~27~

1.5K 55 5
                                    

-Nie zgadniesz co- wykrzyczał, skacząc wokół łóżka.

-Co takiego?- zapytałam. Na mojej twarzy od razu pojawił się pytający wyraz twarzy. To samo na twarzy bruneta obok mnie. Nie odezwał się, ale na jego twarzy zdążyłam zobaczyć ten grymas.

-Jedziemy na wakacje- krzyknął jeszcze głośniej niż poprzednio.-kilka dni po twoim wyjściu, taka motywacja- uśmiechnął się szeroko.

Na mojej twarzy pojawił się samoistnie uśmiech. Złapałam się za głowę i podkręciłam nią kilka razy.

-Gdzie?- burknął brunet, który schodził z łóżka.

-Do Egiptu, na dwa tygodnie!- uśmiech z twarzy mojego brata nawet nie śmiał schodzić.

-Ona da radę- Gavi wskazał na mnie głową, na co ja się skrzywiłam.

-Dam- rzuciłam pytające spojrzenie w stronę dwójki mężczyzn- a zresztą tak szybko stąd nie wyjdę- stwierdziłam, z bólem odwracając się na drugi, nie zdrętwiały bok.

Przez resztę pobytu chłopaków, głównie rozmawialiśmy o wakacjach i ich przegranym meczu, który sprawił, że możemy wyjechać na wakacje. Z jednej strony cieszyłam się z wakacji w Egipcie, a z drugiej smutno mi było, że jedziemy kosztem przegranej na mistrzostwach. Patrząc na wyniki Barca i tak zaszła w rankingach bardzo daleko, dlatego nadal byłam z nich niezmiernie dumna.

←→

Ze szpitala wyszłam po dwóch tygodniach, mój zakres ruchu z dnia na dzień się powiększał, a ja przy okazji robiłam się coraz sprawniejsza. W szpitalu byłam odwiedzana codziennie, przez kilka bliskich osób. Niezmiennie był to Pedri i Gavi, a do nich dołączyła też Zoe, Isabell, Ansu i Ferran. Tak jak mówił Pedro, ogromną motywacją, był dla mnie wyjazd na te pieprzone wakacje. Wyjeżdżamy za cztery dni, czyli czwartego sierpnia. Chcieliśmy być już na miejscu, aby Gavi miał takie urodziny jak każdy. W gronie znajomych, bez żadnego zamartwiania się. Powiedzmy, że chociaż większość tak miała. Okazało się, że wspomniane wcześniej osoby, także jadą z nami na wakacje. Pokoje jeszcze nie były do końca pewne, przez to, że ze wszystkich czekaliśmy, aż wyjdę ze szpitala.

←→

Czekałam spakowana, na chłopaków, którzy dzień wcześniej zarzekali się, że po mnie przyjadą. Siedziałam na małym krzesełku, podpierając się o siedzenia, żeby czasem nie nadwyrężać mojego biodra. Nogę miałam usztywnioną, a biodro podtrzymywały mi tapy. Moja sprawna noga lekko drżała ze stresu. Sama nie jestem w stanie stwierdzić co mnie tak zestresowało, może powrót do domu, w którym ostatni raz spadłam ze schodów, albo rozmowa, która chciałam przeprowadzić z Gavim. Przez całe dwa tygodnie zachowywał się jak obrażony bachor, odzywał się tylko, kiedy był pytany. Siedział na białym krześle w rogu  mojej sali, o które się o mało dzisiaj nie potknęłam. Z mojego transu wyrwał mnie głos, dobiegający z głównej rejestracji.

-Sofia González!- słysząc moje nazwisko, podniosłam wysoko rękę, aby dać znać gdzie jestem. Pielęgniarka wskazała, na mnie szybkim ruchem, a za nim pojawił się Pedri. Podbiegł do mnie, wziął moją torbę i podłożył mnie pod swoje ramię.

-Hej mała- uśmiechnął się- cieszysz się?- spytał, gestykulując dłonią.

-Powiedzmy- wzruszyłam ramionami, skacząc powoli na lewej nodze.

-Uważaj krawężnik- usłyszałam, gdy wyszliśmy ze szpitala, nie zdążyłam zareagować na te słowa i po chwili już leciałam na ziemie. Obok mojej nogi spadła moja torba, z ramienia Pedra, który rzucił mi się na pomoc. Na całe szczęście zdążył złapać mnie w odpowiednim momencie. I moja twarz nie spotkała się z chłodną ulicą- mówiłem- zaśmiał się cicho, łapiąc mnie pod pachami.

-Nie żartuj sobie- dałam mu pstryczka w nos- mogłam się zabić- wskazałam na obolałe biodro i także zaśmiałam. Nie minęła chwilaz a już widziałam twarz bruneta wpatrzoną w telefon. Opierał się o samochód, w czarnych dresowych spodenkach i tego samego koloru bluzie.

Najpiękniejszy uśmiech ~Pablo Gavi~Where stories live. Discover now