Rozdział XXIV

320 14 0
                                    

Hayley


Było grubo po północy, kiedy wciąż siedziałam sama w salonie i przeglądałam notatki Mariny. Liczyłam na to, że znajdę wśród nich jakąś wskazówkę. Zapiski, regułki, receptury, rysunki, było tego mnóstwo. Niektóre z nich widziałam już po raz piąty lub dziesiąty, mając nadzieję, że akurat dostrzegę jakąś ukrytą wiadomość. Nic szczególnego nie rzucało mi się jednak w oczy, choć wciąż towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że to właściwy trop. Przerzucałam więc kartki po raz kolejny, aż w końcu natrafiłam na zarys jakiegoś zamczyska. Wcześniej nie zwróciłam na niego dużej uwagi. Był niedokończony i na pierwszy rzut oka nie było w nim nic interesującego. Teraz jednak dotarło do mnie, że wygląda trochę jak projekt. W przeciwieństwie do dzikich krajobrazów i egzotycznych kwiatów, zamek był bardzo symetryczny i dokładnie naszkicowany, wszystkie linie były zamierzone i równe. Zaczęłam się zastanawiać, czy on rzeczywiście istnieje, czy raczej miał istnieć. Poza tym był bardzo w stylu Victora. Nie zdziwiłabym się, gdyby była to jego wymarzona rezydencja.

Nie namyślając się długo, zebrałam wszystkie potrzebne rzeczy, wraz z rysunkiem zamku, i wyszłam na zewnątrz. Udałam się na tyły ogrodu, zamknęłam oczy i maksymalnie się skupiłam.

- Dokąd to, Luno?- usłyszałam głos jednego ze stróżujących wilków. Nie zdążyłam mu jednak odpowiedzieć, bo dobrze znany mi wir powietrza zdążył mnie już pochłonąć. Czując nagły wzrost ciśnienia rozsadzającego mi czaszkę, aż syknęłam. Kiedy jednak uniosłam powieki, wszystko minęło, a ja mogłam czuć satysfakcję. Znów mi się udało. Lekcje Avy może jednak na coś się przydały.

Znajdowałam się przed willą Victora. Jak zwykle czułam bijącą od niej magię. Wiedziałam, że postępuję ryzykownie, nawet i lekkomyślnie, ale Steven nigdy w życiu nie pozwoliłby mi na to, co zamierzałam zrobić. A innego sposobu nie było, tak podpowiadał mi rozum.

Z niemałym strachem weszłam do środka. Każdy dźwięk dobiegający do moich uszu wywoływał u mnie paniczne kołatanie serca i przejmujące dreszcze. Miałam świadomość, że nie jestem sama. Ktoś mnie obserwował.

Z duszą na ramieniu udałam się do pokoju, w którym jeszcze wczoraj rozegrała się dramatyczna scena. Zapach zaschniętej krwi przyprawiał mnie o mdłości, a ciała wampirów z wnętrznościami na wierzchu tworzyły obraz jak z najstraszniejszego horroru. Właściwie to był horror.

Podeszłam do lustra, depcząc po kawałkach stłuczonego szkła, które pękały pod podeszwami moich butów. Przejście było zamknięte, to nie ulegało wątpliwości. Byłam jednak pewna, że w tym domu znajduje się przynajmniej jeszcze jedno, ale skrzętnie ukryte. Musiałam odnaleźć je za wszelką cenę.

Nie wiedzieć czemu, dotknęłam ramy lustra i wtedy usłyszałam głośny szelest. Odwróciłam się gwałtownie i tak jak się spodziewałam, stanęłam twarzą w twarz z moim największym strachem.

- Proszę, proszę, kto mnie odwiedził? Mała Marina.- prychnął i zacmokał z dezaprobatą. Podszedł do mnie i zimnymi palcami ujął mój podbródek. Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem, nie mając odwagi się poruszyć. Wlepiał we mnie swoje świdrujące spojrzenie i przez chwilę nic nie mówił, zapewne zastanawiając się, na jak wiele jestem zdolna. Raczej nie sądził, że przyszłam z nim walczyć.

- Wypuść Avę i odpuść wilkołakom. Weź mnie sobie.- powiedziałam drżącym głosem. Nie potrafiłam na niego patrzeć.

- Kusząca propozycja, ale z niej nie skorzystam.- odparł i z ogromną siłą uderzył mnie w twarz. Upadłam z jękiem na posadzkę, a Victor wybuchł szyderczym śmiechem.- Widzisz, to wszystko twoja wina. Gdybyś była grzeczna od samego początku, nie byłbym teraz taki zły. Poza tym, ta zdradziecka dziwka Ava zasługuje na to, co ją spotkało, podobnie jak banda tych parchatych szczeniaków, z twoim kochasiem na czele.

Księżycowa Dama 🌒🌗🌒 || Część 1 || ZAKOŃCZONA ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz