Rozdział 12

649 58 19
                                    

Witam!

Nowy rozdział to też i nowe zagadki, odpowiedzi i pytania! - Co tym razem powie Albert osobą, które się martwią? Co tym razem zrobi? Czy cały czas będzie ukrywał męczące go fakty, czy w końcu odpuści? 

Chciałabym wam podziękować! Napisałam pod ostatnim rozdziałem o brakujących obserwacjach i do teraz jest was więcej o całe 5 osób! Niby nie dużo jednak każda osobna osoba wywołuje we mnie niezmierne szczęście i z każdą chwilą mam coraz więcej chęci do pisania!

Jak zawsze zachęcam do komentowania i gwiazdkowania, bo dzięki temu dostaje motywacji, ponieważ widzę waszą aktywność!

Miłego czytania bąbelki <333

----------------------------------------------

Pov. Albert

Jestem już w szpitalu od tygodnia. Czuje się dobrze, rany się goją, ale mam małe problemy z oddychaniem. Lekarz mówił, że przy takich obrażeniach to normalne. Zacząłem chodzić na rehabilitację, na której ćwiczę oddech. Nie powiedziałem chłopakom, czemu mnie porwali, nie chcę ich w to mieszać. Przeszłość postanowiła dopaść mnie i Capelę więc sami sobie poradzimy. A co do Dante. Był u mnie dwa razy, zawsze gdy nikogo miało nie być przez dłuższy czas, pisałem do niego, że może wejść i rozmawialiśmy.

- Musisz uważać. Ludzie, którzy mnie porwali to Layers, ich chcę się zemścić za naszą nieudaną akcję parę lat temu.

- Czyli chcesz mi powiedzieć, że przeszłość postanowiła się z nami rozliczyć? Kurwa, a ja myślałem, że jak wyjechałem, to wszystko zostało tam.

- Spokojnie zajmę się tym. Nic ci się nie stanie.

- Nie zostawię cię z tym samym idioto. Wtedy działaliśmy razem, to teraz też zrobimy to razem. Jakim byłbym przyjacielem gdybym cię zostawił?

- Chujowym. - uśmiechnąłem się lekko, a Dante zaśmiał się cicho.

- Damy radę, bracie.

Z zamyśleń wyrwał mnie odgłos otwieranych drzwi od mojej sali szpitalnej. Do sali wszedł Erwin i Vasquez, wyglądali na spiętych i poważnych. Ich wzrok utkwił w mojej osobie.

- Co jest? - zapytałem, spoglądając na nich. Czułem, że zaczną się pytania, których nie chcę, moje ręce zaczynały się pocić.

- Jak się czujesz? - zapytał Sindacco, patrząc na mnie ze zmartwieniem.

- Dobrze. Nawet bardzo. - Widziałem w złotych oczach chęć zapytania mnie o coś. Niech oni przestaną się tak na mnie gapić. - No co jest? - Westchnąłem cicho, dając znak, że mogą mnie zapytać o cokolwiek. Ale to czy powiem im prawdę to już tajemnica.

- Speedo, masz nam powiedzieć, co chcieli ci ludzie, którzy cię porwali. I nie mów, że nie wiesz, bo w to nie uwierzę. - powiedział stanowczo Knuckles.

- Ale ja naprawdę nie wiem. Bredzili od rzeczy, do teraz nie wiem, o co im chodziło - mówiłem, cały czas gestykulując rękami. Zacząłem się cicho śmiać, by uwierzyli w to jak bardzo ta sytuacja była absurdalna. - A tym bardziej nie wiem, kim byli!

- A w tej bajce były smoki? Mów prawdę. - Widziałem, jak Erwin coraz bardziej się denerwował, ale choćby miałby na mnie krzyczeć i poniżać, nie powiem mu prawdy. Dla jego dobra.

- Mówię poważnie, nie wiem, kto to był i chuj wie, co chcieli. - odpowiedziałem zdenerwowany.

- Mów do cholery! - Uniósł się, patrząc na mnie wściekły.

- Spokojnie Erwin. - Vasquez próbował go uspokoić, ale cały czas w złotych oczach szalały iskierki złości.

- Nie będę spokojny, dopóki on nie powie, o co tak naprawdę chodzi! - Zacząłem się śmiać, można nawet powiedzieć, że trochę psychopatycznie.

Cisza. Czekając na prawdę - Albert Speedo x Vasquez SindaccoOnde histórias criam vida. Descubra agora