Rozdział 23

721 68 8
                                    

miłego czytania <33

----------------------

Pov. Albert

Od tamtych wydarzeń zdążyło minąć już kilka dni. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że to wszystko się skończyło i nie muszę się już obawiać o swoje życie i innych. Wszystko wróciło do względnej normy. Tu jakiś napad, tutaj spontaniczna akcja z LSPD, raz przez naszą głupotę wpadliśmy, ale na szczęście nie na czymś dużym. Na pouczeniu i kaucji się skończyło. Jednak przekupywanie policjantów czasami się przydaje.

Wracam ze spotkania z Dante, bo musieliśmy omówić jeszcze kilka spraw. Ten debil nie oddał mi broni długiej po akcji, a raczej wątpię, że jakoś by się wytłumaczył gdyby ktoś ją znalazł. Niestety dał mi trochę przemyśleń przez to co powiedział pod koniec spotkania. "Czy Vasquez odważył w końcu ci o czymś powiedzieć?". Oczywiście go nie zrozumiałem, więc zapytałem, o co chodzi. On odpowiedział mi tylko, że dowiem się w swoim czasie. Teraz nie mogę się uwolnić od natrętnych myśli, które cały czas galopowały, zatrzymując się tylko podczas rozmów z szatynem. Cały czas zastanawiałem się, czy ma jakiś sekret i czemu mi powiedział? Czemu Capela o tym wie, a ja nie? Chociaż patrząc na ostatnie wydarzenia, nie powinienem mieć do niego żalu... To ja ukrywałem prawdę i kłamałem mu prosto w oczy. Może i on mi wybaczył, ale ja sobie nie...

Wjechałem na teren warsztatu i zaparkowałem. Ostatnie nie bywam tu zbyt często, ale to przez Vasqueza. On ciągle mnie wyciąga na wycieczki, trackery, kasetki, mieszkania czy nawet zwykłe siedzenie na klifie. Skierowałem się do biura, by się odbić i usłyszałem niedaleko mnie kobiecy krzyk.

- Cześć Speedo! - Odwróciłem się i uśmiechnąłem się do Amy.

- Hej fioletowa - Poczochrałem jej włosy, zauważając, że ledwo powstrzymuje się od śmiechu, próbując zachować wkurzony wyraz twarzy.

- Gdzie byłeś? - Od mojego małego wyjazdu to pytanie padało o wiele częściej niż zwykle.

- Byłem na spotkaniu z Dante - odpowiedziałem i skierowałem się w stronę radiowozu, który stał, czekając na jego naprawienie. - Co trzeba Owenik?

- Weź, nie pytaj, coś znowu zaczęło piszczeć - Otworzyłem maskę pojazdu i uśmiechnąłem się pod nosem.

- Co ty robiłeś pod tą maską? - Wziąłem w rękę gałąź i pokazałem mu ją. Chyba wolałem nie znać jego odpowiedzi, zwłaszcza po jego minie. Usunąłem wszystkie gałęzie i zacząłem sprawdzać samochód, po chwili znajdując usterkę. - Pasek klinowy w alternatorze do wymiany - mruknąłem i spojrzałem na niego. - Mamy na stanie to ci wymienię - Powiedziałem z małym uśmiechem i skierowałem się na zaplecze, tam, gdzie trzymamy części. Zapaliłem światło i zacząłem szukać potrzebnego mi przedmiotu. Gwinty, śrubki, jakieś pierdoły, przydałoby się zrobić tu porządek... Nagle poczułem na swoich biodrach dotyk dużych rąk, natychmiast zaprzestałem szukania, pozostając w tej samej pozycji przez szok. Poczułem ciepłe powietrze owiewające mój kark, przez co po moich plecach przeszły dreszcze.

- Czego szukasz? - Usłyszałem szept tuż przy moim uchu, przełknąłem ślinę, przymykając oczy. Odkąd zacząłem zastanawiać się nad uczuciami do pewnego szatyna, moje ciało reaguje na niego inaczej. Wcześniej reagowało dziwnie, ale w ostatnim czasie te reakcje spotęgowały się jeszcze bardziej.

- Szukam paska klinowego - szepnąłem, bo moje struny głosowe nie pozwoliły mi na głośniejszy ton. Zebrałem się w sobie i ponowiłem poszukiwania. Czułem, jak Vasquez położył brodę na moim ramieniu, jakby ktoś tu wszedł... Zabiłbym. - Znalazłem - powiedziałem głośniej niż wcześniej, ale wciąż tak cicho, że tylko on mógł mnie jakkolwiek usłyszeć. Obróciłem się w jego stronę, w jednej ręce trzymając pasek, którego wcześniej szukałem. - Możesz się odsunąć? Chciałbym naprawić to Owenowi. - Nie ruszył się nawet o milimetr, cały czas patrząc mi w oczy. Tonąłem w tych niebieskich tęczówkach.

Cisza. Czekając na prawdę - Albert Speedo x Vasquez SindaccoWhere stories live. Discover now