ROZDZIAŁ JEDENASTY

244 21 8
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


꧁ ꧂


TEGO SAMEGO DNIA MIELIŚMY TO SZCZĘŚCIE, ŻE UDAŁO NAM SIĘ ZNALEŹĆ BRZEG RZEKI I CAŁKIEM DOBRE SCHRONIENIE. Wieczorem na niebie pojawił się hologram z liczbą zmarłych. Tym razem były to tylko trzy osoby. Shantelle z Piątki, Ezra z Szóstki i chłopak, z którym przyjechała Eileen. Wydawało mi się, że dziewczyna ewidentnie posmutniała, ale może to był tylko wytwór mojej wyobraźni. Po tym, co wydarzyło się dzisiejszego dnia, nie potrafiłam powiedzieć dokładnie, czy coś było prawdą, czy tylko mi się tak wydawało. Jednak gdy na niebie zobaczyłam twarz Ezry, nie miałam wątpliwości, że to on był tym dzieciakiem, którego uśmiercił Felix. Chociaż nie mogłam o tym, tak mówić, bo Cohen ukrócił mu jego ciężką śmierć. Gdyby nie to, niewiadome byłe ile ten chłopak jeszcze, by umierał. Minuty, godziny? Wykrwawiał się wyjątkowo powoli, a organizatorzy byli wyjątkowo okrutni, by pozwolić ludziom na to wszystko patrzeć. Współczułam jego rodzinie, która musiała doświadczyć czegoś takiego na własne oczy.

Wieczorem odważnie zdecydowaliśmy, że rozpalimy ognisko. Nie było to zbyt rozsądne, ale noc wydawała się jeszcze zimniejsza niż wcześniej, a ciepła woda w naszych termosach właśnie się skończyła. Leżeliśmy wokół siebie, tak blisko, jak tylko możliwe, by utrzymać ciepło wystarczająco długo, by nie zmarznąć. Pozostałej czwórce udało się jakoś zasnąć, ale że ja sama miałam z tym problem, tak pierwsza zgłosiłam się na pełnienie warty. Właściwie godzina mojej zmiany już minęła, ale wiedziałam, że i tak nie zasnę, dlatego pozwoliłam, by chociaż reszta mogła zaznać tego nikłego spokoju.

Zarzuciłam kaptur na głowę i zawiązałam sznurek pod szyją. Opatuliłam się szczelniej kocem, a gdy ktoś się poruszył, zacisnęłam mocniej palce na trójzębie. Na całe szczęście to był tylko Felix, który postanowił usiąść obok mnie.

— Nie obudziłaś mnie — wyszeptał z wyrzutem, gdy dzieliłam się z nim swoim kocem. — Wydawało mi się, że teraz powinna być moja kolej.

— I tak nie jestem zmęczona, więc uznałam, że dam wam odpocząć — powiedziałam wymijająco, chowając dłonie do kieszeni kurtki.

Felix zaśmiał się cicho, ale był to wyjątkowo sztuczny śmiech.

— Wiesz, że jesteś zabawna? Jesteś na arenie i nie jesteś zmęczona — przedrzeźnił mnie, poruszając głową jedną i drugą stronę, a ja spojrzałam na niego ze złością. — Chodzi o tego chłopaka?

— To nie ma znaczenia — odwróciłam się od niego i wpatrzyłam w jakiś czarny punkt przed sobą.

— Och, daj spokój, Hazel — westchnął ciężko Felix i czułam, jak mi się przygląda. — Nie musisz przede mną udawać, że wszystko gra. Wiem, że tak nie jest. Widziałem to.

Podejrzewałam, że jego słowa miały mnie pocieszyć, ale było na odwrót. Jakby była w nich jakaś groźba i fakt, że widział mnie wyjątkowo słabą.

GOLDEN PEARL || the hunger gamesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz