Rozdział 30

13 3 1
                                    

„Karta Triumfu”

-Zobaczmy jak Levi polubi twoją kartę triumfu! - Powiedział Mammon z pewnością siebie. - Levi, jesteś zbyt zadufany w sobie. Dlatego zaraz sięgniemy do twojego wnętrza, wyrwiemy tę dumę i zmiażdżymy ją jak robaka!

-Co..?

-No, no, ciekawie...

-Wow! Wygląda na to, że rękawica została właśnie rzucona! Wydawałoby się, że Raven ma jakiegoś asa w rękawie przeciwko Leviathanowi! - Powiedział Asmodeus na co wszyscy wydali odgłosy zaskoczenia, zdziwienia, szoku i tym podobnych reakcji. - Być może teraz byłby dobry moment, aby skontaktować się z naszym komentatorem. Satanie, jak myślisz, o co tu może chodzić?

-Cóż, to nie jest aż tak zaskakujące, że Raven przyszła z jakąś tajemną bronią. - Powiedział z drobnym uśmiechem. - Wygląda na to, że rada, jaką dałem niebawem wypłaci część dywidendy. Wspaniale.

Nagle wszyscy spojrzeli na Satana podejrzliwym wzrokiem. Czyżby coś planował? Czyżby stał za tym wszystkim? A może tylko żartował?

-Chwileczkę... Satan, czy ty nam chcesz powiedzieć, że udzieliłeś pomocy Raven? Jak bardzo nikczemnie z twojej strony! - Powiedział lekko zezłoszczony Asmodeus po czym lekko złagodniał. - Przypuszczam że to dobry moment, abyś i ty, Beel, wziął w tym udział.

-Jeśli chcesz usłyszeć, co mam do powiedzenia, będzie cię to drogo kosztować. Powiedzmy, że jedna bardzo duża miska katsudonu i trochę zupy miso do tego. - Powiedział z uśmiechem Beelzebub.

-OK, czyim pomysłem było zapraszanie tu Beela, huh?! Nie robił nic poza jedzeniem przez ten cały czas. - Odrzekł poirytowany demon, po czym wziął wdech i wydech, i powrócił do pierwotnego tematu. - ...W każdym razie, nawet jeżeli Raven ma sekretną broń, mogłoby to oznaczać tylko tyle, że jest to coś, co sprawiłoby, iż wygrana z Leviathanem jest możliwa! Może powinniśmy usłyszeć co na ten temat myśli rywal Raven. Powiedz mi Levi, co właśnie przechodzi ci przez myśl w tej chwili?!

-ROFLMAO! looooooooooooooooooooooool!

-Dobrze... Nie mam absolutnie pojęcia, o czym ty mówisz! Ale najwyraźniej nie postrzegasz tego jako zagrożenie... Łapię! Więc, co mogłoby być tą kartą zwycięstwa od Raven?! Sprawdźmy..!

Wszystkie oczy były skierowane na Raven, która zaczęła wyjmować brelok w kształcie pojedynczego skrzydła, jaki dostała od Solomona.

-C... Czekaj chwilę, czy to jest? Nie ja w to niewierzę! To jest zaginiony brelok ze skrzydłem Władcy Korupcji — wersja platynowa! To jest niewiarygodnie, niewiarygodnie rzadkie... To jest legendarne! J-Jak ty to zdobyłaś...?! Ten brelok był sprzedawany tylko w bardzo ograniczonych ilościach, aby upamiętnić wydanie tomu 1. To prawdziwy SKARB! Każdy fan TSL zabiłby za to. GAH! Ja... Ja nie mogę znieść patrzenia na to! To jest... Zbyt... Piękne..! - Leviathan, aż zakrył oczy na widok breloczka.

-Huh, a więc to jest aż tak specjalne? Cóż, wygląda na to, że Solomon na prawdę jest wielkim fanem TSL, tak jak twierdził. No proszę. - Powiedział zszokowany Mammon.

-Dobrze, um... Ok, myślę, że to decyduje o tym, kto jest prawdziwym maniakiem TSL.

-Nie zniosę tego. Jedyne, co zrobiłaś to zarwanie nocki, robiąc maraton TSL na DVD. Pomysł, że ktoś, taki jak TY może być większym fanem TSL niż ja, jest...

W powietrzu unosiła się nieprzyjemna atmosfera. Było czuć gniew i zazdrość przeszywającą każdą drobną cząsteczkę powietrza.

-W-Woah, uspokój się, Levi..! - Powiedział widocznie zaniepokojony Mammon.

-Nie... Nie, JA TEGO NIE ZNIOSĘ! - Wykrzyknął a z jego głowy wyrosły rogi. Wokół niego również zaczął unosić się wrogi i gniewny płomień. Wszyscy momentalnie zrobili krok w tył, widząc, jak zmienił się w swoją demoniczną formę. Mimo to wszyscy starali się być spokojni. Wtem, jego wzrok skierował się ku Raven.

-Uh-Oh..! Raven, wiej! Uciekaj stąd!

Jak na zawołanie zerwała się do biegu, jednakże los chciał inaczej, potknęła się o własne nogi i upadła na zadek. W tym samym czasie do biegu zerwał się Mammon.

-Raven! ...Cholera, nie wyrobię się w czasie!

Nim jednak Mammon dobiegł, między Raven a Leviathanem, stanął nie kto inny jak Lucifer, również w swojej demonicznej formie. Niestety, Mammon również zaliczył upadek spowodowany skórką od banana, jakiego wcześniej jadł Beelzebub.

-...Wystarczy tego. - Ton jego głosu był rozkazujący. Leviathan, aż zatrzymał się w połowie drogi z zamiarem rozszarpania Raven na kawałeczki. - Sądziłem, że zamierzałeś rozstrzygnąć to poprzez quiz, a nie przemoc. - Leviathan na jego słowa przełknął ślinę. - Nie kontrolujesz się.

-L...Lucifer...

-Co...?!

Na sali zapanowała cisza. Wszyscy obserwowali to, co się wydarzyło z nie małym zdziwieniem.

-Niewiarygodne! Gdy Leviathan miał uderzyć, kto powinien wkroczyć i go powstrzymać, jeśli nie sam Lucyfer! Po prostu niesamowite!

-Od dłuższego czasu nie widziałem, żebyś rzucił się komuś na ratunek w tak krótkim czasie, Luciferze.

-Ugh... Bleugh... Jedzenie... Utknęło mi... W gardle... Ekhe..! - Wykrztusił Beelzebub.

-Levi, idź ochłonąć do swojego pokoju. - Powiedział Lucifer, na co Leviathan tylko przygryzł wargę.

-Levi? Słyszałeś co powiedział, prawda? - Powiedział Diavolo, by się upewnić.

-...Ta.

Levi zaczął iść w stronę wyjścia, skąd miał kierować się do domu Lamentacji. Wszyscy obserwowali go w ciszy jak odchodzi.

-O co chodzi, Mammon? Wyglądasz, jakbyś chciał coś powiedzieć.

...Nie. Nie chcę nic mówić. - Odpowiedział Luciferowi i podszedł do Raven, by pomóc jej wstać.

-Więc, co mamy teraz zrobić? Jak mamy prowadzić turniej bez Leviego? - Zapytał zmartwiony Asmodeus.

-Myślę, że wychodzi na to, iż turniej zakończył się remisem. Żadne z nich nie wygrało. - Powiedział spokojnie Diavolo.

-Mam pomysł. Powinniście dać swoim gościom bezpłatne bilety na posiłki w stołówce jako prezent pożegnalny. Wartość pięćdziesięciu lat powinna załatwić sprawę.

-Wciąż, muszę powiedzieć, że to zaskakujące, że powstanowiłeś pójść na ratunek jakiemuś zwykłemu człowiekowi, Lucifer. Jakież to strasznie interesujące... Czyż nie, Mammon?

-...Huh? Czemu pytasz mnie?

-Jako najstarszy mam obowiązek sprzątać bałagan po młodszym rodzeństwie.

Mammon tylko odwrócił wzrok.

-Chodźmy już... Sato! Ty też chodź. - Powiedział Mammon.

-Mhm...

Cała trójka, to jest Mammon, Raven i Saotoru, postanowili wrócić do domu lamentacji.

-Jutro oddamy to Solomonowi. Teraz lepiej wracać do domu... - Mruknął Mammon.

-A tobie co? Zwykle jesteś tak energiczny, że mam wrażenie, że masz ADHD. Czujesz żal, czy co?

-Co?! Nie! W sensie... No to trochę moja wina, bo to ja ją namówiłem na to i tak dalej i gdyby nie ja, to by się to nie wydarzyło ALEEEE źle mi z tym, że przez tą głupią skórkę od banana Lucifer mnie wyprzedził!

-Aha... Fajnie.

Raven tylko milczała. Z jednej strony czuje się winna, że Leviathanowi się trochę dostało za jej przewinienie... Ale z drugiej strony, można powiedzieć, że jest o krok od dowiedzenia się tego, co jest na strychu. Tylko... Czy cena, jaką zapłaciła była opłacalna?

-To już nie ma sensu. - Mruknęła, na co się tylko na nią spojrzeli.

Niestety nikt nie wiedział, o co chodzi, więc woleli milczeć.

Wymiana studencka [Obey me!]Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu