Rozdział 16

614 56 7
                                    

Witam!

W tym rozdziale dowiemy się co dalej z relacją Xandera i Dante. Czy zajdą dalej? Czy nie winne flirty w końcu dojdą do skutku? A może obydwoje postanowili się nie wychylać? Przecież obawy to najgorszy wróg człowieka!

Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania, bo to motywuje mnie do dalszej pracy!

Miłego czytania <333

-------------------------

Pov. Capela

Od kilku dni moje myśli skupiały się tylko na dwóch osobach. Albercie i... Xanderze. O tego pierwszego martwiłem się ze względu na przeszłość i wciąż był dla mnie ważny, ale wiem, że Vasquez dobrze się nim zajmie. Ostatnią wiadomość, jaką dostałem od Speedo to, że chyba szatyn domyślił się, gdzie jest, a później dostałem wiadomość, iż znalazł go i porozmawiali.

A co do Xandera... Nie wiem, co w mojej głowię, się uroiło, że zacząłem tak dużo o nim myśleć. Przyjaźnimy się od dawna, często jeździmy na patrole, ale... Coś się zmieniło. Tamtego dnia gdy o mało nie zginąłem i gdy krzyknął na mnie w samochodzie... Słyszałem w jego głosie zmartwienie, a później jeszcze te żarty w samochodzie... Było to jednocześnie bardzo miłe, ale i dziwne. Przecież ktoś taki jak on nie pokochałby czegokolwiek we mnie, zwłaszcza po zerwaniu z kobietą, która dawała mu szczęście. Poza tym, czy polubiłby w inny sposób osobę tej samej płci? Czy pokochałby mnie gdyby byłaby taka możliwość? Szczerze wątpię.

Miałem już szczerze dość swoje myśli, które ciągle uciekały w stronę Wayne'a. Było to uciążliwe i złe, ranie sam siebie. Wystawiam siebie na tortury, tworzę coraz to głębsze rany, ale najgorsze jest to, że nie robi tego, ktoś inny. Ja sam siebie dobijam, najpierw napawając się nadzieją, aby później ją zburzyć jak domek z kart i zastąpić ją prochem smutku.

Spojrzałem na zegarek, który wskazywał kilka minut po godzinie czternastej. Mogę już jechać na patrol, najwyżej zrobię więcej godzin. Przebrałem się i wyszedłem z mieszkania. Dojechałem na komendę, wszedłem na służbę i zgłosiłem status pierwszy. Zszedłem schodami na parking podziemny, stało tam kilka osób. Przywitałem się krótkim "Cześć" i wsiadłem do samochodu, od razu odjeżdżając. Nie lubiłem jeździć z nikim oprócz niego, chociaż może to odwróciłoby to moje myśli.

Jeździłem na różne wezwania. Trackery, sejfy, mieszkania, kradzież, był względny spokój. Nagle dispatch wydał swój charakterystyczny dźwięk, alarmując funkcjonariuszy, że rozpoczął się napad na CarDealer'a. Zgłosiłem na radiu, iż jadę na wezwanie i skręciłem w odpowiednią ulicę. Podjechałem pod miejsce zdarzenia, na miejscu było już parę osób. Negocjacje niedawno się rozpoczęły, a sv starał się nadzorować wszystko, chociaż czasem opornie mu szło.

Nagle z daleka usłyszałem warkot silnika vigero, które zaczęło do nas podjeżdżać. Tylko jedna osoba mogła w tym momencie pobrać ten samochód, a mimo wszystko błagałem, żebym się mylił. Obróciłem się w stronę auta, które stało niedaleko mnie. Na dachu widniały liczby 403, więc może to być tylko jedna osoba. Xander. Kurwa, czemu jak przestaje o nim myśleć, to nagle się zjawia i wszystko szlag trafia? Brązowooki wysiadł z pojazdu i podszedł do mnie, stając po mojej lewej.

- Cześć Dantuś - przywitał się i przewiesił rękę przez moje ramiona. Czemu on musi być tak blisko? I to za blisko? Czuję się niezręcznie, a mimo wszystko czuję miłe uczucie w podbrzuszu na jego dotyk i bliski kontakt.

- Cześć, co tam? - Starałem się nie pokazywać spięcia, jakie powstało w moim ciele. Czułem, jakbym napiął wszystkie mięśnie ciała, a mimo wszystko one pozostawały luźno na swoim miejscu.

- Nic takiego, chciałbyś pojechać jako moje RTO?

- Mogę pojechać - Złapałem za radio i zgłosiłem, iż pojadę z Xanderem. Nie potrafiłem mu odmówić, każdemu potrafiłem, ale jemu nie.

Cisza. Czekając na prawdę - Albert Speedo x Vasquez SindaccoWhere stories live. Discover now