom.
  - Czasami robię wyjątki.
  - Dla mnie?
  Była tak zaskoczona, jakby wogóle nie wierzyła w własne umiejętności.
  - Lila, skoczyłaś dzisiaj potrójnego axela. Chyba zasłużyłaś.
  - Był zachwiany- nawet tu musiała go podważyć.
  Przejechał palcem po jej policzku, ocierając pojedynczą łzę, która na nim została.
  - Był fantastyczny- sprostował.
  Przeniósł ją na jej fotel. Musiał się od niej odsunąć, aby nie zrobić nic głupiego.
  - Miał być pojedynczy i podwójny, ale upadłam. Wiedziałam, że odejmą mi za to punkty, a chciałam pokazać, że mogę zdobyć te piętnaste miejsce i...
  - Coś ci się pomyliło w obliczeniach, bo zajęłaś ósme.
  - Sędziowie chyba się pomylili. Nie zasłużyłam nawet na piętnaste. Muzyka była beznadziejna...
  - To Bach.
  - Przecież mówię. Nie miałam stroju i...- spojrzała na siebie i prawie podskoczyła na fotelu- Gdzie moja bluza?
  Miała na sobie jedynie czarną koszulkę i narzuconą na nią kurtkę.
  - W bagażniku- uspokoił ją.
  Chyba pięć razy sprawdzał, czy każdy spakował swoje rzeczy, a porzuconą bluzę Lili od razu zapakował do auta.
  - Odda mi ją pan?- nie odpowiadał przez dłuższy moment, więc znowu zaczęła gadać.- Bez tej zostaną mi już tylko dwie. A nie mogę kupić nowej... ktoś dał mi zakaz na wychodzenie.
  Był pewien, że dyżur w kuchni to nie jedyny powód dlaczego ciągle widzi ją w tych samych ciuchach. Miała stypendium i nie było jej stać na czesne. A wydawanie pieniędzy na kolejną, niepotrzebną bluzę jakoś nie było w jej stylu.
To był też powód dla którego kupił jej łyżwy. Dla niego wydanie takiej sumy pieniędzy nie było czymś wyjątkowym, a ona raczej nie mogła sobie na to pozwolić.
  - Oddam ci.- mruknął przerywając jej słowotok.
  Musiała czuć się lepiej, bo mówiła. Kiedy była zdenerwowana lub zła zamykała się w sobie.
  - Ja... możemy o tym zapomnieć i nigdy nie rozmawiać na ten temat?
  A to niby co miało znaczyć. Zmieniła temat tak szybko, że nie nadążał.
Przecież wszyscy widzieli jej upadek. Nawet jeśli on nic nie powie ktoś inny to zrobi.
  - Bo... To... Chyba lepiej, żeby nikt nie wiedział.
  Machnęła ręką w jego stronę i w końcu zrozumiał. Nie chodziło o upadek na lodowisku, a o to, że przytulał ją w samochodzie. Zdecydowanie nie chciał o tym nikomu mówić.
  - Nie będziemy o tym rozmawiać.
  - Dziękuję. Ma pan gdzieś wodę?
  To przypomniało mu o obiedzie. Sam już robił się głodny.
  - Jesteś głodna?
  - Trochę. Nie zjadłam śniadania, ale zjem w szkole.
  Dochodziła szesnasta. Przecież ciągle spała, kiedy po nią przyszedł i nawet nie pomyślał, aby ją nakarmić.
  - Zajedziemy gdzieś.
  - Nie trzeba. Dojedziemy i zjemy w szkole.
  Zaprotestowała ostro, ale nie zamierzał ustąpić. Do szkoły mieli jeszcze jakieś pół godziny jazdy, a to zdecydowanie za długo.
Powody jej odmowy mogły być dwa. Albo bała się jedzenia z nim w miejscu publicznym, ale temu mógł zaradzić biorąc jedzenie na wynos. A drugi był taki oczywiście majątkowy.
  - Lila, naprawdę stać mnie, aby kupić ci kanapkę.
  - Nie zabrał mi pan portfela, inaczej sama...
  Czyli dobrze obstawiał.
  - Na co masz ochotę?- przerwanie jej było najlepszym rozwiązaniem, aby przerwać jej monolog.
  - Piwo?- prychnął w odpowiedzi- Więc obojętnie.

Licz do Ośmiu- Część I- Jessica Gotta Where stories live. Discover now