Rozdział 12

17 4 7
                                    

„Żołądek bez dna”

[ Tego samego ranka, którego to Raven wraz z Satanem udali się na spacer. ]~•੭ु⁾

-Że też mnie na pastwę losu zostawiła... - Mruknął pod nosem Saotoru jedzący śniadanie wśród kilku braci.

-Oj nie marudź tak! Chyba nie jest ci aż tak źle z nami, co? - Zapytał Asmodeus z zadziornym uśmiechem.

-No nie wiem, nie wiem. - Westchnął i nałożył sobie dokładkę sałatki.

Asmodeus pokręcił głową, dając sobie spokój z próbą nawiązania jakiejkolwiek interakcji z Saotoru.

-Hej, nie chce nic mówić, ale to już twoja czwarta dokładka... Nie jadłeś wczoraj kolacji? - Zapytał Leviathan, który przez większość czasu obserwował nowego przybysza.

-Jadłem. Po prostu jestem głodny, a ta sałatka jest dobra.

-Mhm! Jest pyszna. - Powiedział szczęśliwy Beelzebub, jedząc swoje śniadanie.

-A tak poza tym to on już zjadł chyba z pół stołu, a nic mu nie mówicie.

-Bo to Beel. On zje wszystko, co tylko się da... - Powiedział poirytowany Leviathan. - Tak czy siak. Ja idę. Event mnie wzywa.

Demon wstał od stołu i odszedł do swojego pokoju. Reszta jadła w ciszy.

-Mmm, będziesz to jeść?

-Tak... H-Hej! Beel oddaj mi to..! - Zawył Mammon, który był o dziwo cicho przez ten cały czas. -  Ehhh.... Czemu to zawsze mi zabierasz jedzenie, a nie innym!?

-A czemu by nie? - Zapytał, dokańczając śniadanie Mammona.

-Ty...! Ugh...

Białowłosy zacisnął zęby ze złości.

-Oj nie denerwuj się tak, Mammon. Złość piękności szkodzi. - Powiedział Asmodeus, popijając kawę.

-Weź się utkaj co? Nawet śniadania nie można spokojnie zjeść. Idę na miasto... - Powiedział, wstając od stołu i wychodząc z jadalni, mamrocząc coś o tym jacy to jego bracia są okropni i bezduszni.

-Niech weźmie Positivum. Lub melisę. - Mruknął Saotoru, jedząc sałatkę.

Asmodeus się lekko zaśmiał, a Beel jadł w spokoju z uśmiechem na twarzy.

-W ogóle to jestem pod wrażeniem, że w ogóle cokolwiek zostało podane na śniadanie. Lodówka niemalże pustkami świeciła. - Powiedział różowowłosy.

-Wiesz, mamy zapasy awaryjne na takie wypadki.

-Wy chyba jesteście ubezpieczeni na wszystko, eh?

-No... Nie do końca. - Odrzekł demon, odstawiając pusty kubek na stół.

-Aha...

-{Time Skip~•੭ु⁾

Po zjedzonym śniadaniu, Saotoru wrócił do pokoju, gdzie grał na swoim D.D.D.

-Ciekawe, kiedy ta cała Re.... Ra...... Rav.... Ravr... ... Ugh! Czemu ona ma takie dziwne imię?????

-Czemu mówisz sam do siebie? - Spytał Lucifer, wchodząc do pokoju.

-...Bo lubię. Jakiś problem?

Demon zgromił go wzrokiem, na co ten zareagował wywróceniem oczami. Demon westchnął i odrzekł:

-Przyszedłem się spytać jak ci się tutaj podoba? Do Raven już pisałem w tej sprawie i teraz postanowiłem zapytać się ciebie tak osobiście.

-Ee... W sumie to nie jest aż tak źle. Tylko ten twój brat... Ten... Ee... Mammon..? Jest strasznie irytujący. Nie próbowaliście dać mu kagańca? Albo ten drugi, As... Asss...... E....

-Asmodeus..?

-Tak. On też jest taki jakby... No tak jakby żył w swoim wymiarze.

-Cóż, muszę się zgodzić, że nie należą do tych najbardziej ułożonych. Mimo wszystko dobrze wiedzieć, że poza tym nie ma innych problemów.

-Ta... W zasadzie to jest jeden... Lub dwa.

-Jakie?

-Po pierwsze: Dlaczego ten cały RAD jest taki wielki i czemu muszę dzielić pokój z jakąś dziewczyną?

-Cóż, odpowiadając na pierwsze z pytań... Ponieważ uczęszcza tam dość sporo demonów. A co do drugiego, to nie widzieliśmy problemu w tym, żeby dwójka ludzi dzieliła jeden pokój.

-...Aha... - Odpowiedział, obracając się tyłem do niego.

Zapadła chwilowa cisza. Następnie było słychać kroki i zamykanie drzwi.

-... W reszcie sobie poszedł... Ehhhh....

A oto i poranek naszego drugiego ucznia z wymiany, Saotoru. Jak dla niego, poza pyszną sałatką nie było innych plusów tego ranka.

Wymiana studencka [Obey me!]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz